Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2010, 20:38   #22
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Twarz Iblisa okrył grymas zadumy. Wpatrywał się w kartkę, uważnie czytając każdy wers, spoglądając na litery ruszał ustami powtarzając każde ze słów. Z zadumy wyrwał go głos odźwiernego. Jego brzmienie było wystarczające aby Iblisowi powrócił rezon. Wyprostował się, wysunął pierś do przodu, ręce załoga z tyłu i przystroił swe oblicze poważnym, złowrogim uśmiechem. Wraz z zaschniętą krwią na ubraniu, rozczochranymi włosami czy rozdrapanymi uszami. Zmierzył odźwiernego obojętnym wzrokiem i ruszył schodami na górę, kup pokojowi księdza. Schody skrzypiały niemiło pod nogami wampira. W otwartych drzwiach już czekał zaspany ksiądz. Zielone, rozespane oczy zostały osadzone na, w gruncie rzeczy, młodej twarzy. Włosy krótko przystrzyżone, niezbyt gęste kudły. Nos jakby za wysoki. Malkavian zauważył zapewne to wszystko inaczej albo też senna postura dochowanego wywołała u niego rozbawienie. W milczeniu zaszli do pokoju, Adam bez słowa zatrzasnął zasuwkę w drzwiach, odpalił jeszcze dwie świecie u siadł na swoim łóżku.

-O znowu przychodzisz?

Iblis nie odpowiedział, jeszcze nie teraz. Natomiast czuł się tutaj jak u siebie, w świetle stojących na brawie stolika trzech świeczek chwycił w dłonie krzesło i przesunął je dalej od księdza, przy rogu ściany skąpanym w cieniu. Po prawej miał rzeźbioną szafę, po lewej drugie krzesło z nieposkładaną sutanną. Oddziałała ich praktycznie cała przestrzeń zacienionego pokoju, gdzieś z dali padało światło płomieni, niektóre promyki padały kilka centymetrów przed Iblisem, jedno pochylenie do przodu i wyszedłby z cienia. Lecz on wolał pozostać w ciemności i przez te chwile milczenia upajać się reakcją Adama Schireben, niespokojnym uderzaniem palców w oparcie łożą, przecieraniem oczu i wsłuchiwaniem się w szmery, czy to Iblis nie odpowiada. Tymczasem Ischyrion zaczął nowy temat.

-Na przyszłość wolałbym aby nowy sługa byłby uprzedzony o mej osobie i nie sprawiał jakichkolwiek problemów.

Adam już zdążył się całkowicie wybudzić, wybudzeni sprzyjał nieznośny chłód który zapanował w pomieszczeniu, z każdą chwila wydychał z siebie zmrożoną parę. Było mu zimno. A i sama obecność Iblisa dla duchownego była wyczuwalna. Czuł go na schodach, czuł zbliżanie się, a teraz czuł w swym wnętrzu obecność zła. Odpowiedział spokojnie, a o braku samokontroli tej nocy świadczył tylko niemiecki akcent wydatniejszy w wypowiedzi niżeli zazwyczaj.

-Mam uprzedzić wszystkich, że czasem odwiedza mnie Szatan? Przeprosić za problemy, bo podpisałem swoją krwią pewien dokument i teraz mamy pewne służbowe sprawy, więc kiedy bee kupczył o swą duszę, wolałbym aby mi nie przeszkadzano? Diable, żądasz wiele. Zapewne chciałbyś, abym co wieczór ofiarowałbym Ci kozła na pustyni i przepraszał z tego powodu, iż muszę się udać gdzieś w pilnej sprawie?

