Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2010, 22:00   #11
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


Otrzepawszy swój jakże sponiewierany habit frater Hugon pokłonił się dwornie niewieście niepospolitej urody, która to z nagła zjawiła się przed nim. Pokłonił się tak dwornie, że aż bury kaptur spadł mu na czoło. Uśmiechnął się szczerze i z trudem władając niemiecką mową, w której nie dało się nie poznać frankońskiego zaśpiewu rzekł:

- Żadnym sposobem, szlachetna panno, nie mogę znać wspomnianego biskupiego sekretarza. - Przerwał na chwilę, by ze zdziwieniem przyglądać się jak panna rękę obwiesiowi podaje by mu pomóc wstać. Sam miał ochotę jeszcze jedną modlitwą go poczęstować. Ot choćby "Pater noster", w sam raz na trzy kopnięcia i kilka celnie wymierzonych łokci. Lecz wstrzymał się w obecności szlachcianki. - Bom nie tutejszy i ledwie co przybyłem do tego miasta na krańcu chrześcijańskiego świata. Bo ponoć jak pisze uczony saracen Ibrahim syn Jakuba, dalej na wschód jeno psiogłowcy, jednonogi i litwini i rusini żyją.

Brat Hugon raz jeszcze obdarzył nadobną niewiastę miłym, w jego mniemaniu, uśmiechem. Zerknął przelotnie na obalonego rzezimieszka i z nagła zatrzymał się w pół kroku.

- Powiadacie, że zabito kogoś na rynku? - Szybkim, acz wnikliwym spojrzeniem obrzucił wątpliwej prominencji zewnętrze, ledwo co obalonego obwiesia. I choć nigdy brat Hugon nie był mistrzem w sztuce arytmetyki umiał dodać dwa do dwóch tak by dało nie mniej ni więcej tylko cztery. - Ten tu bastard wpadł na mnie uciekając od rynku!

Franciszkanin jedną ręką ucapił za zmierzwioną i brudną fryzurę śląskiego rzezimieszka, w drugiej zaś jego dłoni błysnęło krótkie ostrze mizerykordii. Spod kaptura wyzierały na łotrzyka oczy zimne i niebieskie jak polne chaberki. Spojrzenie tych oczu mówiło jasno, że jakby co to będzie się tu pruć i chlastać bez litości. Bo może i dla łotrzyków, po tęgiej pokucie będzie odpuszczenie grzechów, lecz morderca na litość liczyć nijak nie może.

W trakcie długiej podróży z ojczystego kraju Franków, frater Hugon napotkał starego ojca z zakonu benedyktyńskiego, który to prawił mu o tym dziwnym kraju, do którego właśnie Hugon zmierzał. Prawił, że ludzie są tam nieżyczliwi sługom bożym, bo w głębi serca jeszcze wielbią pogańskie bałwany i niejeden dobry zakonnik i ksiądz postradał już tam życie. A co gorsza w tej krainie dzikiej i strasznej nijakiej władzy nie ma i nawet knechci miejscowych wielmożów widząc pogwałcenie praw ludzkich i boskich czym prędzej głowy odwracali. Przeto powiadał mu stary benedyktynin: "Gdyby cie jaka zła przygoda spotkać miała, krzycz co sił w płucach, że pali się! Tym prędzej uwagę przyciągniesz niźli byś krzyczał, że sługę bożego mordują. Bo na taki okrzyk, kto wie, może by kto jeszcze odpowiedział: I dobrze, że mordują, jeno szybciej, bo ludzie spać chcą!"

Tak właśnie Hugonowi o tej krainie opowiedziano i już prawie chciał krzyczeć co sił w młodych płucach: "Gorze! Straż! Pali się!" , ale mu jakoś nie w smak było tak krzyczeć przy niewiastach. Bo choć był stanu duchownego nijak się swej dumy męskiej i szlacheckiej nie wyzbył Tedy tylko mocniej schwycił za brudną fryzurę łotra i ku miejskiemu rynkowi ruszył. W sam raz by usłyszeć przemowę dominikanina, który to skupił na sobie uwagę wszystkich...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline