Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2010, 14:56   #1
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
[Mag: Wstąpienie] Błyszczące oczy zdobywców

Wiedeń, Landstraße, Fundacja im. Cesarzowej Sisi

Dietlinde Schulz-Strasznicki, wysoka, korpulentna blondynka, pewnym krokiem przemierzała korytarz Fundacji im. Cesarzowej Sisi, znajdującej się w Landstraße. Jej kroki odbijały się echem po pustym korytarzu. Kobieta nie miała czasu podziwiać przepięknej posadzki, po której stąpała, ani przyglądać się przepięknej sztukaterii na suficie.

W tej chwili myśli Dietlinde krążyło wokół jednego tematu.
„Artefakt Manfreda von Richthofena.”
Panna Schulz-Strasznicki otworzyła z impetem ciężkie, bogato zdobione, drewniane drzwi do biblioteki. Od razu uderzył ją zapach starych książek, cygar i konaniu.

- Dietlinde!! Moja droga! – Mężczyzna w sile wieku, z wąsami a'la Franz Joseph podszedł do niej i delikatnie ucałował jej dłoń. Pozostali mężczyźni też powstali z miejsc, a kobiety nieznacznie skinęły głowami na przywitanie. Panna Schulz-Strasznicki odpowiedziała tym samym gestem.

- Aristid Hallervorden. Jak zwykle szarmancki. – Dietlinde uśmiechnęła się krzywo do mężczyzny. – Przejdźmy od razu do rzeczy.

Jedna z siedzących kobiet podała pannie Schulz-Strasznicki filiżankę z kawą, a Hallervorden rozpoczął przemówienie.

- Cieszę się, że tak szybko odpowiedzieli Państwo na zaproszenie. – Tu zrobił krótką przerwę i spojrzał na zgromadzonych. Przywódców wiedeńskich Fundacji. – Jak wiecie, niedawno zakończyły się prace remontowe w bibliotece Fundacji im. Cesarzowej Sisi. Otóż podczas owego remontu natknęliśmy się na zapiski naszych braci mówiące o Manfredzie Albrechcie Freiherr von Richthofenie. Tak, tak, proszę Państwa. Właśnie tym Manfredzie von Richthofenie. Zapiski owe mówią również o potężnej broni, której twórcą był Freiherr von Richthofen. Opisują ją dokładnie. Jej przeznaczenie. Wszystko. – Po bibliotece rozszedł się szmer ściszonych rozmów.
Manfred von Richthofen był legendą. Nie tylko w świecie Nieprzebudzonych, gdzie funkcjonował jako as przestworzy, ale również wśród tutejszych magów.

- Aristid, chyba nie zaprosiłeś nas, żeby chwalić się tylko artefaktem. Pokaż nam go. – Szpakowaty, młody mężczyzna zabrał głos jako pierwszy. Pozostali zawtórowali mu nieśmiało.

- Ekkehard, ty zawsze taki niecierpliwy. – Hallervorden uśmiechnął się pobłażliwie do dużo młodszego od siebie mężczyzny. – Problem w tym…

- Problem w tym, moi Państwo, że tu są tylko zapiski o artefakcie. Prawda, Aristid?? – Panna Schulz-Strasznicki przerwała starszemu mężczyźnie w pół zdania. – Przejdź proszę do konkretów. Gdzie jest artefakt?

- We Wrocławiu. – Starszy człowiek odparł już trochę ciszej.
Po sali znowu rozszedł się szum szeptów. Wprawdzie Żelazna Kurtyna opadła już jakiś czas temu, ale wszyscy powszechnie wiedzieli, że kraje Bloku Wschodniego są dzikie, niecywilizowane i nieprzyjazne obcokrajowcom.

- We Wrocławiu? – Ekkehard Scheer otworzył szerzej oczy. – To po co ty nam o tym mówisz?? Komuniści pewnie już dawno go znaleźli.