-Nie, Adamie, synu Adama.. Masz mu powiedzieć, że jak jeszcze raz będę musiał czekać to utnę mu język, igły wbiję w oczy i będę spijał z nich krew, połamie mu wszystkie palce, odetnę je i zacznę łamać kości rąk i nóg, a chrzest kości będzie mi pieśnią. Bee wyłamywał stawy i je ponownie nastawiał wygrywając symfonie na jego kościach, złamie je tak, że pękną jego mięśnie. Potem Będę znużę mu przyrodzenie w oleju, a głośność jego krzyku będzie mi zwiastować usmażenie. Odetnę, napcham mu usta i zaszyję je. Płat po płacie będę zdzierał jego skórę aż jego ciało nie stanie się jedną raną, a zdzieranie zacznę od powiek. Wydrę mu je, potem znowu przyszyję. Każe mu słuchać, jak ostrzę narzędzia którymi będę zdzierał już mięśnie, płomieniami przypalał ciało i całował w zmiażdżone stopy. Wezmę gwoździe i zacznę je wbijać po całym ciele, w kości i żebra, w podbrzusze i plecy. Upiję jeszcze krwi z jego oczu, a następnie je zaleczę, aby mógł oglądać jak wypruwam wnętrze jego brzucha, poje mu na dłonie jelita i opluwam płuca, a kiedy będzie pragnął śmierci, ja upuszczę swej krwi niczym krwi Jezusowej, rozpruję szwy na ustach, doprawię krwią i każę mu pogryźć. I będą go karmił krwią, a zazna on bólu którego wyrazić nie będzie potrafił, poczuje jak ścięgna znowu się opinają, kości zrastają, poczuje ból odrastających członków, i będzie mnie kochał po wsze czasy. A ja będę wrzucał go do ognia i będzie zraniony miłością. Obsypie go wrzodami, krostami, ranami i trądem. Kiedy zaś odpokutuje bycie człowiekiem, ja nabije go pal, staranie aby pal nie wyszedł żebrami, ani też brzuchem, przejdzie on przez jelita.. Uprzednio uczynię go stworzeniem ciemności i zginie on od żaru słonecznego. To możesz mu przekazać.

Słowa wampira zostały wyprawne z jakiejkolwiek emocji. Wypluwał je z ciemności w której siedział, one śmigały przez pokój i trafiały do uszu duchownego siejąc ziarna niepokoju. O swój los się nie bał, nie bał się również o los służącego. Lecz kogoż by nie niepokoiła obecność istoty z taką satysfakcją, spokojem oraz traktowaniem jako normę takież potworne rzeczy. Adam zgarbił się lekko, skupił z powodu zimna i począł chuchać na dłonie.

-Nigdy nie widziałem abyś takie rzeczy czynił, i teraz nie uczynisz

-Wieli pism jest o mnie, wystarczy poczytać. Pyszny jesteś. Jakim złym człowiekiem trzeba być, aby tak swobodnie rozmawiać z diabłem? Poza tym... A chciałbyś ujrzeć to? Na jakiej osobie?

Ischyrion wynurzył swoją twarz z cienia aby młody ksiądz mógł zobaczyć jego ciemne oczy, oczekujące odpowiedzi. Usta dochowanego rozwarły się, język ruszył w pogoń między zębami, a z ust padły pierwsze głoski. Wnet Adam jakby sam przeraził się swoich własnych myśli, przygryzł język i cofnął się w głąb łózka, dopiero zimna ściana na plecach zahamowała jego ucieczkę. Wampir uśmiechnął się zadowolony. Światło zatańczyło w pomieszczeniu jak tańczyły płomienie świec. Ksiądz podjął głosu.

-Teraz nie dziwie się, że tak wielu ulegało pokusie. Jakże trudne jest miłować bliźniego, a przecież to miłe Panu. Już prawie chciałem poprosić...

-Nie musisz się opierać. Przecież i tak już jesteś potępiony, graj swą rolę.

-Zawsze jest nadzieja.

-Kiedy Bóg umierał na drzewie krzyża, wołał, nie mógł pojąc co się stało. Zwątpił. Ty nie jesteś nawet w kruszynie taki jak on. I nikt od Ciebie tego nie wymaga.

