Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-01-2010, 23:39   #41
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Wystrzelone przez Rudigera i Erwina szypy o dziwo sięgnęły celu. Furkocząc szalenie na wietrze, z impetem uderzyły w niewyraźne, smoliste cielsko, spadające z białego nieba. Ugodzone w locie straszydło zawyło wściekle i zatrzepotało błoną skrzydeł, zatrzymując się w powietrzu. Wydawało się przez moment z zaciekawieniem przyglądać kąsającej zdobyczy. Dopiero teraz dało dostrzec się szczegóły jego zdeformowanej sylwetki. Wyciągnięta do dołu paszcza zaklapała zębiskami, oblizując się obrzydliwie owrzodzonym językiem. W mgnieniu oka maszkara uniknęła następnych dwóch strzał i niespodziewanie rzuciła się w dół, pikując szalenie na wycofujących się strzelców. Nim ci zdążyli uniknąć spadającego z nieba cielska, było już przy nich. Potężne uderzenie skrzydła odrzuciło Rudigera w biały puch. Erwin miał mniej szczęścia. Nim ociekające śluzem zębiska zacisnęły się na jego szyi, zdążył oddać już tylko jeden strzał. Pocisk nie mając do pokonania długiej drogi, uderzył mocno w jeden z oczodołów maszkary. Siła łuku zsumowana z impetem szarżującego stworzenia wbiła strzałę głęboko w zdeformowaną czaszkę.


Demon zawył opętańczo, odrywając w bezmyślnym spazmie bólu głowę pechowego strzelca. Nim ktokolwiek zdążył jednak do niego doskoczyć, ponownie powstał ze śniegu, składając podziurawione ostrzałem skrzydła. Ciężko było stwierdzić, czy wystająca mu z czaszki strzała była prawdziwą raną, czy tylko rozjuszyła dodatkowo demoniczne stworzenie.

Tymczasem, dzięki niedobrowolnemu poświęceniu łucznika, grupie uciekinierów udało się dotrzeć do pobliskiego skupiska świerków. Drzewa nie rosły zbyt gęsto, a same skupisko nie było zbyt liczne ale ukryci w nim ludzie zyskali jedno - potwór skupił się na ofiarach pozostałych na przedpolu. Zarówno otumaniony uderzeniem Rudiger, jak i otrząsający się ze śniegu bretoński rycerz nie zdołali dotrzeć jeszcze do zbawiennej linii drzew. Bestia spojrzała to na jednego, to na drugiego. Kto wie, czy spowodował to połysk zacnej bretońskiej stali, czy szlachetny profil dumnego rycerza, tak obrzydły plugawym kreaturom, ale bestia wybrała w końcu obcokrajowca, rzucając się nań ze wściekłym rykiem. Rycerz, widząc odległość dzielącą go od schronienia stanął. Nie było szans na dotarcie do drzew, nim w jego plecy z impetem uderzy plugawa kreatura. A rycerzowi...

I wtedy w mroźnym, nocnym powietrzu rozległo się zwierzęce wycie. Z zamieci wyłoniło się stado cieni. W mroku białej nocy zabłysło żelazo. Chmara dzikich wojowników rzuciła się na stwora, jeszcze nim ten zetknął się z przygotowaną do ostatniej obrony tarczą Bretończyka. Czarna maszkara zawyła przeciągle, próbując zrzucić z siebie orzących jej ciało wojowników. Ci byli niczym dzika wataha wilków, nie odpuszczając, kąsając żelazem raz po raz najbardziej odkryte punkty zdeformowanego cielska.

Po chwili, przewaga atakujących zaczęła jednak maleć. Potwór mimo ogromnej kałuży upuszczonej z niego czarnej posoki nadal walczył z niemal równą siłą, pomniejszając atakujące go stado z każdym kłapnięciem szczęk i ciosem ostrych jak brzytwa odnóży. Wtedy, gdy wszystko wydawało się stracone, a uciekinierzy w desperacji zaczęli rozbiegać się w poszukiwaniu schronienia, w powietrzu rozbrzmiała modlitwa.

Towarzyszący grupie kapłan Sigmara ze zdziwieniem spojrzał na swój bojowy młot, promieniujący teraz czystą mocą Obrońcy Imperium. Z jego ust mimowolnie zaczęły sączyć się słowa nieznanej dotychczas modlitwy, coraz głośniej i głośniej, przebijając w końcu wiatr i okrzyki wszechobecnej, gwałtownej śmierci. Potężny obuch broni zatoczył w powietrzu łuk i pognał w stronę pyska siejącej zniszczenie maszkary.

Tylko po to, by zatrzymać się w burzy iskier na stylisku topora dzierżonego przez widzianego wcześniej dzikusa. Jego broda wydawała się powiewać na niewidocznym wietrze, oczy płonęły białym ogniem, zaś z poczerniałych zębów wydobywał się warkliwy okrzyk, układający się w chrapliwą melodię modlitwy do Pana Zimy. Obaj natchnieni wojownicy przez moment mierzyli się wzrokiem, szczerząc zęby w wysiłku. Kąciki ust dzikusa nieznacznie się uniosły. Po zaledwie jednym uderzeniu serca, obaj zgodnym ruchem odwinęli się i z impetem wrazili błogosławioną broń w paszczę plugawego stwora.

Maszkara zachwiała się na nogach, brocząc obficie z pogruchotanego cielska. Potężne skrzydła rozwinęły się bezwładnie. Stwór w ostatnim geście ratunku, uniósł się niezdarnie w przestworza, zrzucając tnących go nadal wojowników. W powietrzu zawinął pętlę, uderzając o kamienisty stok i wpadł do pobliskiej szczeliny, znacząc śnieg szerokim pasmem czarnej posoki.

Potężnemu łupnięciu rozrywanego o kamienie cielska towarzyszył dziki wiwat przybyłych wojowników.

******

Nikt z ocalałych nie zapamiętał zbyt dobrze nocnej drogi do twierdzy Ulrykan. Wycieńczone do granic możliwości ciała i umysły podróżowały jakby w transie, tonąc w morzu śniegu i czerni nocnego nieba.

Świadomość przywróciły dopiero promienie południowego słońca.


Twierdza wojowników Pana Wilka wyglądała jakby pamiętała jeszcze czasy ostatnich najazdów Chaosu. Rozpadające się na każdym kroku mury i butwiejące podpory potężnego niegdyś grodu z pewnością od setek lat narażone były na górskie żywioły. Wątpliwym było, by od tego czasu spotkały je jakiekolwiek fachowe naprawy.

Umieszczono was w surowej, żołnierskiej izbie o zimnych, kamiennych ścianach, pozwalając przez najbliższy dzień, do przybycia Kapłana, poruszać się po całym terenie twierdzy, z wyjątkiem podzamkowych grot, zamieszkiwanych, według wojownika Jarla, przez kobiety i dzieci. Tam też podobno zabrano towarzyszących wam do tej pory chłopów. Coś w tym musiało być, bo na powierzchni nie dostrzegliście nikogo poza dorosłymi wojownikami.

- Jestem Jarl - odparł dumnie oddelegowany do pilnowania was młodzieniec o piersi szerokości wozu i pustym, bezmyślnym spojrzeniu dziesięcioletniego osiłka.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 09-01-2010 o 02:31.
Tadeus jest offline