- Gdyby wpadł w ręce tej czerwonej zarazy, już dawno zniszczyliby wszystko. Stąd wnioskuję, że nadal jest we Wrocławiu. Artefakt von Richthofena musi zostać przewieziony tu, do Wiednia.

- A próbowałeś kontaktować się jakoś z tamtejszymi magami? – Siwiutka kobieta o ostrych rysach twarzy i przenikliwych błękitnych oczach wpatrywała się w starszego mężczyznę.

- Daj spokój, Gertrudo. - Panna Schulz-Strasznicki zabrała głos nim Hallervorden otworzył usta. – Komuniści na pewno zabili ich wszystkich. A jeśli nie zabili, to z pewnością oni sami muszą do nich należeć. – W jej głosie było tyle przekonania i wiary we własne słowa. Zresztą nikt ze zgromadzonych w bibliotece nie wątpił nawet w jej słowa. Wszak Czerwona Zaraza tępiła wszystko i wszystkich.

- Zapiski, które posiadamy mówią, iż powinniśmy zacząć szukać w budynku Hotelu Grand we Wrocławiu. Poczyniłem już starania, aby nabyć ów budynek.

- Nabyć?? – rzucił ktoś ze zgromadzonych.

-Tak! Nabyć. Lepiej być jego właścicielem, żeby spokojnie móc tam działać.

- To czego ty właściwie od nas oczekujesz? – Gertruda Ippen zadała pytanie, które cisnęło się na usta wszystkim.

- Po pierwsze wsparcia. Ktoś musi tam pojechać i zająć się poszukiwaniami. A po drugie... – tu westchnął ciężko. – A po drugie, mamy pewne problemy z lokatorami w kamienicy. Dlatego ktoś musi tam być na miejscu i reprezentować nas. Dlatego proszę, żebyście się zastanowili, czy chcecie posłać tam kogoś ze swoich ludzi. To może być niebezpieczne.

- Na pewno – padło z sali.

- W samym Wrocławiu zatrudniliśmy już kogoś, kto będzie służył pomocą ludziom, którzy tam wyjadą. To Polka, absolwentka tamtejszego uniwersytetu, płynnie mówi po niemiecku. No i oczywiście po polsku. – Aristid uśmiechnął się nieznacznie. – Dajcie mi znać, co ustalicie w przeciągu tygodnia. Inaczej sam będę musiał tam pojechać.

Reszta spotkania upłynęła pod znakiem plotek i spraw bieżących. Czyli jak zwykle spotkanie towarzyskie. Kawka i koniak, pogaduszki i dysputy.

Wrocław, ul. Zemska

- Dostałam, dostałam, dostałam pracę! – Młoda kobieta krzyczała od progu mieszkania. W pośpiechu zdjęła kurtkę, rzucając ją w nieładzie na wieszak w przedpokoju. Pobiegła do dużego pokoju. – Mamo!! Mamo!! Dostałam tę pracę. Będę asystentką w tej austriackiej firmie. Przyjęli mnie. Nareszcie. Nareszcie mam pracę. – Dziewczyna wręcz skakała z radości.

- Tak się cieszę kochanie. Zawsze wierzyłam w ciebie. – Matka uściskała i ucałowała dziewczynę.
Zamek w drzwiach zatrzeszczał i w progu stanął mężczyzna w średnim wieku.

- Stefan! – Kobieta, która jeszcze przed chwilą przytulała córkę, podeszła do wchodzącego mężczyzny. – Stefan. Alicja dostała pracę. Och tak się cieszę.

- Gratuluję, córeczko. – Ojciec z czułością ucałował najpierw matkę, a później córkę. – W końcu będziesz samodzielna.

Po pół godziny już wszystkie koleżanki wiedziały o nowej pracy Alicji Żółkiewicz.

Alicja Żółkiewicz, dwudziestosiedmioletnia absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego. Ukończyła z wyróżnieniem filologię germańską. Ale od dwóch lat szukała pracy w zawodzie. I nagle znalazła tę ofertę. Austriacka firma potrzebowała asystentki w swoim nowo otwartym biurze we Wrocławiu, asystentki z biegłą znajomością języka niemieckiego i Alicja Żółkiewicz dostała ową posadę.