-Po co przybyłeś?

-Sprawdzić jak się czujesz i czy niczego nie potrzebujesz, albo czy nie potrzebujesz kogoś zlikwidować.

Iblis ponownie skrył się w cieniu, wygodnie opierając się na krześle i wysuwając z ciemności nogi. Dłonie splótł na brzuchu. Ksiądz ziewnął niewyspany.

-Adamie... Boisz się ciemności? Wy, ludzie... Boicie się nieznanego, a ciemność skrywa co nie jest znane. Uważaj, gdyż z ciemności może wypełznąć coś, co może uczynić Ci krzywdę. Ja nie zawsze bee Cię bronił, wiesz, że po śmierci Twoja dusza jest w całości moja. W twoim interesie leży żyć jak najdłużej. Informuj nie, czy nie odwiedza Cię ktokolwiek obcy, kogo nie znasz. Poza tym – Iblis dalej mając wyciągnięte nogi, założył jedną na drugą – Adamie, otrzymasz niebawem prezent. Dwa lub trzy stworzenia ciemności popchnę w Twe dłonie aby tak pokorny i pełen wiary sługa boży wydał je inkwizycji samemu przednio zmuszając je mocą modlitwy do poddania się. Nie brzmi to cudnie?

-Ale dlaczego, Szatanie?

-Podpisaliśmy umowę., więc i ja się z niej wywiązuje.

-Potrzebne mi pieniądze na kościół...

-...więc je ukradnij! Pomagam tobie, ty mi służysz. Nie pomagam tej wielkiej nierządnicy babilońskiej i ona mi nie służy. Jutro, albo za dwie noce powinieneś dostać więc się przyszykuj.



Iblis uśmiechnął się potwornie, czego duchny nie zauważył, miast tego zsunął się na brzeg łózką, siedząc tylko w połowie. Pochylił się jakby starając się wydobyć z cienia wampirzą sylwetę. Dłonie wsunął pod pachy, były mu zimno. Był już spokojniejszy, sądząc po ukrywaniu obcego akcentu.

-Zapewne znasz historię Rut? Patrzę na Ciebie i widzę, że miłość jest naprawdę wielka siłą. Kiedy jeszcze czyniłeś wszystko z miłości do Boga, a nie nienawiści do nas, byłeś naprawdę potężny. Wszystkie drogi Rut były proste. Wiesz, że Pan drogę występnych zagnie. Opowiedz mi, dlaczego?

-Sam sobie właśnie odpowiedziałeś. Pierwszym pytaniem jakie zadałem i tym samym pierwszym pytaniem na świecie było właśnie dlaczego. Kiedy Jahwe stworzył Adama i Ewę, płakałem z powodu cudowności tego wydarzenia. Było to piękne, piękniejsze od rozdzielenia nieba i oceanów. Piękniejsze od kluczy ptactwa na niebie... Zaś kiedy spoglądałem w boskie oblicze pytając, płakałem z cierpienia. Płakałem, że on pokochał bardziej synów Adama, że nas już kochał mniej, że Ewa nie będzie moja. Lecz miałem sentyment do ludzkości. Piękno waszego organizmu, jego złożoność, krew Ewy - Iblis spauzował aby uważniej przyjrzeć się rekcji księdza. Serce duchownego uderzała mocniej, wampir słyszał je dobrze, tak jak niemal słyszał szelest płynącej krwi. - w jej potomkach. Rozumiesz, że bycie Aniołem Śmierci stało się moją pokutą. Zabrano mi światło, rzucono w mrok. Na początku właśnie nienawidziłem zabijać, sam nosiłem żałobę. Lecz potem oskrzelem ludzkość przed obliczem Boga, karałem i prosiłem o danie mi ich w moc. Kusiłem swego Boga, chciałem mu ofiarować cały świat, bo był człowiekiem. Jezus miał paść przed mym obliczem, bo wielu skrzydlatych padło przed obliczem Adama. Kiedy odmówił, również pytałem dlaczego. Raduje się, kiedy pytasz jak ja. Zaciekawienie światem, wątpliwość to pierwsze kroki do zniszczenia własnego ducha, zaszczepienia w nim zła. W dlaczego tkwi kwintesencja upadku... Małej wiary.

-Po raz kolejny mówisz rzeczy tak ważne, iż mam temat na kolejne kazanie.


Ksiądz jakby nie zauważył, że ma zamiar powtarzać prawdy istoty, która miał za diabła. Chciał powstał, wyprostował nogi.

-Siadaj.

Wampir wyłonił się z mroku, zajrzał w oczy księdza, a ten zachwiał się, jakby pchnięty obcą siła która nagięła jego wolę, sztywno upadł na łózko. Przytłoczony wolą, siedział wyprostowany, dopiero po chwili rozluźniwszy mięśnie. Oczy duchownego padły znowu na twarz Malkaviana, ten sam wstał, poprawił ubranie i wyszedł na środek pokoju.

-O nie mój drogi, pamiętaj zawsze co podpisałeś i w czyjej jesteś mocy.

Faktycznie, Iblis zawsze troszczył się aby Adam nie zapomniał, iż chociaż rozmawiają, wymieniają się prośbami, to wampir jest bytem nadrzędnym w tej znajomości. Teraz właśnie podszedł do stolika i zdmuchnął wszystkie trzy świeczki. Pomieszczenie opanował mrok, a w tym mrok nastała zaduma, przypomnienie i analiza czyiś słów.

”Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany. I zmartwychwstał trzeciego dnia, jak oznajmia Pismo.”

-Adamie, pamiętaj. Przyszykuj się, zaszczyty przed tobą.

Skierował się do drzwi, chwycił palcami zasuwkę. W oczach Malkabiana pomieszczenie od dawna malowało się skąpane w dymie ofiar całopalnych, bo Adam był największą ofiarą, Adam Schireben. Zaciągnął się wyimaginowanym swądem. Nim otworzył drzwi i wyszedł, obrócił się do księdza.

-Mam nadzieje, iż spamiętałeś wszystko, o czym mówiłem tego wieczora. Powtórzę jeszcze, jakbyś chciał zaspokoić chuć to zawsze mogę sprowadzić...

-Idź już Szatanie, idź. Inne owieczki czekają.

Padła odpowiedź z mroku. Iblis nie czekał, wyszedł, schodząc przywitały go po raz kolejny skrzypiące schody, a także smutek. Nie było już dymu, nie mógł już bawić się księdzem. Na zewnątrz poklepał swego konia, ogarnął wzrokiem mrok. Był niespokojny, czy ktoś go ściga? Jeśli nie prawi, to może inni buntownicy? Wsiadł na zwierzę i niezbyt śpieszno ruszył ku zamkowi rodu Cunha, układając w myśli plan.

”Po naradzie, będzie trzeba zwołać kilku pacjentów, a także skontaktować się z kilkoma synami człowieczymi. Jakież to zabawne, w walkach skrzydlatych, bitwie gdzie język jest mieczem, posługiwać się będę ludźmi niczym zbrojownią którą wyczyścić muszę dziś, aby jutrzejszej nocy leżała, aby jutro po powrocie z narady mógłbym użyć.”

I ruszył pełna parą, z tak mocnym postanowieniem, lecz po chwili zaciągnął wodze i zatrzymał konia.

”To też. Lecz wpierw do Róży. Zaciągnąć języka, a i wynająć świętoszkowi pannę. Może woli chłopców? Ale taką natarczywą, co sama go chwyci między piersi... Przynajmniej będzie spokojniejszy jutrzejszej nocy.”

I myśląc tak, ruszył na koniu w zupełnie innym kierunku, dłonią sprawdzając ciężar mieszka.
 
Johan Watherman jest offline