Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-01-2010, 20:53   #8
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Kurenai Chishio

Wraz z upływem czasu w klubie zdawało się robić coraz ciemniej. Pojedyncze żarówki, jakby wciśnięte specjalnie w te ukryte przed okiem punkty , gasły jedna po drugiej. W wirze zabawy trudno było określić w jakim tempie.
To co wyczyniał tłum, trudno było nazwać tańcem. Ciężka, ostra muzyka wprawiała w drganie wnętrzności, ludzie zarzucali całymi ciałami, podskakiwali w miejscu, wykręcali głowami. Powietrze szybko wypełnił zapach potu i alkoholu. Wszystko dookoła zdawało się skąpane w chaosie. A jednak - pośród tych spoconych twarzy, po których często spływał makijaż , szału , poczucia oderwania od rzeczywistości , poczuć można było przynależność do czegoś. Abstrakcyjne poczucie spokoju, bezpieczeństwa. Można wręcz przypuszczać, że skołatane serce tylko w takim chaosie mogło odnaleźć ład. Muzyka, ludzie, taniec, krzyki i jęki - wszystko biło tutaj tym samym rytmem co postrzępione serce. Tak jakby noworodka umieścić ponownie w łonie matki - słyszeć tak wyraźnie bicie serca, które niespodziewanie zostało nam wcześniej odebrane w bólu, zimnie i krzykach.

Wtedy to oczy Chishio wyłapały w otoczeniu coś co nie pasuje do reszty. Pojedyncze szkiełko w kalejdoskopie zatrzymało się, kiedy reszta jeszcze tańczyła , bawiąc zmysły.
Wzrok potrzebował chwili aby obraz nabrał ostrości. Szkiełko przybrało kształt mężczyzny. Zamarł w bezruchu, patrząc przestraszonymi oczyma w kierunku Chishio. Szczupła twarz, wysoki acz raczej chudy - I te oczy. Te same , które tamtej nocy spoglądały na Kurenai w ten sam sposób co teraz. Z dziwnym lękiem. "Akichi Kinochimaru" usłyszałeś głos detektywa Hanakawy.
Bez wątpienia, to był on. Nim Chishio wykonał jakikolwiek ruch, ten zerwał się do ucieczki. Wybiegł z sali, na niewielki korytarz , gdzie znajdowały się schody (po prawej) oraz bar (po lewej). Obejrzał się za siebie jeszcze raz. Podbiegł to drzwi tuż obok kontuaru z napisem "Tylko dla personelu". Pchnął je barkiem i zniknął gdzieś za nimi.


Segawa Ayumi

Maki zniknęła na chwilę z oczy Ayumi. Jej drobna sylwetka utonęła gdzieś w tłumie, pochłoniętych całkowicie szałem ludzi. Ludzi , którzy sprawiali różne wrażenie. Nie każdy bowiem był podobny do Maki . Wzrok dziewczyny mógł wyłapać chudych chłopców, o pryszczatych twarzach, zapewne młodszych o niej samej. Ubrani w zwyczajne, wytarte dżinsy, wyblakłe czarne koszulki. Byli też skrajnie odmienni - w skórzanych , skąpych strojach. Z postawionymi włosami, makijażem , obwieszeni łańcuchami. Wszyscy jednak bawili się w tym samym tłumie. Dawali się ponieść tym samym emocjom.
Ayumi spostrzegła siostrę Kaoru przy niewielkich schodkach, w drugim krańcu sali, na lewo od sceny. Pomachała do kogoś w górze. Osobą tą okazał się mężczyzna w długim, czarnym , połyskującym płaszczu. Rude włosy były długie z przodu, a na tyle poczochrane i usztywnione lakierem bądź żelem. W okolicy ust miał kilka połyskujących kolczyków, a na powieki obficie nałożony czarny cień.
Zszedł do Maki po schodach, zamykając za sobą drzwi do zawieszonego nad sceną pomieszczenia. Nie mogła ani usłyszeć , ani też domyśleć się z ruchu warg o czym rozmawiają, ale obydwoje zdawali się ucieszeni. Mężczyzna uśmiechał się lekko, a Maki uwiesiła się mu na szyi cmokając w policzek. Zamienili kilka słów, dwukrotnie zerkając w tym czasie w kierunku Ayumi. W końcu oboje ruszyli w jej kierunku. Ominęli tłum szalejący pośród ciemności i muzyki, aby zatrzymać się obok baru, tuż przy zasmuconej dziewczynie.
- Ayumi ! To on, Gakidou, poznajcie się. - uśmiechnęła się , po czym odskoczyła nieco na bok pozwalając zbliżyć się mężczyźnie.
Ten skinął głową i lekko się uśmiechnął. Swoimi srebrnymi niemal oczami spojrzał na barmana, który bez słowa postawił przed nim szklankę whisky z lodem.
- Gakidou desu. - chwycił za szklankę wykonaną ze rżniętego szkła. - Jesteś znajomą Maki, tak ?- zerknął na dziewczynę z fioletowymi pasemkami.- Słyszałem, że nigdy nie byłaś w takim miejscu, to prawda ? Jak ci się podoba ?-
Jego głos... Trudno określić. Niby taki jak tysiące, setki tysięcy, miliony innych. A mimo wszystko tak wyraźny i pewny. Można by powiedzieć, intrygujący. Usiadł na barowym krześle, ukazując czarne sztruksowe spodnie z uwieszonym na boku łańcuchem. Nogawki skryte były pod sięgającymi kolan , wypolerowanymi glanami. Kiedy oderwała od nich swoje spojrzenie, unosząc jena jego twarz , poczuła dreszcz na karku. Uśmiech zniknął z jego twarzy, jednak trudno było odgadnąć co czuje czy myśli. Srebrne oczy, jak spodki, wpatrywały się prosto w nią. Nie mrugnął , wzrok nawet nie drgnął. Jak kot wpatrzony w ofiarę. Zdawało się mówić "Jestem tutaj dla ciebie. Słucham tylko ciebie. Widzę tylko ciebie". Sprawiło, że wszystko inne zniknęło. Muzyka, krzyki, tłum, Maki, barman, zapachy. Wszystkie zmysły dostrzegały tylko Gakidou. Przez chwilę zawieszeni gdzieś poza czasem, w wiecznym "teraz". Czekał na odpowiedź, na tak błahe pytanie. A mimo wszystko, towarzyszyło temu tak głębokie poruszenie...