Wiedeń, Erich Reimann

Gertruda Ippen siedziała w swoim gabinecie, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę. Panie Reimann, proszę sobie usiąść. – Skazała na wolny fotel przed swoim biurkiem. – Cieszę się, że przyszedł Pan tak szybko.

Gertruda Ippen zawsze była oficjalna, nawet w nieoficjalnych kontaktach. Ale od przyjazdu do Wiednia służyła Erichowi pomocą i radą. Była dla niego nauczycielem. Pomagała mu. Domiuns miał do niej pełne zaufanie.

- Mam dla Pana zadanie specjalne. Pojedzie Pan do Wrocławia, do Polski. Aristid Hallervorden twierdzi, że natrafił tam na ślad legendarnego artefaktu. O samym artefakcie na razie niewiele mogę Panu powiedzieć. Po prostu znam kilka plotek tylko. Że to potężna broń. I że zaginęła po II wojnie światowej. Więcej informacji postaram się dla Pana jak najszybciej zdobyć. – Tu zrobiła krótką przerwę. Ale tylko krótką i nie dając Erichowi dojść do głosu kontynuowała. – Powierzam Panu to zadanie z dwóch powodów. Po pierwsze będzie to dla Pana nowe doświadczenie. Może trudne. Ale w końcu My doskonale wiemy, że życie nie składa się z samych przyjemności. A po drugie musimy mieć oko na Hallervordena. Od jakiegoś czasu obserwujemy uważnie jego ruchy. Przezorny zawsze ubezpieczony – uśmiechnęła się smutno.

Audiencja skończona. Decyzje zostały podjęte i nie było odwołań od nich. Erich Reimann został wysłany do Polski. Bilety kupione. Trzeba tylko się spakować i wyruszyć.


Wiedeń, Kurt Sesser

Dietlinde Schulz-Strasznicki zadzwoniła do Sessera i umówiła się na spotkanie.

- Kurt, chcę żebyś pojechał do Polski – wypaliła, tak po prostu. – Pojechał i został tam na trochę. Podczas remontu w bibliotece odnaleziono zapiski dotyczące pewnego artefaktu. Wynika z nich, że znajduje się on właśnie w Polsce. A dokładniej we Wrocławiu. – Coś w jej tonie mówiło, że nie przyjmuje żadnej odmowy. Że nie ma sensu protestować.
A później zaczęła zwyczajnie wypytywać się o rodzinę, dzieci, karierę. O te wszystkie rzeczy, o które ludzie pytają chociaż tak naprawdę niewiele ich to obchodzi. Ale wszyscy zawsze o to pytali, chyba żeby odwrócić uwagę rozmówcy.
A dla Kurta było jasne, że chcą się go pozbyć, choćby na jakiś czas. Chociaż z drugiej strony, jeżeli powierzają mu takie zadanie, to jednak muszą mu ufać. Chyba.

Wiedeń, Landstraße, Fundacja im. Cesarzowej Sisi

W wielkiej bibliotece siedziało pięć osób.
Aristid Hallervorden, pomysłodawca całego przedsięwzięcia. I to on głównie mówił.
Gertruda Ippen i jej podopieczny Erich Reimann. Oboje raczej przysłuchiwali się wywodom starszego mężczyzny.
Dietlinde Schulz-Strasznicki i Kurt Sesser. Dietelinde wdawała się co jakiś czas w spory z Hallervodenem.

Ogólnie poruszono tematy dotyczące wyjazdu. Tego co mają robić na miejscu. O zakwaterowanie starzec zadbał. O tłumacza, a właściwie tłumaczkę i przewodniczkę też. Nie pozostało nic innego jak tylko spakować się i wyruszyć. Jesienna pogoda może nie sprzyja podróżą, ale Aristid Hallervorden nalegał na szybki wyjazd. Na jak najszybszy wyjazd.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 21-01-2010 o 19:40.
Efcia jest offline