Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2010, 21:58   #50
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Wypadki potoczyły się bardzo szybko. Nieledwie kilka dni temu spotkał w lasach krasnoluda, a już siedział w loszku, w niewoli u barbarzyńców, sądząc po ilości wilczych skór i wizerunków tegoż zwierzęcia, zagorzałych wyznawców Ulryka. Nie znaleźli tu upragnionego schronienia, choć pośrednio znaleźli, Karl nie sądził jednak, by ten dół w ziemi był szczytem jego marzeń.

Póki co musiał przyznać, że jest wyczerpany. Najpierw rzeź jego oddziału w lesie… z dobrze wyszkolonego oddziału Imperialswehry ocalał on sam. Ocalał… bo uciekł, zostawiając za sobą mordowanych braci broni. Od tej chwili ledwo zmrużył w niespokojnym śnie oko, od razu stawały przed nim pokrwawione i poszarpane twarze kompanów, a gryzące go sumienie nie pozwalało rozprężyć myśli. Nie mógł przestać wyrzucać sobie hańby, opuścił szyk, doprowadził do jego złamania, co przyśpieszyło przegraną a w konsekwencji rzeź. Wtedy chciał tylko przeżyć… teraz, nie był tego taki pewien.

Z rozmów nieznajomych współwięźniów zasłuchał, że mieli czekać na jakiegoś wysokiego rangą kapłana Ulryka, który miał ich osądzić. Szybko rozwiał ich rozmowę:

- Nikt nie przybędzie… dzień drogi od twierdzy, znaleźliśmy w lesie wymordowany oddział tych dzikusów. W śród nich znaleźliśmy trupa kapłana, sądząc po stroju wysokiego rangą. Jeśli na niego mamy czekać… to tu zgnijemy.


Ledwie skończył mówić, a twierdzą, albo i całą górą wstrząsnęło potężne uderzenie. Posypały się na nich skalne odłamki. Wściekłe wrzaski i ryki i takież same odpowiedzi werbalne obrońców zwiastowały nadchodzącą bitwę. Chaos dotarł już tutaj… być może i za nimi.

Szczęk oręża, jęki mordowanych, okrzyki zwycięstwa, wrzaski najeźdźców, głuche uderzenia w bramę strzegącą wejścia, to wszystko przemieszało się w jednym upiornym odgłosie. Karl słyszał go już wcześniej, kiedy barbarzyńcy z Norski, prowadzeni przez rosłego, odzianego w czarne blachy, czempiona Chaosu, szarżowali na ich pozycje. Pierwsza salwa ich nie zatrzymała… druga też nie… potem nastał mord i ostry, kłujący nozdrza zapach posoki przemieszanej z wściekłością wroga.

Ratunek nadszedł niespodziewanie, przynajmniej dla niego. Po linie zrzuconej przez kompana pozostałych więźniów wspiął się za resztą w górę. Ciasny dziedziniec, otoczony naturalnym murem z głazów, wzmacnianym przeżartymi już ze starości drewnianymi balami, był szturmowany.

Szybko rozejrzał się wokół, lustrując bitewny chaos. Ich strażnik leżał z rozłupaną, potężnym toporem czaszką, a kompani z więzienia ruszali za swoim wybawcą. Już miał za nimi podążyć, kiedy u stóp stojącego nad trupem urlykanina, Norsa, dojrzał swoją broń. Rusznica i pistolet zdawały się być całe… problemem był jednak, stojący nad nimi, potężnie zbudowany, dyszący z wściekłości chaosyta. Rozszerzone źrenice wroga i toporne dłonie zaciskające się na stylisku berdysza, dały ostrzegawczy sygnał Szhultzowi. Stał na brzegu dołu, który jeszcze kilka chwil temu, był im więzieniem, kiedy więc rozjuszony norsmen rzucił się do ataku, odsunął się w ostatnim momencie, zrzucając go w dół. Poczuł jak ręka spadającego barbarzyńcy, chwyta go za nogawkę, pociągając za sobą. Przez ułamek sekundy trzymał się gzymsu, mając dzikusa uczepionego do nogi. Kilkoma kopniakami zrzucił go na dno, szybko wciągając się z powrotem.
Broń była w dobrym stanie. Przypiął pas z torbą na kule i róg z prochem. Sprawdził pistolet, obie lufy były nabite, podsypał tylko trochę prochu na panewkę. Rusznicę nakręcił kluczem. Wszystkie ruchy miał opanowane do perfekcji, w czasie szkolenia w Imperialnej Armii, przeszli mordercze szkolenie, by bez straty czasu wykonywać wszystkie sto szesnaście chwytów obsługi broni. Poza tym służył w trzecim regimencie hochlandzkim i ich oficer przyjął sobie z punkt honoru, by byli najlepszymi. Tarczę zarzucił na plecy, a miecz, w parcianej pochwie zawiesił u pasa, był gotowy do drogi, z rusznicą w rękach ruszył w kierunku w którym zniknęła reszta.

Wysokie, ale wąskie okienka, przypominające bardziej otwory strzelnicze, dawały pogląd na dziedziniec i mury ostrokołu. Biegł korytarzem, pokrytym nierównymi, kamiennymi płytami, zerkając od czasu do czasu na zewnątrz. Atak był bardzo brutalny, wielu wrogów przedarło się już za mur i z pełnymi nienawiści okrzykami atakowało urlykan. Ci bronili się jak na wyznawców Boga Zimy przystało. Iście jak wilki, zebrani w małe grupki, osłaniający swoje plecy i rąbiąc zawzięcie swoimi mieczami i toporami, kąsając morderczo i skutecznie. Klepisko dziedzińca, było już gęsto usłane trupami, zarówno obrońców jak i atakujących, z tym, ze tych drugich przybywało, a pierwszych ubywało. Odziani w czarne blachy z ciężkimi hełmami, rośli barbarzyńcy, czempioni swego krwawego boga, siali spustoszenie w szeregach urlykan, którzy pod ciosami potężnych mieczy padali jak rażeni piorunem, nie pomagały wezwania ku potędze Ulryka.

Buum…

Kolejny głuchy łomot wstrząsnął powałami fortecy, coś ogromnego musiało pomagać szturmującym. Karl przyspieszył kroku, nie miał zamiaru sprawdzać co to. Z całą pewnością nie miał…


Wkrótce dogonił resztę uciekinierów. Korytarz był dość szeroki, dwóch rosłych mężczyzn mogło się swobodnie minąć. Barbarzyńca z naznaczonym chaosem czole, ruszył wymachując toporem na uchodźców z urlykańskiego więzienia. Karl przystanął… wyrównał oddech i szybko uniósł rusznicę do ramienia… wypuścił powoli powietrze, celując w ramię, gdzie płyta zbroi kończyła się, zastępując kolczugą. Huk wystrzału i obłok białego dumy przesłonił mu na moment pole widzenia, ale sądząc po ryku wściekłości, ciężka ołowiana kula utkwiła w celu. Zarzucił wystrzeloną broń na ramię, wyciągając zza pasa pistolet. Ruszył w do przodu.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 21-01-2010 o 22:09.
merill jest offline