Wątek: [noir] Łowcy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2010, 18:18   #12
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Chłopak, ranny i oszołomiony, nie umiał do końca się wysłowić. Unoszony przez, zdawało się, zwykłą kobietę w dziwnym stroju, nie miał pojęcia co się dzieje. Chciał tylko spróbować zarobić, myślał o tym, żeby zostać prawdziwym gangsterem. Miał dziewiętnaście lat, za mało, by wiedzieć, z kim ma do czynienia. Nocną Pumę mógł widzieć co najwyżej w filmach dokumentalnych…

- Dwa… Jeden… - liczyła dalej Tatiana, wciąż słuchając tylko histerycznego bełkotu, który wydobywał się z ust młodzieńca.

- Zero. Koniec zabawy. – usłyszała nagle za sobą. Chwilę potem, nim rzucić chłopaka i odwrócić się, rozległ się strzał i głowa niedoszłego gangstera eksplodowała. Kobieta z obrzydzeniem odrzuciła jego ciało i skacząc za siebie, obróciła się w locie.

Lądując prosto miedzy czterema lufami karabinów wymierzonymi dokładnie w nią.






Czterech mężczyzn, ich ciała wyglądały młodo, twarze zaś ukryte były pod niemal jednakowymi, dziwnymi maskami o świecących, niebieskich oczach. Wyglądali jak wyjęci prosto z filmu czy gry komputerowej, a dzięki broni w dłoni każdego z nich robili też bardzo, bardzo niebezpieczne wrażenie.

- Nie ma sensu kombinować, Nocna Pumo. Nikt nie chce tu twojej krzywdy. Tylko porozmawiamy, w środku, dobrze? – mówił jeden z mężczyzn, o ciepłym, niskim głosie.

- Wy… - zaczęła Tatiana, wykrzywiając te fragmenty twarzy, które widoczne były spod jej kociej maski, w wyrazie wściekłości.

- Tak, to my ukradliśmy twoją ciężarówkę. Ale przede wszystkim chodziło nam o Ciebie. Pozwolisz jeszcze tylko… - mówił, odkładając broń na ziemię i ruszając w kierunku bohaterki. Ta kątem oka zauważyła, że pozostali powolnymi krokami starają się ją otoczyć. Jasne, jeśli próbowałaby chwycić ich przyjaciela i użyć jako żywej tarczy, zawsze ktoś mógłby trafić ją prosto w plecy. Znają się na rzeczy…

Tymczasem, rozmówca Pumy chwycił jej rękę i powolnym, delikatnym ruchem zdjął z niej rękawiczkę. Mrucząc pod nosem „Nie denerwuj się, nie stanie ci się nic złego…” wyjął zza paska nóż, po czym – przytrzymując odruchowo uciekającą rękę – naciął jeden z palców kobiety. Przez chwilę ściskał go, patrząc na wypływającą krew, po czym powolnym ruchem uniósł dłoń do góry i, podciągając wcześniej maskę, przyłożył do swych warg. Czuła, jak jego niezwykle zimne usta ssały jej krew.

- Wystarczy. Teraz, przez jakiś czas będę wiedział, co kombinujesz. Zapraszamy do środka. – stwierdził, po czym wskazał wejście, które zapewne prowadziło do piwnicy.

Tatiana wolała nie testować swoich umiejętności w starciu z kulami karabinowymi. Jeszcze nie teraz. A poza tym, jeśli mieliby ją zabić… Zrobiliby to już jakiś czas temu, czyż nie?










Powoli, wręcz dostojnie kroczył po jednym z chodników, w duchu klnąc na samego siebie. „Pomnik w Central Parku”, „Znajdź pomnik w Central Parku, to Randy – powtarzał sobie w kółko. W każdym innym miejscu znalazłby pewnie jakiś konkretny pomnik i spróbował obudzić tę kupę złomu. Na konkretnych ulicach czy alejach, w ogrodach przy podmiejskich rezydencjach, w dowolnym parczku. Ale nie w Central Parku, gdzie było ich masa, a każdym z nich może być przecież ten golem! Na dodatek te posągi, może nawet nie tak tragicznie liczne, rozsiane są po ponad trzystu hektarach lasów i jezior, nawet Zoo tam wcisnęli!

A i sam Randy�- – z tego co pamiętał, nie miał żadnej cechy charakterystycznej. To znaczy miał – ale ciągle inną. Zależnie od tego, co upodobało się paru członkom Loży, raz miał przyspawaną twarz orła, potem kapelusz godny Marlowe’a, by po tygodniu w ogóle nie mieć twarzy. Jeśli chciano go ukryć można było z nim zrobić dosłownie wszystko….

Absalom zatrzymał się, nerwowo wyrwał z miękkiej paczki kolejnego papierosa i, zaciągając się mocno, spojrzał w kierunku otaczających park biurowców. Nie mógł przecież obstukiwać każdego posągu, latać od jednego do drugiego i sprawdzać, czy przypadkiem to nie ten. Musiał znaleźć inne wyjście. Tylko jakie?!

Nadzieja leżała tylko w jego umyśle.






Siedział przy stoliku i w dłoni trzymając wciąż nietkniętą szklankę z wodą, spoglądał za okno. Nad stołem wciąż unosiła się pokaźna chmura dymu papierosowego, pozostałość po ich rozmówcach, którzy właśnie wsiadali do sporego jeepa zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. Mamba jeszcze przez chwilę patrzył na Likaona, jego wyraziste rysy twarzy i dłonie o paznokciach do złudzenia przypominających pazury. Król wszystkich wilków w Nowym Jorku wyglądał zdecydowanie mniej ludzko niż przeciętny wilkołak – taka była cena ich potęgi…

- Chyba wszystko się udało… - ni to szepnęła, ni to westchnęła siedząca obok Rubin.

Faktycznie, wszystko poszło na tyle dobrze, na ile było to możliwe w rozmowie z przedstawicielami rasy Bestii, która często uchodziła za najzacieklejszego wroga spokoju. Nie obyło się bez obelg, gróźb czy pełnych agresji gestów, ale nie doszło do żadnego starcia, a pod koniec rozmowy Likaon, na dowód swych dobrych chęci, złożył przysięgę z krwi – jedno z najwyższych zobowiązań, jakie składają wilkołaki. O ile nie uznali, że słowo dane Łowcom uznać można za ważne…

Tatsuno wciąż męczyła myśl, że przecież to wszystko mogło się okazać spiskiem. Nikogo im nie dali, przyrzekli tylko przysłać do nich przynajmniej jednego z jeńców przed zaplanowaną za trzy dni wymianą. Do tego zgodzili się, by podczas samej wymiany okolicę kontrolowała Loża. Ale co to za problem przygotować atak? Może sami, może nawet z innym rozumnym rodzajem Bestii – zawsze w końcu znajdzie się ktoś chętny do wybicia sporej części tych, którzy nie pozwalają im przejąć władzy nad miastem….

- Tak. Chyba tak… - odparł po chwili mężczyzna.

Jak się potem okazało, czarnowidztwo Mamby było po części uzasadnione. Ze wszystkich porwanych jeńców dostarczono mniej niż połowę – śmierć reszty tłumacząc ranami, które odnieśli jeszcze podczas walki. Po krótkiej naradzie zdecydowano się oddać wilkołakom pojmanego księcia – mogliby zaryzykować walkę, ale na miejsce wymiany nie przybył nikt z ważnych członków ichniego „dworu”. Po tym zdarzeniu zapanował chwilowy rozejm, zerwany po jakimś czasie kolejnym atakiem wilków w centrum Nowego Jorku, ale wtedy już kontakty Kitano z przeciwnikami były już znacznie ograniczone. Słyszał tylko, że…

- Panie Tatsuno... – usłyszał głos. No tak, odpłynął. Mrugnął parę razy, po czym znów ujrzał wypaczoną przez zbyt długie przebywanie w wilczym ciele twarz LikaonaSłyszy pan nas teraz?

Azjata skinął tylko głową.

- Nie mamy, rzecz jasna, pełnego materiału dowodowego, trudno nam więc w pełni zdecydować o pana winie. Tak czy inaczej, jeśli był pan, wraz ze swoim znajomym, w miejscu wybuchu, możemy być niemal pewni, iż są panowie w to albo zamieszani, albo zagrożeni – nie mając więc innego wyjścia, jestem zmuszony poprosić pana o powstanie i dobrowolne udanie się wraz z nami do aresztu na najbliższe dwadzieścia cztery godziny, bądź do czasu przesłu… - przerwał nagle, spoglądając na drugiego z policjantów, który nerwowo pociągając nosem pochylał się w kierunku MambyO co chodzi ?

- Panie detektywie, czy czuje pan to? Krew… - wymruczał policjant z niebezpiecznym tonem podniecenia w głosie.

- Taaak… - westchnął LiceonRęce na biurko. – rzucił, wyciągając spod płaszcza kajdanki i podchodząc do „podejrzanego”. Wyglądałoby to na normalne aresztowanie, gdyby nie oczy detektywa… Nie były ludzkie. Budził się w nich wilk…






Po zejściu do piwnicy i znalezieniu tam kolejnych, ukrytych schodów prowadzących kilkanaście metrów pod ziemię, prowadzona przez mężczyzn Tatiana trafiła na mocno oświetlony korytarz, o ścianach i suficie wyłożonym bez wątpienia jakimś metalem. Jej „strażnicy” poopuszczali już bronie, całkiem słusznie zresztą – akrobatyczne zdolności kobiety w podziemnym kompleksie były niemal nieprzydatne, bez nich zaś kilka celnych pocisków powaliłoby dawną bohaterkę. Nie mając innego wyjścia, Nocna Puma mijała kolejne drzwi i zakręty, co rusz słysząc odgłosy wystrzałów, dziwne komendy i nieludzkie krzyki. Dosłownie nieludzkie, zdawałoby się, bo mogłaby przysiąc, iż podobne głosy dochodziły do jej uszu za czasów jej działalności w Loży…

W końcu zatrzymali się przed wejściem do jednego z pomieszczeń. Ten, który zasmakował jej krwi skinięciem ręki odesłał pozostałych, wpuszczając przy tym kobietę do środka. Całkiem spore pomieszczenie zdawało się zatrważająco puste – prócz sporego komputera i kilku monitorów nie było tu właściwie niczego…

- Oto i jesteśmy. Teraz postaram się wyjaśnić jak najwięcej, potem przyjdzie czas na pytania i deklaracje.- mówił, zamykając drzwi. Patrząc na odwróconego do niej tyłem mężczyznę, Tatianie zaświtał w głowie pewien plan, który…

- Nie próbuj żadnych sztuczek. Jeszcze przez jakiś czas będę wyczuwał twoje negatywne emocje. Taka już moja natura. – stwierdził, odwracając się z uśmiechem – No, ale do rzeczy. Przedstawiłbym się, ale w zasadzie nie mam jak – jestem numer 038, po prostu, bez żadnych dodatków. I przy tym zostańmy. Tak jak pozostali, których miałaś „przyjemność” poznać, należę do, co może cię zaskoczyć, Łowców. Nowych Łowców.

Wyraz twarzy Pumy przekonał go, że musi to dokładniej wyjaśnić.

- Kiedy was rozwiązano, faktycznie, w kraju panował względny spokój, najpotężniejsze Bestie i ich twórcy niemalże zniknęli. Ale z roku na rok powracali – inaczej, tajniej, ciszej, zdając sobie sprawę, iż gdy znów zaczną się ujawniać, zapewne dostaniecie podobną zgodę na działanie. Te stwory, które nie mogły chociaż upodobnić się do ludzi wyniosły się z miast albo zaszyły w najciemniejszych zakamarkach podłych dzielnic, ci zaś o kształtach humanoidalnych… Cóż, ci zaczęli podchodzić do sprawy inaczej, funkcjonować jako ludzie, dużo potężniejsi od przeciętnego człowieka, toteż mogący osiągnąć znacznie więcej mniejszym kosztem. Chyba sama wiesz, co to oznacza.

- Logiczną tego konsekwencją było zbieranie się ich przeciwników. Zwykłe teorie spiskowe mają wielu fanów, a co dopiero te, które okazują się z czasem prawdą? Stąd też wzięliśmy się my – tyle, że jest znacznie gorzej, niż za waszych czasów. Bestie są potężniejsze, a my… Cóż, zgodnie z prawem jesteśmy takimi bandytami, jak i oni, dlatego sami też gnijemy w podziemiu. I dlatego też zdecydowaliśmy się poprosić cię o przysługę… No, w zasadzie teraz prosimy. O usługę w postaci twojej pomocy… I twojej broni. – cichy śmiech 038 wcale nie pasował do tej sytuacji.

- Potrzebujemy ciebie, potrzebujemy takich jak ty. Dzisiaj zmarł Roland, wiemy o tym, wiemy też, iż nie zmarł sam z siebie. Dla nas to pewien symbol, to znak, iż trzeba działać, iż Bestie są już zbyt potężne, nie można ich ignorować. Musimy stawić im opór, musimy ujawnić ich działalność, przypomnieć społeczeństwu o tym niebezpieczeństwu, obronić ich przed władzą stworzeń, które od tysięcy lat starają się stłamsić ludzkość…

- W ramach naszej działalności, znaleźliśmy też kilku z waszych dawnych przeciwników. – mówiąc, podszedł w kierunku komputera i, wpisując kolejne współrzędne, zdawał się czegoś szukać – Niektórych naprawdę łatwo znaleźć – są na tyle pewni siebie, że nawet nie zmienili nazwiska. Z innymi było ciężej… Chcesz spytać po co o tym mówię? Cóż, jeśli zgodzisz się nam pomóc, znaleźliśmy też kogoś dla ciebie. Podejdź, proszę.

- Oto i on. Nasza przysługa, w zamian za broń i pomoc. Podamy ci na tacy Perry’ego Luisa. Dawnego Władcę Marionetek.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline