Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2010, 23:47   #275
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Miriam, Raina, Vanya, Vaelen

Nic się nie udało. Nikomu.
Ani Miriam, która próbowała jednocześnie dźgnąć Vanyę sztyletem i za pomocą magii wyssać resztkę energii z elfki. Nic się nie udało.
Magia, raz puszczona w ruch, jakby powędrowała w przeciwną stronę… do Dantlana, który niewiadomo skąd wziął się nagle obok was. Jednak to nie był wasz czarodziej, dopiero teraz to zauważyliście. Bowiem Dantlan nie był przecież cały czarny, zupełnie jak tamten chłopak, który was prześladował.
- Dziękuję. – powiedział wchłaniając energię zaklęcia Miriam, po czym rozsypał się na tysiąc czarnych ziarenek.

Z tego wszystkiego nekromantka nie trafiła też i sztyletem – zamiast wbić go elfce w bok, wsunęła ostrze pod nią. Kwaśną miną wyraziła dezaprobatę, lecz nim ktokolwiek zdążył cokolwiek zrobić, usłyszeliście huk.
To Vaelen, który upadł dopiero co wstawszy z podłogi. Mag przecenił swoje odzyskane siły – czuł się względnie dobrze póki siedział oparty o ścianę, lecz gdy tylko wstał, świat wokół niego zawirował i kolana się pod nim ugięły.
To i upadł, na twarz. Tak boleśnie, że aż nie wiedział co mu doskwiera bardziej – czarna, spalona dłoń o której sądził, że już wyzdrowiała, czy nowo nabyte rany i zadrapania na twarzy.

Dodatkowo poczuł w ustach metaliczny posmak jakiejś cieczy. Wypluł na bok. Krew, jego krew. I coś białego… ząb. Świetnie.

Na nieszczęście dla Vanyi, żadne z tych wydarzeń jej nie pomagało. Nie mogła oddychać, dusiła się. Czuła w piersi dotkliwy ból, jakby ten sprzed kilku minut stwierdził że nie dokucza jej wystarczająco.
Nie mogła oddychać… była cała blada…
Przestała oddychać.

Vanya

W mgnieniu oka byłaś gdzieś indziej. W całkiem przyjemnej okolicy.
Przed tobą była ścieżka, dookoła niej zaś bujny, zielony las. Wydawało się, że jest środek dnia, jednak patrząc w niebo widziałaś dziwny, ciemnoniebieski wir który zdawał się wszystko wsysać ku górze.

Jednak jedna rzecz nie dawała ci spokoju… czemu pod tobą była przepaść?... I gdzie było twoje ciało?!

Patrząc w dół nie widziałaś siebie, tylko jakąś niewyraźną, niebieskawą chmurkę pod którą rozciągała się nicość. Spanikowałaś – nie wiedziałaś co robić. Nawet nie mogłaś machać rękami w przerażeniu, bowiem nie miałaś rąk. Ba, nawet nie mogłaś krzyczeć.

W tej panice jednak wykrzesałaś z siebie pewną istotną, jak się zdawało, myśl – chciałabym się znaleźć na tej ścieżce…

I zaczęłaś ku niej sunąć – powoli, lecz nieubłaganie. W miarę pokonywania kilku metrów czułaś się coraz bardziej zmęczona – płuca, których nie miałaś, paliły; nogi, których również nie posiadałaś, bolały.

Wreszcie dotarłaś. Byłaś na ścieżce. Nogi cię bolały jak nigdy, zachłannymi haustami wciągałaś do płuc powietrze. Chwila…
Nogi? Płuca? Miałaś je… tak jak i resztę ciała! Tak jakby…

Patrząc teraz na siebie nie widziałaś siebie. Widziałaś makabryczne ciało na widok którego cię mdliło. I to mocno.
Wszędzie widoczne były tkanki, mięśnie i kości – nie miałaś skóry. Czerwone mięso w ręce ruszało się za każdym razem kiedy zginałaś palec, nadgarstek, lub całą rękę. Mimo iż niesamowicie obrzydliwe, musiałaś przyznać, że było to również nieco ciekawe…

- O, nowy. – usłyszałaś głos. Zobaczyłaś przed sobą istotę wyglądającą dokładnie tak jak ty – no, może nieco wyższą i z większą ilością mięśni. – Witam w zaświatach.

Keith

Postanowiłeś przejść się po pokoju tak, by zobaczyć demona w lustrze na ścianie. Nie było to trudne, bowiem stwór – trzymając szpony na broniach zatkniętych za pas – przesuwał się ku ścianie i w pewnym momencie przeszedł przez twoją linię wzroku odbitą w lustrze.

I zniknął demon, a na jego miejscu ktoś postawił Lenarda. Tak po prostu. Najemnik, tak jak demon chwilę wcześniej, trzymał dłonie na rękojeściach mieczy w pochwach.
Nie spuszczając z ciebie swojego pełnego podejrzeń wzroku, Spoon doszedł do ściany i zaczął ją gładzić, jakby coś sprawdzając.

Wtedy dopiero dostrzegłeś, że w miarę jak się przemieszczałeś po pokoju, coraz większe kawałki ścian widziane w lustrze „zmieniały się” z nieociosanych, wystających głazów w gładką, kamienną ścianę.

Spostrzegłeś coś jeszcze. Dyszałeś, byłeś cały oblany potem. Musiałeś wręcz rękawem otrzeć pot z czoła i twarzy, bowiem płyn napływał ci już do oczu. Jakby tego było mało, gorąco odbijało się również na twoim stanie fizycznym – kręciło ci się w głowie, miałeś mdłości.

Lenard

Dziwna postać ruszyła się w stronę przeciwną do twojej – ty w prawo, on w lewo. W pewnym momencie jednak się zatrzymał i… gapił się na ciebie. Nie wiedziałeś, czy przygotowywać się do ataku, do obrony, czy co w ogóle robić.

Doszedłeś do niezwykłego kawałka ściany i pogładziłeś go – faktycznie była to szara, kamienna ściana. Chyba, że ktoś kpił sobie nie tylko z twojego wzroku, lecz także z dotyku… wszystko już ci się mieszało.

Wilgoć odczuwana w powietrzu ani myślała zmaleć i czułeś się coraz gorzej – kręciło ci się w głowie i ciężko ci było się skoncentrować. Pot, spływający ci obficie po twarzy, napływający do oczu i ogólnie oblepiający całego ciebie, tylko pogarszał sprawę.
 
Gettor jest offline