J.D. westchnął i nawet się nie ruszył z miejsca. Sierżant się zachowywał jakby robił oddziałowi łaskę, że go bierze na misję. Po prostu olał ich pytania. Tylko na dzień dobry dał dowód, że jest palantem. Czy on w ogóle wie, co to litosfera? W podstawówce tego uczą. "Nie zdziwię się, jak zginie na dobry początek misji, zabity przez jakiegoś Indiańca, czy kto tam w tych Indiach mieszka."
Posiedział jeszcze chwilę patrząc jak reszta oddziału rozchodzi się do roboty. W końcu westchnął ponownie, wstał i ruszył w kierunku szatni. Wszedł akurat w trakcie rozmowy Maxa i Cherry'ego.
- Może i go ochronisz, ale chłopak będzie nosił ze sobą tą spluwę jak głupi. A sierżant chyba wstał z hibernatora lewą nogą i na dodatek mu szefostwo nie powiedziało dokąd leci, więc informacji z niego nie wyciśniemy. - dorzucił swoje trzy grosze J.D.
- Witamy w wojsku - odrzekł z uśmiechem.
- Regulamin nie wspomina o narzekaniu na dowódcę. Znaczy wolno. - stwierdził odkrywczym tonem Jeremy.
Zaczął grzebać w swojej szafce, wybierając rzeczy do zabrania, a jednym uchem przysłuchując się reszcie rozmowy.
- Hej, Cherry, jakby było co pić, albo na co popatrzeć to mnie zawołaj. Spróbuję udawać dobrego chłopca i pójdę do hangaru, pomóc moim osobistym szoferom. - rzucił za odchodzącym Chińczykiem... Wietnamczykiem?... jakimś azjatą w każdym razie.
- Dobra. gwizdnę dwa razy. - odpowiedział ten na odchodnym.
Ułożył cały ekwipunek w jednym miejscu i sprawdził jego stan. Gdzieniegdzie coś trzeba było poprawić, gdzieniegdzie wyczyścić. Nie spieszył się. Po pierwsze to była jedyna okazja w czasie misji, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik, a po drugie nie spieszyło mu się, do robienia za tragarza. Po godzinie w końcu plecak był spakowany, pas przygotowany i całość ładnie ułożona w szafce. Nie było potrzeby teraz się w to wszystko ubierać, więc zamknął szafkę i poszedł zgodnie z obietnicą do hangaru. Rozejrzał się, żeby się upewnić, że sierżanta nie ma w środku i rozdarł się na cały głos:
- Do roboty, nieroby śmierdzące, w wojsku jesteście nie na wakacjach, ruszać się, bo Wam łby poukręcam!
Jeden z leżących pod ścianą żołnierzy (oczywiście ciężko zapracowany) zerwał się na równe nogi i rozejrzał z trwogą. Widząc, że żadne dowództwo nie pofatygowało swojego zadu do nich rzucił w J.D. zmiętą paczką po papierosach i wyszeptał pod nosem kilka przekleństw pod jego adresem. Jeremy zadowolony, że trochę podniósł ludziom poziom adrenaliny wziął się do roboty.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Ostatnio edytowane przez Radagast : 14-01-2010 o 22:47.
Powód: Andramil
|