Podróż zleciała jak z bicza strzelił. Hop i już widniał im cel przed oczyma jak wielki placek jabłkowy na dłoni. Ale jak się okazało owy placek był zimny. A zimny placek jabłkowy to nie dobry placek jabłkowy. Trzeba było go na nowo podgrzać. Zanim jeszcze wylądowali Max oddzielił dwie osoby od głównej grupy Aplha. Indianina i Japończyka. Shiro nie zmartwił się bardzo słysząc rozkazy. Co prawda ominie go zabawa wraz z towarzyszami broni, ale kto wie co ich może spotkać na zwykłej drodze do generatora? Może kilku terrorystów do rozstrzelania?
- ...A ty Cherry zrobisz wszystko by jego dupsko zostało nietknięte jasne?!
- Tak jest, Sir! - odmeldował głośno i pewnym głosem.
Wylądowali. Flipper otworzył im drogę do martwego piekła. Chłodniejsze powietrze wlało się do środka dodając otuchy Cherremu. Przynajmniej nie będzie musiał szukać tego ustrojstwa w duchocie. Wychodząc z pojazdu sierżant położył mu rękę na ramieniu
- Spokojnie szefuńciu, dołączymy do grupy nim zdążycie wypowiedzieć Wylanowsky no Naku Koro ni. - odpowiedział wesoło po czym ruszył na zewnątrz. Tam wraz z Tupiku udali się w innym kierunku niż reszta. Zwiadowca ich prowadził, a Saiko trzymał się krok za nim. Rozglądając się na boki i świecąc latarką w każdy zakamarek wydłużał cienie pełzające po ścianach. Azjata poczuł lekkie zaniepokojenie. Jako dwuosobowy oddział w tym świecący latarkom czuł się łatwym łupem. Jednakże bez latarki on byłby ślepy, a strzelec ślepy do jak trąba z koziej dupy. Trzymając swój karabin w rękach bacznie obserwował wszelakie kąty, ściany czy potencjalne schronienia. Terroryści byli cwanymi bestiami. Nie walczyli honorowo i raczej preferowali walkę z ukrycia i partyzantkę niż otwartą strzelaninę. Albo atak zmasowany... Zresztą Cherry im się nie dziwił. Sam będąc takim terrorystą atakowałby z zaskoczenia. W końcu mogli przygotować sobie teren, mieli czas.
Odtwarzacz milczał. W takich sytuacjach lepiej mieć komunikator w uchu i nie zagłuszać dźwięków zbędna muzyką. No może nie taką zbędną. Shiro odprężał się i czuł pewniej słuchając dźwięków wydobywających się ze słuchawek. No szkoda. Będąc jeszcze nie tak daleko od ich środka transportu chłopak przerwał grobową cisze zakłócaną tylko przez ich miarowe kroki i wyciszone w oddali dźwięki grupy Alpha Prim.
- No to prowadź bracie. Tylko żebyśmy się nie zgubili i zdążyli na główne przyjecie - powiedział ściszonym acz wesołym głosem na dodanie otuchy.
__________________ Why so serious, Son? |