Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2010, 14:30   #3
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Erich Reimann puszczając siedzibę Fundacji zamienił z Gertrudą jedynie kilka słów, w tym „powodzenia” z jej strony i niedbałe „do zobaczenia” z jego. W myślach borykał się już z nadchodzącymi problemami i choć z pozoru zdawał się być spokojny, wewnątrz borykał się z oceną zaistniałej sytuacji. Jednak dopóki nie wiedział nic więcej, postanowił o tym więcej nie myśleć. Zmartwienia nad nieznanym są całkowicie bezowocne i nie należy się im poddawać. Odmiennie jednak od wszelkich głupców, rozumiał, że trzeba być świadomym możliwych zagrożeń.
Jago niezmącony spokój dyktował już następujące po sobie czynności, niczym maszyna zmierzająca do wypełnienia swego przeznaczenia. Niefortunne to skojarzenie, budzące raczej skojarzenie z wyzutą z uczuć technokracją wydostało się na świat w postaci ciężkiego westchnięcia.


Stojąc chwilę pod kamienicą spoglądał na to co nazywał domem – musiał się nim nacieszyć przez najbliższy tydzień.. Pobyt w Polsce może być niebezpieczny i to nie tylko z powodu samego zadania – niegościnny kraj nie dawał cienia nadziei na chwilę spokoju.
Na niebie krążyły ptaki, w tym przynajmniej jeden padlinożerca cieszący się na myśl o nadchodzących nieszczęściach.

***

Dominus mimo celowego zamknięcia okna nie roztrząsał tej zniewagi i nie komentując zachowania maga zmaterializował się biurze. Jego obecność nie była potrzebna – nie miał zamiaru nic mówić – zaznaczał jednak swoją obecność, by choć na chwilę nie tracić wpływu na maga, szczególnie w tak ważkim okresie. Całym sobą dawał do zrozumienia „jestem tu” strosząc pióra i stukając pazurami o blat biurka..
Etap planowania i budowania wiary w swoje umiejętności, oraz przekonań co do słuszności podejmowanych działań, odpowiednie zburzone, dawał krukowi niepisane panowanie nad sytuacją.
Nawet jeśli Erich do tego przywykł i nie miał problemów w skupieniu uwagi na planowaniu działań do wykonania przed wyjazdem, nie mógł począć nic by zmienić tą sytuację. Tak jak awatar zwyciężał hardo manifestując swą obecność, tak on był nadal górą nie ukazując irytacji z jego obecności. Sytuacja była nie do rozwiązania, było to w największym stopniu uciążliwe.
Powierzona misja zdawała się być dosyć istotna, a przyczyny wyznaczenia kogoś niewystarczająco doświadczonego nasuwały myśli o jakimś spisku lub wątpliwych motywach zwierzchników. Pozostając samemu w tej niejednoznacznej sytuacji młody lekarz musiał jeszcze zmagać się z myślą, że nie może polegać na swym awatarze. Byłby to duży krok wstecz, gdyby musiał prosić go o jakąkolwiek pomoc. Kończąc listę zadań czuł, że będzie zupełnie sam, a nie miał żadnej pewności, że podła wyzwaniu. Stawiając kropkę na swojej, krótkiej liście, przypomniał sobie osobę Kurta – kolejnej zagadki. Oby nie okazał się wyłącznie kropką i to na końcu wypowiadanego przekleństwa. Oczywistym było, że muszą się spotkać jeszcze przed wyjazdem.
1. A.H. – 17:00;
2. Szpital;
3. Uczelnia;
4. Klub strzelecki;
5. Spotkania;
6. Graty;
7. Samochód;
8. Pieniądze;
9. Relaks.


***
– Twoja pomoc Aristid jest nieoceniona – Erich delikatnie ukłonił się głową.
– Wszystkie formalności rozwiążę jak tylko się da. Masz skomplikowaną sytuację, ale szczęśliwie twoja habilitacja posłuży za dobrą wymówkę – przerzucił kilka papierów, w tym te które dostarczył mu Erich.
– Nikt by mi nie uwierzył, gdybym zapytał o pozwolenie na wyjazd do Polski.
– Najgorzej będzie to wszystko udokumentować... tym będziemy jednak martwić się po waszym powrocie. Dokumenty będą do odbioru jutro po południu.
– Przyniosę wtedy moje rzeczy. Jak mówiłem, nie wiem z kim przyjdzie nam się zmierzyć na miejscu, a nie chciałbym by buszował w moich rzeczach, pod moją nieobecność.
– Naprawdę nie widzę takiej potrzeby, ale jeśli pozwoli Ci to spokojniej wykonywać swoją pracę... – spojrzenie Ericha było niewzruszone, nie miał zamiaru ciągnąć tego tematu.
– Tak pozwoli – rzekł dobitnie. – Żegnam się. Niech Fortuna ci sprzyja Aristid – Euthanatos ukłonił się i udał ku wyjściu. Nie słyszał jak starszy mag odpowiada na pożegnanie.
– Życzę wam, by miała podzielną uwagę...

***


Kadra oddziału zaczynała drugą zmianę ruch był więc nieco większy niż zazwyczaj w czwartki, ale po chwili wszystko wraca do normy. Erich i pozostali lekarze kończyli uzupełnianie historii chorób nowo przyjętych pacjentów. Nie chciał zostawiać ich pod cudzą opieką, ale nie miał na to dużego wpływu. Składając papiery do teczek wmawiał sobie, że zdąży jeszcze pomóc kilku osobom. Po to wszak został lekarzem i nie ma potrzeby posługiwać się magią by ugłaskać swoje sumienie. Nawet mroczne powołanie tego nie zmieni. Przez następne kilka dni podejmie decyzję do kogo przepisać pacjentów, którzy nie zostaną zwolnieni do domu.
– Hej Erich!
W drzwiach pojawiła się jasnowłosa Brita Hertz. Ciepła jak zawsze, mimo oczywistego ciężaru jaki dźwigała na barkach po ciężkim dniu pracy.
– Słyszałam, że jedziesz do komuchów. Co cię tam goni?
– Do Polski, sowietów już tam nie ma, tak samo jak we wschodnich Niemczech.
– No niech ci będzie, ale po co tam się wybierasz? Chcesz poznać metody leczenia medycyną naturalną i wódką?
– Nie naigrywaj się, proszę. Dostałem zaproszenie na spotkanie. Pewien znajomy ze studiów odnowił ze mną kontakt. Zajmujemy się podobną problematyką i może zdobędę jakąś ciekawą wiedzę, która przypieczętuje moją habilitację. Wspólna praca zwykle daje bogatsze plony – uśmiechnął się, udając zadowolenie z przyszłych sukcesów naukowych. Ciężko jednak udawać, kiedy sam nie rozumiał, czemu miał jechać za najdalsze granice cywilizacji.
– Pewnie jakaś koleżanka. Pojedziesz tam i już nie wrócisz...
– Oj przestań, proszę cię. To nie jest dla przyjemności.
Brita – często się z nim droczyła. Nigdy jednak nie udało mu się wybadać czy to tylko pozory, czy jakiś szczery afekt. Przyjaźnili się od dawna i szanował ją na tyle, by nie myśleć nawet o grzebaniu w jej umyśle. Poczucie obowiązku nie pozwalało mu się wiązać z nieprzebudzoną, to byłby jedynie ciężar. Tym razem zastanawiał się również, kto z tego powodu miałby większe kłopoty.
Kilka czułości, docinek i się pożegnali, do następnego dnia. Na prawdziwe pożegnanie jeszcze przyjdzie czas. Z trudem ukrywał przed sobą, że nie chciałby, by było ostatnie.

***

W skrzyni, którą niósł do fundacji było kilka dziwnych książek. Przeróżne traktaty, kilka dostępnych śmiertelnikom książek o czarnej magii i różnych legendach. Nie chciał by tego typu rzeczy rzucały cień podejrzeń na jego osobę, gdyby przypadkiem wrocławscy magowie postanowili go inwigilować. Najważniejsze były jednak jego notesy, listy kontaktów, dyplomy i zdjęcia. Zostawił ich tyle w domu by było widać, że jest normalną osobą, która ma rodzinę i skończyła studia. Jednak wszystko ponadto postanowił zabrać, by nie dawać zbyt wielu poszlak.
Kolejną istotną rzeczą były pistolet z amunicją. Nawet sejf nie uchroniłby go przed kradzieżą. Zwykła spluwa, ale nigdy nic nie wiadomo. Nie warto prowokować losu.
Ostatnią rzeczą był samochód. Dobre Audi 80 B3, które wystarczało nie obciążając zbytnio pensji, a co rusz odkrywał nowe jego zalety, jak innowacyjny system bezpieczeństwa przy stłuczkach, czy obustronnie ocynkowana karoseria. Choć w ogóle o niego nie dbał, prócz sporadycznych wizyt w myjni, samochód zawsze prezentował się świetnie. Może zasługą było też to, że wolał jeździć komunikacją miejską, ale cztery kółka były jednak przydatne.


Tak duży luksus postanowił zostawić na strzeżonym parkingu ostatniego dnia przed wyjazdem. Zanotował w pamięci jeszcze tylko, że trzeba będzie sprawdzić, czy nikt nic przy nim nie majstrował... Dlaczego przedmiotem misji musiało być narzędzie totalnej zagłady?
– Oby przesadzali, bo te przygotowania na dłuższą metę zaczynają być kłopotliwe... – nie mógł się powstrzymać od kąśliwej uwagi, gdy z powodu dźwiganego ciężaru nie zauważył kałuży, w którą wdepnął całą stopą. Można jedynie wziąć głęboki wdech i iść dalej przed siebie. Na pewne rzeczy nic się nie poradzi.

***

Bilety do teatru na piątkowy wieczór zostały właśnie zarezerwowane. Chciał iść sam, ale Brita nalegała, stojąc nad pokonanym kolegą przez całą telefoniczną rozmowę. Trzeba zrzucić ciężar codziennego życia by skupić się wyłącznie na zadaniu, byle ta rozentuzjazmowana dziewczyna nie zrobiła nic nierozsądnego.
Poprzedniego wieczora przypominał sobie różne efekty i rytuały, które mogłyby okazać się przydatne. Przez najbliższe kilka dni będzie to robił systematycznie odświeżając też wiedzę o truciznach i prostych lekach. Nie wiadomo z czym przyjdzie się zmierzyć na miejscu, ale na rozwinięty przemysł farmaceutyczny nie ma zbytnio co liczyć. Przed magyią należy polegać na swoich umiejętnościach, wiedział o tym bardzo dobrze.
Idąc na wizytę do pacjentów cieszył się myślą, że szybko uświadomił sobie iż nazbyt się przejmuje. Chciał by wszystko było zapięte na ostatni guzik, nie było cienia wątpliwości co do tego co się stanie. Przed sobą miał jednak jedynie mętną otchłań kraju opuszczonego niedawno przez czerwoną zarazę. Rozumiał, że nie wie z czym ma się zmierzyć i gryzło się to mocno z jego potrzebą uporządkowania.
Wizyta u pani Wiktorii, była krótka i krzepiąca, jako że zdążył doprowadzić leczenie do końca, chociaż w jej przypadku.
– Kiedy wyjdzie pani już ze szpitala, to znaczy jutro, proszę pamiętać, by dużo chodzić na spacery. Chciałbym by zadbała pani nieco o kondycję, bo inaczej choroba może wrócić. Trzeba się hartować.
Staruśka pani, choć zdawała się krucha niczym porcelanowa lalka, naprawdę skrywała duże pokłady energii. Chciał to wykorzystać, by odsunąć od niej to co uniknione.
„Mi też by się przydał porządny spacer na oczyszczenie myśli” i piątkowe plany zamknęły się na północy. Po odwiezieniu Brity będzie czas na północy, by przejść się po parku i odwiedzić cmentarz miejski. Ptaszysko się pewnie ucieszy.

Warto by było jeszcze wymienić nieco pieniędzy na te... kilka milionów złotych. Ciekawe czy banknoty mają takie cyfry, czy trzeba wziąć walizkę... Dobrze będzie wziąć z 10tys. szylingów, jak po komunistach to pewnie przyda się na łapówki. Ile to będzie milionów? Oby ktoś miał tą makulaturę, bo niestety może okazać się potrzebna. Na bankomaty nie ma co liczyć o ile w bankach przechowują coś innego niż żydowskie złoto.
Przypominając sobie ostatni wyciąg z konta, można wziąć z dwa tysiące marek. Miejscowi pewnie wolą zagraniczną mocną walutę niż walizki banknotów. Szkoda, że nie ma znajomego bankiera, ani wozu pancernego. No bo kto to widział jeździć z takimi pieniędzmi?

W ten sposób sporządzona lista doczeka się końca, od pierwszego, do ostatniego dziewiątego punktu. Piątek zapowiadał się na pracowity dzień.
 
Kritzo jest offline