Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2010, 14:21   #23
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Ta krótka akcja była najlepszym przykładem na to, że znalazł się na wojnie. Był szkolony do tego przez długie lata. Słyszał o tym od dziecka. Jednak prawda była taka, że nic nie może człowieka przygotować na pierwsze spotkanie z wrogiem. Dopiero gdy stawił swoje pierwsze kroki w walce, dopiero to określa człowieka. Zdał sobie sprawę, że najodważniejsza osoba na ćwiczeniach i manewrach, może skulić się ze strachu i nie wykonać żadnej czynności gdy zaczną nadlatywać kule ... a największy łamaga ćwiczeń, może dać pokaz nadzwyczajnej odwagi i umiejętności. Wojna zmieniała każdego, kto się z nią zetknął. Pierwsze spotkanie z nią ... było przedziwne.

Oficer patrzył na swoje dzieło. Zabił ludzi ... po raz pierwszy w życiu naprawdę kogoś zabił. A część z nich to byli dopiero chłopcy ... którzy powinni siedzieć w szkole, a nie tutaj na wojnie. Każdy z nich miał jakieś marzenia, plany ... a kule z jego karabinu je przecięły. Sprawiły, że tych kilku ludzi, nigdy nie miało już niczego doświadczyć. Ich życie się zakończyło i czekał ich sąd.

Patrick
dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę, ale faktycznie myślał, o tym co będzie po śmierci. Na pewno bliskość tego wszystkiego sprawiło, że zaczął o tym myśleć. Pochodził z katolickiej rodziny ... mniej lub bardziej. Nigdy nie należał do osób najbardziej wierzących. Oczywiście wierzył, że istnieje siła wyższa ... teraz bardziej niż kiedykolwiek. Nie dlatego, że tego potrzebował, ale dlatego, że w tym momencie ... w momencie bliskości śmierci, gdy faktycznie stał się jej pomocnikiem, miał pewność, że jest coś więcej. Nie wiedział, kto miał rację odnośnie szczegółów, ale dlaczego nie miałby to być kościół katolicki? A zresztą może Bóg nie przejmuje się tymi wszystkimi podziałami ... osądza nas jak dobry ojciec.

Jego rozważania zostały przerwane przez głos sierżanta Montany i jego jakże cenne słowa. Kelly złapał się na tym, że przestał ich żałować. Był żołnierzem, do tego go wyszkolono i wykona powierzone mu zadanie. Jeśli musi nieść śmierć, żeby uratować innych ... niech tak będzie. W tym momencie był odpowiedzialny za swoich podkomendnych, za żołnierzy ... i także po części za inwazję, która miała się niedługo rozpocząć. Wszelkie rozważania trzeba było zostawić na później.

Podniósł się z kolan i ruszył w stronę drogi, po chwili pojawił się jeszcze jeden żołnierz niosący innego rannego. Ranny został delikatnie ułożony i nastąpiła krótka prezentacja. Oficer popatrzył na salutującego żołnierza i skinął głową

-Wszystko będzie w porządku Sheen. Jesteśmy już w Normandii i mamy zadanie do wykonania. Teraz nie jesteś już sam - te słowa były skierowane żeby uspokoić szeregowego. Nie było ich zbyt wiele i wszyscy musieli zachować czystość umysłu. Patrick wiedział, że tyczy się to zwłaszcza dowódcy, dlatego całkowicie skupił się na swojej robocie. -Po pierwsze żadnego salutowania. Jeżeli gdzieś tu byliby snajperzy, to wystawilibyście mnie na cel.- dodał po chwili rzeczowo, a jednocześnie uśmiechając się lekko. Wszyscy weterani mu to powtarzali. Salutowanie jest dobre w czasie pokoju, czy poza liniami wroga ... na polu walki, to może oznaczać śmierć. A snajper tylko czeka, żeby załatwić oficera.

-Dobrze panowie ... mamy tutaj jeszcze trochę do zrobienia - teraz mówił bardziej oficjalnym tonem. To był też jeden ze sposobów. Przydzielenie jakiś zadań, żeby mogli się skupić na nich, a nie na rozważaniach, które mogłyby mieć zgubny skutek na morale. -Najpierw poprawcie opatrunek rannemu. - popatrzył na leżącego żołnierza -Potrzebujemy ciebie na chodzie. Jak tylko będziesz w stanie dołączysz do roboty -

Popatrzył na stojącą dwójkę podkomendnych. Nie miało to znaczenia, że tylko sierżant był z jego plutonu. Trzeba było sobie radzić z tym co się ma.

-Sprawdźcie rannych Niemców. Jeżeli jeszcze któremuś można pomóc zróbcie to. Może ktoś ich znajdzie za nim się wykrwawią. Przynajmniej tyle możemy dla nich zrobić, a i tak na razie musimy tutaj zostać. Pamiętajcie, żeby ich rozbroić. Martwym zabierzcie opatrunki osobiste mogą się nam jeszcze przydać. Ja sprawdzę transporter, może znajdę tam jakieś materiały wywiadowcze, które pozwolą nam ustalić gdzie jesteśmy. Do roboty panowie. -

Po wydaniu tych rozkazów, nie czekając na nic oficer ruszył w stronę zniszczonego transportera. Ostrożnie zajrzał do środka. Było tutaj kilka ciał ... a także ranny oficer.



Kelly rozpoznał jego dystynkcje. SS-Untersturmführer ... teoretycznie niższy stopień od niego. Mężczyzna wyglądał też na trochę młodszego, ale wygląd był często mylący. Oddychał ostrożnie i wpatrywał się w Amerykanina ze zdziwieniem w oczach. Porucznik podszedł do niego i ukląkł nad nim.

-Jak się nazywasz i z jakiej jednostki jesteś? - zapytał spokojnie po Niemiecku. Jego akcent nie był najlepszy, ale potrafił się dogadać po ichniemu, a to w tym momencie było najważniejsze.

-Otto Gessner z 17 Batalionu Uzupełnień Polowych SS. Stacjonujemy w Saint Côme-du-Mont. - odparł tamten. Mówił z trudem, ciężko oddychał, jąkał się ... tracił oddech. Nie było się co dziwić, jego twarz jak i klatka piersiowa, były w strasznym stanie. Patrick zdał sobie sprawę, że jeżeli oficer nie otrzyma specjalistycznej pomocy medycznej umrze w ciągu kilku ... może kilkunastu godzin. Nie mógł mu jednak w tym momencie w żaden sposób pomóc, a potrzebował odpowiedzi.

-Jakie mieliście rozkazy?-

-Miałem wzmocnić baterię przeciwlotniczą, niedaleko stąd. Proszę pokazać mi mapę. - Amerykanin wykonał prośbę rannego Niemca, a ten drżącym palcem wskazał miejsce ulokowania baterii.

-Jakie większe jednostki znajdują się w tych okolicach?- kontynuował przesłuchanie Porucznik.

-Większe jednostki stacjonują w okolicach Carentan. Są tam między innymi
dwa bataliony Strzelców Spadochronowych z 3 Dywizji dowodzonej przez Oberst Friedrich von der Heydte, część 91-szej Dywizji Piechoty oraz 352-giej Dywizji Piechoty. -
oficer podniósł się lekko i sam z siebie pokazał na mapie miejsce gdzie w tym momencie się znajdowali.

-A ta bateria obrony przeciwlotniczej? Ilu ma ludzi i jak wyglądają dokładnie jej umocnienia?-

-Nie wiem dokładnie. Powinno być tam 30 ludzi, ale mieli straty w wyniku bombardowania ... umocnienia nie wiem .... proszę opowiem więcej przy pańskich dowódcach, jeżeli zagwarantują mi bezpieczeństwo i pomoc ... medyczną - po tych słowach oficer zamilkł starając się oddychać. Kelly popatrzył na niego. Otrzymał ogromną pomoc. Mógł teraz zorientować się co robić dalej.

-Dziękuję Poruczniku. Niestety nie mogę pana w tym momencie zabrać. Postaram się jednak udzielić panu pomocy. I jeżeli tylko będę mógł przyślę kogoś, żeby zabrali pana do szpitala. - po tych słowach oficer wyjął opatrunek osobisty Niemca i przy pomocy jeszcze jednego zabranego jednemu z jego martwych podwładnych zaczął go opatrywać ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline