Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2010, 19:37   #18
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Każdy widział uśmiechniętego Sabana, niektórzy uważali, że jest to dla niego stan permanentny i niezmienny. Niektórzy przeklinali ten uśmiech, niektórzy wspominali go z utęsknieniem. Mało kto widział przybitego Szarlatana. I tym razem nie było inaczej, nikt nie mógł obserwować jego smutku. Nikt nie widział smętnie spuszczonej głowy, włosów opadających i zasłaniających oczy, dłoni trzymającą bezwładną, drobną dłoń kobiety. Całość zdawała się być uwieczniona przez wyjątkowo zdolnego malarza, nie zakłócona bardzo długo przez najmniejszy ruch. Tam za drzwiami rozstrzygały się sprawy ważne dla miasta, sprawy w które powinien się rzucić na łeb na szyje, dać się ponieść prądowi i kierować wszystko tak by było mu na korzyść. Przeklinał się za tą słabość, przeklinał i nie potrafił jej się przeciwstawić.
Doroles szarpnęła się przez sen wyrywając dłoń z delikatnego uścisku. Cygan wstał, popatrzył na swego ghula. Znał ją ponad pięćdziesiąt lat... Był jej coś winien. Pogładził ją po ciemnych włosach, rzuciła się przez sen. Sięgnął do rękawa po list, który wcześniej jej zabrał. Przeczytał go szybko, potem jeszcze raz, uważnie chłonąc każdy szczegół, każdą literę. Zupełnie jakby list miał nagle ukazać swą drugą, dotąd ukrytą treść. Nic takiego się nie stało. Saban ostrożnie go złożył i schował do sakwy. List należy oddać do rąk adresata. Mógłby zadziałać wiele złych rzeczy, przyczynić się do wielu przykrych i brutalnych sytuacji, gdyby tylko znalazł się w rękach kogoś niezdecydowanego. Na całe szczęście był w jego rękach i dotrze do Salome.
Odpiął od koszuli różę i położył ją przy łóżku. Odwrócił się i podszedł cicho stąpając do drzwi.

