Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2010, 17:59   #44
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Agrh!- krzyknął przerażony drwal, kiedy olbrzymie stworzenie urżnęło łeb Erwina. Mężczyzna stanął w miejscu nie mając bladego pojęcia co począć. Śmierć kompana mocno nim wstrząsnęła. Dawno taki przerażony nie był. Jego oczy błądziły bez celu po całej okolicy. Czas płynął niezwykle wolno ale i zarazem szybko. Nawet nie miał pojęcia w którym momencie przy straszliwej bestii pojawili się miejscowi barbarzyńcy, prawdopodobnie koledzy dzikiego obdartusa, który prędzej nawiedził ukrytych w chatce uciekinierów. Widząc tę grupkę, rzucającą się na stwora i on odzyskał zmysły. Ścisnął mocniej siekierę i ruszył w tamtą stronę. Był zmęczony po prostu. Ucieczką, snem w niewygodnej pozycji, kolejną ucieczką, a teraz doszła walka i to z czym? Gustlik wyszczerzył zęby w grymasie wysiłku biorąc potężny zamach zza pleców. Głowica siekiery uderzyła w twarde cielsko, z którego trysnęła czarna krew. Niespodziewanie, pod gradem wielu ciosów stwór stracił życiowe siły i próbując odlecieć, uniósł się w powietrze. Wiele sporych ran odebrały bestii tyle życia, że nie zdołała daleko uciec. Po kilku chwilach wpadła martwa do skalnej szczeliny. Gustaw sapał ciężko. Jego siekiera spadła wraz z stworem do szczeliny, gdyż starszy człek nie zdążył wyszarpać swego narzędzia pracy, z ciała demona, zanim nie odleciał.

-Na bogów... Z niebios żeście nam spadli...- syknął, próbując złapać oddech, jednak nikt chyba nie zwrócił uwagi na jego podziękowanie. Wszyscy, którzy przetrwali noc, zgodnie z zapowiedzią Ulrykanina dostali życiową szansę. Wraz z bandą dzikusów ruszyli w kierunku określonym „jak najdalej od zbliżającej się armii zwierzoludzi”. Dotarli do starej twierdzy, która była dla nich wspaniałym przystankiem na drodze ucieczki. Nawet sypiące się mury nie odebrały krzty ulgi, której doznał. Rosły rudzielec wypuścił powietrze z ust i uśmiechnął się pod nosem. Gustaw nigdy nie był w tego typu twierdzy. Czasami wpadał do miasta, by wydać zarobione pieniądze i uzupełnić zapasy, tamtejszy ratusz był jednak wielokroć mniejszy. Gustlik maszerował odrobinę energiczniej wzmocniony wewnętrznym poczuciem spokoju. Pierwej umieszczono ich w chłodnej komnacie o wystroju pasującym jego gustom. Skromnie i praktycznie. Drwal usiadł na drewnianym stołku i wyciągnął nogi przez siebie. Sapał głośno, wypuszczając z ust kłęby pary. To było to czego mu było trza. Odrobina komfortu i chwilowy odpoczynek. Pod wieczór gdy czuł, że w wszystkich członkach jego ciała wraca czucie, postanowił zwiedzić cytadelę.

Idąc pustymi, mrocznymi korytarzami, obawiał się duchów przodków Ulrykan, jednakże miał świadomość, że takie zdarzenie byłoby istną kpiną losu. Pierwej zwierzoludzie, potem znów zwierzoludzie, potem demon, a na koniec duchy? Byłoby tego za wiele. Pokręcił głową jakby sam chciał się zrugać za głupkowate myśli i ruszył w dalszą drogę. W końcu doszedł pod uchylone drzwi do jednej z komnat. W środku było jasno od kilkunastu świec i dość głośno. Przy drewnianym stoliku siedziała grupka wyznawców boga zimy rozmawiając o jakiejś potyczce. Gustawa przystanął przy drzwiach obserwując i słuchając opowiastki przez szparę. Chciał z kimś pogadać, kompani byli chyba w takim samym szoku jak on, po przejściach z kilku ostatnich dni. Ci zaś nie przejmowali się niebezpieczeństwami. Gustaw pchnął drzwi a te ze zgrzytem się otwarły. Dzikusy spojrzały zdziwione na starszego rudzielca. Był nawet trochę do nich podobny, posturą i wyglądem podobnym do barbarzyńcy. -Czego?- spytał jeden z grupki. -Jeśli nie macie nic przeciwko posłuchałbym tej waszej opowiastki...- odrzekł równie chłodno. -A słuchaj se... O takich bitwach możesz se tylko pomarzyć...- skwitował rosły barbarzyńca o czarnych włosach, opadających bezwładnie pod łopatki.

Gustaw zmrużył lekko oczy. -Zdziwiłbyś się...- burknął drwal. Tamci spojrzeli na niego gniewnie. -Ci z którymi tu przybyłem ukrywali się w niewielkiej warowni jakieś trzy dni drogi stąd. Odpoczywaliśmy, gdy na wierzy rozległo się bicie dzwona. Wiadome było, że coś się święci. Wartko podbiegliśmy do bramy, by obejrzeć co się dzieje. Z lasu w stronę warowni biegła rodzina chłopska... Tuż za nimi pędziła grupka zwierzoludzi. Każdy wielki jak ten tutaj...- wskazał palcem największego z Ulrykan -I rządny krwi niczym czarny ork... Nie mogliśmy ich tak zostawić na pastwę losu. Bez namysłu otwarliśmy bramę i ruszyliśmy im naprzeciw by zatrzymać zwierzoludzi, lub przynajmniej dać chłopom czas na ucieczkę.- kontynuował robiąc co kilka chwil przerwę na złapanie tchu. Barbarzyńcy milczeli. Słuchali jego opowieści z lekkim dystansem i powagą na twarzy. -Mój kompan Bretończyk, który szybciej biegł zdążył wyrżnąć jednemu i upaść nim dobiegłem. Wiedziałem, że trza mu pomóc, bo leżącego prędko by się pozbyli. Przeciąłem powietrze siekierą, odganiając stwory. Gdy Bretończyk zbierał się z ziemi, doskoczyłem do jednego baraniego łba, z złamanym w pół rogiem.- Opowiadał z pasją.

Wziąłżem zamach. Gadzina była jednak szybsza i zwinniejsza. Odskoczył w bok i korzystając z chwili mej nieuwagi złapał mnie pazurzastą łapą za gardziel. Tak kurwisyn mocno ścisnął, że ażżem siekierę upuścił. Przyciągnął mnie do łba, jakby przed odebraniem życia chciał się przyjrzeć swej ofierze... Nie wiedziałżem co zrobić, to żem go łupnął z piąchy w ryj.[/i]- opowiadając gestykulował rękami. -Na szczęście puścił mnie i zanim doszedł do siebie, zdążyłem dorwać siekierę. Jednym, celnym zamachem upierdoliłem gadzinie łapsko. Zawył jak cnotka przy pierwszym chędożeniu, a z kikuta bryznęła krew śmierdząca jak stajnia rok nie czyszczona. Nie było mi gnoja szkoda, ale trza się go było pozbyć. Chwyciłżem siekierę obiema rękami i wziął zamach zza pleców, znad głowy. Jakżem przypierdolił w klatę, to głowica wbiła się po sam trzonek!- podniósł ton. -Zwierzoczłek padł na plecy martwy a ja żem prędziutko wyszarpał siekierę z truchła. Odwracam się i patrzę a tu psubraty ciągle mi rycerzyka molestują. Doskoczyłżem do jednego i w tej samej chwili zabłąkana strzała trafiła go w kark. Nie było czasu na klaskanie dla celnego oka strzelca. Wziąłżem zamach z boku i zaatakowałżem! Następny śmieć leżał martwy, ale tym razem bez łba.- kontynuował, widząc jak miny dzikusów powoli nabierają podziwu.

-Każdy, który z nas walczył oko w oko z bestyjami zarobił ostrzem topora, czy miecza, tylko nie ja...- rzekł dumnie. Ulrykanie wejrzeli na siebie nawzajem i po chwili znów wbili spojrzenia w Gustawa. -Zróbcieże mu miejsce, niech nie stoi!- krzyknął w końcu jeden z dzikusów. Jego koledzy natychmiast posunęli się trochę na drewnianej ławie robiąc drwalowi miejsce. Ten bez namysłu skorzystał z zaproszenia i usiadł. -To powiadasz, że taki z Ciebie mocarz, co jednym ciosem zwierzoludzi powala?- rzucił żartobliwie jeden z dzikusów. -A chcesz się przekonać?- odrzekł Gustwa kładąc na blacie stołu łokieć. Mężczyzna zamilknął na chwilę i zmrużył oczy. -O twój topór!- dodał po chwili Gustlik, kierując wzrok na wcześniej dostrzeżoną broń, która opierała się o ławę, tuż za plecami właściciela. Kompani męża, któremu rzucono wyzwanie zawyli jak wilcy dopingując go do męskiej decyzji. Dość rosły chłop, położył swoją prawicę na blacie stołu, łapiąc dłoń Gustawa. -Już!- krzyknął któryś z obserwujących zdarzenie dzikusów, a siłujący się mężczyźni włożyli tyle wysiłku w ramiona ile tylko posiadali.

Ich ręce długo tkwiły w miejscu, nieruchomo pokazując że wiek Gustawa nie ma w tym pojedynku żadnego znaczenia. Gustlik skrzywił się po kilkunastu uderzeniach serca i ręka Ulrykanina powoli zaczynała spychać dłoń przeciwnika w kierunku blatu stołu. Chwilę później wierzchnia część dłoni Gustawa była tuż nad drewnianą powierzchnią stołu. Barbarzyńca uśmiechnął się triumfalnie i nagle wytrzeszczył oczy, gdy drwal niespodziewanie skorzystał z zapasu sił i w ciągu sekundy przechylił szalę zwycięstwa na swoją stronę. Dłoń dzikusa uderzyła o stół a ten mocno zdziwiony spojrzał drwalowi w oczy. Zapanowała cisza. Gustaw niespodziewanie uderzył pięścią w stół i uśmiechnął się -Ha! Następnego zwierzoludzia zamorduję niebrzydkim toporem!- krzyknął. Dzikusy wybuchnęły śmiechem, zaś przegrany z nietęgą miną złapał za broń i podał ją Gustlikowi. -Dobry z Ciebie wojak, jeśli chcesz, mogę Ci pokazać kilka sztuczek w walce...- zaproponował wysoki barbarzyńca. Gustaw zmrużył oczy i uśmiechnął się -Pokaż...- rzekł, wstając od stołu z nową, lepszą bronią w garści. Nowo poznany dzikus faktycznie pokazał mu jak lepiej trzymać broń, jak nadać większego impetu uderzeniu i jak celniej trafiać. Późnym wieczorem, Gustaw opuścił kilku Ulrykan. Tamci podarowali mu jedno z kilkunastu futer. Futro brunatnego niedźwiedzia idealnie pasowało. Przyda się z pewnością w dalszej drodze. Leśnik wrócił do kwatery i zmęczony ciężkim dniem spokojnie ułożył się do snu...

 
Nefarius jest offline