Murinichi Rekai

Zabawa szybko nabrała tempa. Surrealizm klubu stawał się coraz bardziej oczywisty. Ludzie w sali, jak wysoka trawa, tańcząca pod napierającym wiatrem. Masa pozbawiona celu, a mimo wszystko poruszająca się, egzystująca. Zgasły niemal wszystkie światła. Jedynie pojedyncze żarówki, skryte gdzieś po kątach sali dawały wątłe światło na ten żywy obraz. Ukyo-e , rzec można. "Obraz przemijającego świata. Choć również nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Obraz bowiem uchwycił dynamikę, biła chaosem, jednak nie było widać w tym wyraźnego kresu. Czas płynął, muzyka dalej , niczym wiatr uginała spocone ciała tłumu.
W tym wszystkim zanikała gdzieś "komercyjność" tego miejsca . "Klub" napierało całkowicie innego znaczenia, być może nawet wcale nie pasowało. "Świątynia" lub "Ołtarz" - te słowa przychodziły na myśl. Choć mogło to szokować. Miejsce kultu, pozbawionego wyznaczonych granic czy reguł. Skąpane w chaosie, w którym każda z osób tutaj się znajdujących potrafiła się odnaleźć. Gdzieś tutaj , w tym ceglanym , abstrakcyjnym posągu , istniała luka. Luka, której Rekai szukała. Starała się ją dostrzec. Przecież gdzieś tutaj istniało miejsce, dawniej wypełniane przez Taiko.
- Niezwykłe, prawda ?
Usłyszała głos zza pleców. Mężczyzna w długim , czarnym płaszczu stał przy kontuarze, bokiem do niej. Przed nim ustawiona była kolejka pięciu kieliszków wódki. Wygląd raczej szokował ludzi konserwatywnych. Ktoś kto znał Harajuku , bywał tam często zapewne nie raz widział osoby o podobnym wyglądzie. Osobnik ten różnił się jednak czymś - nie był gówniarzem, jakich to zazwyczaj się tam widuje. Wyglądał na około trzydziestki.
Biła od niego inna aura, niż od tłumu w głębi sali. Nie skierował na nią całej swej uwagi, bawił się jednym z szybko opróżnionych kieliszków. Mimo to, czuła jego obecność , w dziwaczny, wyraźny sposób. Zdawało się , że ten chaotyczny świat abstrakcji właśnie odsłonił przed nią swoje serce. Jak cyklon, szalejący wiatr. W którego centrum jednak panuje całkowita cisza i spokój.
- Czegoś tutaj szukasz, prawda ?

Margot Tepes

Groteska - tak zapewne ocenił by to artysta , filozof bądź poeta zachodni.
A atmosfera ? Rzymska orgia ? Pozbawiona masek zabawa, mająca na celu tylko dać upust emocją, pieścić zmysły, ukoić drżenie. Postacie obściskujące się, pieszczące swoje ciała w ciemnych zakątkach sali. Nie ukryte w żaden sposób przed spojrzeniami. Choć ona to zauważała, nikt inny nie reagował w żaden sposób. Ani śladu po zaskoczeniu, irytacji, krępacji.
Przy barze panował niesamowity ruch. Z cienia wyłaniały się postacie, zwabiane jak ćmy, przez światło odbijające się od kolorowych butelek po drugiej stronie kontuaru. Mieszanki alkoholi ,których próżno szukać w lokalach w różnych stronach świata.
Całe pomieszczenie ogarnął zaduch, stworzony przez ciepło ludzkich ciał. Pot, zapach pudru. Odkryte , spocone ciała, sunące po nich dłonie. Marszcząca się pod ich ruchem skóra. Te same ciała uginające się w rytm muzyki. Krzyki, wulgaryzmy. Dwa równoległe światy - jeden pełen erotyzmu i doznań. Drugi - pełen chaosu, szału i nieposkromionej energii.
To wszystko tak szczerze pierwotne, ludzkie.
Do Margot podszedł młody Japończyk. W nosie, brwiach , ustach, uszach posiadał liczne kolczyki. Włosy ścięte na irokeza i postawione jak żel. Mówił bardzo szybko, zbyt szybko. Gestykulując przy tym. Oczy miał zamglone, nie przytomne poniekąd.
Szukała wzrokiem pomocy, jednak w tej orgii nikt zdawał się nie dostrzegać jej skołowanego spojrzenia. Wtedy dostrzegła mężczyznę w długim , czarnym płaszczu stał przy kontuarze, bokiem do niej. Kątem oka zerkał w ich kierunku, zdawał się jednak na coś czekać...

John Shoemaker

Barman spojrzał niepewnie na obcokrajowca. Nie można powiedzieć, by inni "goście" klubu byli abstynentami. Alkohol był tutaj niczym woda w oazie, dla błądzących po pustyni. Kiedy już tutaj zawitali, wlewali w siebie ogromną jego ilość.
Niepewnie postawił na kontuarze butelkę oraz szklankę whisky, po czym zebrał zbitkę banknotów rzuconą mu jako "zapłata". Poza barmanem na Johna nikt nie zwracał uwagi. Był jednym z wielu, w tej "krainie czarów". Różniła się od tej bajkowej tym, iż nie dało się tutaj zabłądzić. Osoba, która tutaj wchodziła zawsze odnajdywała w swej podświadomości bodziec, który w jakimś stopniu pasował to tej układanki. I chociaż dla niemal całkowicie nieobeznanego obcokrajowca, obserwacja wszystkich była porównywalna ze spacerem po psychiatryku, John znał Japonię. Choć zapewne od tej strony nie aż tak dobrze.
Whisky znowu wywołała szumienie w głowie. Dla Johna kojące, dla innych raczej nie mające nic wspólnego z tym fal oceanu.
- Ora ! Tanaka, podaj jeszcze butelkę whisky dla mnie i Gakidou-sama.
- Ten pan, zamówił ostaniom.
-wskazał na Johna.
- Całą butelkę ? - Takamochi zerknął na Johna.
- Trudno... Daj w takim razie jakiś rum.
Znowu spojrzał na Johna. Grzywka zakrywała większość jego twarzy. Ciemne oko spoglądało na amerykanina dojść podejrzliwie.


Goro Haruki

Harukiemu zapewne wydawało się, że jest to jedna z "knajpek" jakich wiele. Obskurna, tania a jednak ciesząca się powodzeniem. Odrapane ściany w kolorze zgniłej zieleni, wykończenia z pordzewiałej blachy , wiórowa , pościerana miejscami, płyta na podłodze.
Zegarek wskazywał godzinę 20:15. W lokalu było jeszcze względnie niewielu ludzi. Tak mu się wydawało, gdyż w pomieszczeniu pozostało jeszcze wiele miejsca.
Zespół chwilę temu rozpoczął swój występ. Czuł jak każde uderzenie perkusisty wywołuje drżenie jego wnętrzności. Tłum w pobliżu sceny się zwiększał. Wtedy próg sali przekroczyła postać, która zwróciła jego uwagę. Bez koszulki, z bliznami na klatce piersiowej. Krótko ścięte włosy przykryte dziwacznym , wełnianym beretem, wąsy i rzadka acz długa bródka i do tego okulary w stylu "disco". Zmienił się bardzo, bez wątpienia jednak był to Jezz.
Omiótł spojrzeniem sale i uśmiechnął się pod nosem. Palce lewej dłoni wystukiwały rytm o jasne , przetarte dżinsy na udzie. Zatrzymały się, kiedy zatrzymał spojrzenie na Goro.
- Bushi ?! Ja pierdole, to naprawdę ty ! - podszedł szybko . Kieszenie spodni miał mocno wypchane. Nie było wątpliwości co je wypełniało...

 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 07-01-2010 o 01:30.
Mizuki jest offline