***

Zamknął za sobą delikatnie drzwi i natknął się na dwójkę trędowatych. Zupełnie jakby na niego czekali. Na jego licu ciągle malował się szczery smutek.
-Jokanaana. Salome. Dziękuje -skłonił się przed nimi - Brak mi słów by wyrazić Waszą dobroć, nawet najbieglejszy trubadur by zaniemówił jej doświadczywszy.
-Eee - żachnął się Nosferatu. - Chciałem tylko obejrzeć z bliska, kto taki zalazł Armandowi za skórę.
Salome dyskretnie nadepnęła mężowi na nogę, a do Sabana uśmiechnęła się wdzięcznie i uroczo.
-Każdy by tak zrobił na naszym miejscu - ciekawe, ale ten wyświechtany frazes w jej ustach zabrzmiał jakże prawdziwie i szczerze. Saban prawie uwierzył. Nosferatka miała w sobie pewien wewnętrzny urok, nie taki wyuczony jak Eugenio, bardziej naturalny. Nawet wytrawny kłamca i oszust jakim był Saban nie potrafił jej przejrzeć, nigdy nie wiedział czy tak dobrze gra czy naprawdę jest taka dobra. W Szarlatanie zwyciężała jego dusza oszusta i zakładał to pierwsze. Przyznawał jednak, że grała cudnie, w sam raz podkreślając jego rolę w teatrze życia.
Ponownie pokłonił głowę przed kobietą.
Saban znów pokłonił głowę.
-Zajrzę tu jeszcze dzisiejszej nocy by sprawdzić jak Doroles się czuje. Jeśli się zgodzicie Mihaił zostanie Wam pomóc w ramach mojej rekompensaty.
Salome spojrzała pytająco na męża, ten wzruszył ramionami i mruknął coś o oddawaniu alkowy obcym, ale wprost nie zaprotestował.
-Dla silnego męża zawsze znajdzie się miejsce i miska strawy... zwłaszcza teraz, kiedy niektórzy zapominają, czym jest nasz dom.
Salome zaplotła na palcach rzemyki paska: - Nie musisz się obawiać o swą dziewkę, Sabanie. Obiecuję, że nie spadnie jej włos z głowy.
I znowu ukłon.
-Mam jeszcze jedną prośbę. O przekazanie wiadomości dla kogoś. Jeśli książęcy syn przyjdzie mnie szukać poinformujcie go, że nie zwykłem reagować na szczekanie psa. Jeśli zaś sam książę po mnie pośle, odpowiedzcie, że zjawię się natychmiast.
Salome wyglądało na zaskoczoną, za to jej mąż, wytrawny gracz ryknął śmiechem na całą gospodę.
-Chcesz się gryźć z Armandem, Cyganie? Na ostro? Czyś ty się przypadkiem gdzie w zaułku krwi z tego szalonego Zeloty nie ożłopał? - opanował wesołość z niemałym trudem. - Niechże ci będzie. Powiem księciu, właśnie się do niego wybieram - znowu parsknął śmiechem i klepnął Sabana po ramieniu. - A to dobre, a to dobre... chyba czuję zmianę w powietrzu...
Salome zgromiła go wzrokiem:
-Uważaj na siebie. Ja też czuję zmianę, ale nie jestem przekonana, czy na lepsze.
Gdyby nie Salome... Gdyby nie Salome, Jokanaan nie byłby tak trudnym przeciwnik. Co prawda gra nie byłaby wtedy tak zabawna.
-Nie masz racji drogi Jokanaanie. Nie mam zamiaru się z nim gryźć. Gdy pies się na mnie rzuca nie zagryzam go a pozbywam bełtem z kuszy. Nie ma innego wyjścia gdy już raz się psu popuści łańcucha, A naszemu Ventru książę popuścił o czym sam mówiłeś.
-Zelota mówił o jakimś liście - przypomniał usłużnie Jokanaan.
Saban w ogóle się nie zmieszał. Raz, że był na to zbyt wytrawnym graczem, dwa, że list naprawdę miał zamiar oddać. Wyjął go z sakwy i wręczył z ukłonem.
-Salome...
Salome przyjęła list i nie zaglądając do niego, schowała go za gorsem sukni.
-A gdzież nasz niezrównany szermierz? Dalej szuka odpowiedzi na pytania?
-A tak - Jokanaan wyszczerzył zęby. - Teraz szuka ich u księcia. Tym bardziej ruszam za nim, bo on da nam odpowiedź na nasze pytanie.
Saban się roześmiał, w porę się jednak zmitygował.
-Żal mi go. Był jeszcze nie zepsuty a tak... Pewnie zacznie krzyczeć na księcia co też on wyprawia i gdzie posyła żołnierzy i swego synalka... A sam mu proponowałem pomoc w załagodzeniu sprawy z księciem...
Cygan pokręcił głową.
-Nie zatrzymuje Ciebie jednak drogi Jokantanie. Rozstrzygnij nasz mały zakład. Również Tobie droga Salome nie zajmuje czasu bo i tak w ciągu dzisiejszej nocy doświadczyłem od Ciebie więcej dobroci niż od niektórych przez całe życie. Bywajcie.
Skłonił się po raz kolejny tego dnia i odszedł. Miał nadzieję, że Mihaił nie będzie na tyle głupi by okradać Nosferatu. A jeśli będzie... Protekcja nad głupimi jest pozbawiona sensu.

***

Wyszedł z gospody. Sytuacja w dokach się uspokajała, szkoda. Cieszyła oczy. Co prawda nadal można było się nią zainteresować a nawet podjudzić tłum jednak nie wolno brać się za zbyt wiele rzeczy naraz. Cygan szybko zniknął w plątaninie uliczek Ferrolu.

***

Z zaułku wyszedł barczysty, bosy marynarz. Zadowolony skręcił w lewo kierując się do jednego z droższych domów publicznych. Tym razem mu się poszczęściło w kościach, zarobił tyle by wreszcie móc wynająć czystą, ładną kobietę. Może nawet jedną z tych eleganckich? Taki przynajmniej był cel i powód wizyty marynarza dla postronnego obserwatora. Marynarz zniknął w drzwiach zamtuza. Jakie było zdziwienie klienteli gdy ten niegłośno zażądał widzenia z niejaką Sarą, gospodynią tego przybytku.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline