Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2010, 22:22   #4
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Jesień w tym roku była piękna, ciepła i zachęcała ogólnie do spacerów. Nie wszystkim jednak dane było się cieszyć tą przepiękną pogodą. Ale życie bywa, a właściwie, jest niesprawiedliwe.

Dla Kurta i Ericha tydzień minął szybko. Zbyt szybko. Pakowanie. Wymiana pieniędzy. Załatwianie spraw zawodowych, lub tez prywatnych. Wszystko to sprawiło, że nim obaj mężczyźni się obejrzeli a nastał dzień wyjazdu.

W piątkowy wieczór wszyscy spotkali się znowu w Fundacji im. Cesarzowej Sisi. Hallervorden położył przed magami niezbyt grube teczki.

- Tu macie panowie informacje o Wrocławiu, o samym budynku Hotelu Nord i o waszej tłumaczce. Zapoznajcie się z nimi. Jest tam też mapa Wrocławia. Z 1920 roku. To jedyne co mamy. Są tam zaznaczone dwa miejsca o których wiemy na pewno, że są, wróć, że były tam węzły i że były tam fundacje. – Tu zrobił krótką przerwę, nalewając sobie jednocześnie herbaty, by młodzi adepci mgli choć z grubsza zapoznać się z zawartością teczek. – Jest tam też adres i numer telefonu do konsulatu Republiki Austrii. W razie gdybyście mieli jakiekolwiek problemy.

- Czy nie uważasz Aristid, że panowie powinni posiadać jeszcze jakieś informacje na temat samego artefaktu?? – Panna Schulz-Strasznicki uśmiechnęła się do starszego mężczyzny i upiła łyk herbaty z miśnieńskiej porcelany. Tak cenionej przez wieki w całej Europie




- Ależ dziękuję ci moja droga za przypomnienie. - Hallervorden odwzajemnił jej uśmiech. – Otwórzcie panowie proszę teczki.

Na pierwszej stronie był rysunek przedstawiający herb.



-To proszę państwa herb rodziny von Richthofen. I tak też wygląda sam artefakt. To wisior przedstawiający ów herb. Niestety nie dysponujemy jego żadnym zdjęciem. Będzie musiało wam to wystarczyć. Nie wiemy też jakich jest on rozmiarów.

Dalej były lakoniczne informacje o artefakcie. Kto go stworzył. Do czego mógł służyć. Ale to były bardziej wymysły autora notatki niż prawda. Nie więcej niż jedna kartka A4.

Na następnej stronie znajdował się kwestionariusz osobowy i zdjęcie.



- A to proszę panów wasza tłumaczka Alicji Zol… Zolki… - Hallervorden przez dobrą chwilę męczył się z nazwiskiem. Zresztą jak i obaj mężczyźni, którzy w myślach starali się przeczytać nazwisko. - Zolkiwits.- Wydusił z siebie w końcu starszy mężczyzna. – Mam nadzieję że będzie się wam dobrze współpracowało. To śpiąca. Jesteśmy tego pewni.
Kwestionariusz zawierał dane osobowe, wykształcenie, zainteresowania. Adres i telefon. Czyli standardowe rzeczy.

Następna kartka zawierała informacje na temat Hotelu Nord. Jego przedwojenny wygląd, to były stare fotografie i pocztówki i jedno zdjęcie z dzisiejszych czasów.



- Hotel Nord, obecnie Grand Hotel mieści się naprzeciwko Dworca Głównego we Wrocławiu. Jak już wspomniałem był tam węzeł i była tam fundacja. Niestety nie wiemy czy nadal coś tam jest. Wiadomo, że był to niezwykle silny węzeł. Dlatego zakładam, że nadal tam jest.

- To dlatego nabyłeś ten budynek?? - Gertruda Ippen wzięła jeden z obrazków przedstawiający hotel i poczęła mu się dokładnie przyglądać. – Chcesz tam zlokalizować fundację??

- Przyznam się szczerze, że o tym myślałem. – Starszy mężczyzna doprał z rozbrajającą szczerością. – Mamy tylko mały problem. Otóż nabyliśmy budynek z lokatorami. To jakieś lokalne stowarzyszenie czy coś. Ale jak na razie nie możemy nic zrobić z nimi. To wasze drugie zadanie. Z pomocą panny Zol.. panny Zol.. panny Alicji. - Hallervorden dał sobie spokój z wymawianiem jej nazwiska. – Z pomocą panny Alicji powinniście panowie spróbować się z nimi jakoś dogadać. Wpłynąć. Coś zrobić aby zgodzili się opuścić lokum. Ich obecność może panom przeszkodzić w poszukiwaniach. A zakładam, że właśnie w budynku hotelu ukryty jest amulet. A wnioskuję to stąd, - Zdążył uprzedzić pytanie Dietlinde. – Że Manfred von Richthofen należał do fundacji mieszczącej się w tym budynku.

Następnie Aristid Hallervorden wziął do ręki coś co okazało się mapą Wrocławia z 1920 roku.
- Tu mają panowie zaznaczone dwa punkty. – Wskazał na zielone kropki umieszczone na mapie. – Tu znajduje się hotel. A tu Pałac Hatzfeldów. To są dwa znane man węzły. Może tam coś znajdziecie.

Kiedy wszystko zostało już wyjaśnione i magowie zbierali się by wrócić do domów, Hallervorden zatrzymał ich dosłownie w drzwiach.
- Ah, zapomniał bym. Oficjalnie działacie jako Austriackie Towarzystwo Biznesowe. Czyli macie zamiar nawiązać współpracę z polskimi przedsiębiorcami i zachęcić ich do współpracy z Austriakami. To oficjalnie. Wątpię jednak by można było coś organizować dopóki nie wyremontujmy obiektu. Więc jesteście tam po to aby ów remont zorganizować. Wasza asystentka ma się tym zająć. Ale sami rozumiecie. Ktoś musi nad tym czuwać. A teraz idźcie do domów. Pożegnajcie się z rodziną. Miło spędźcie czas. W poniedziałek rano spotykamy się na lotnisku. – Wręczył mężczyzną jeszcze bilety lotnicze.


***

W poniedziałek rano Erich i Kurt zjawili się na lotnisku. Każdy osobno. Sessera żegnała rodzina. Ericha Brita. Zdziwił się on trochę jej obecnością, ale i ucieszył.

Odprawa poszła sprawnie i obaj magowie siedzieli obok siebie w samolocie Austrian Airlines



Lot rozpoczął się planowo. Z Wiednia wylecieli do Frankfurtu nad Menem. A stamtąd mieli udać się do Wrocławia.

We Frankfurcie również nie mieli problemów z odprawą. Samolot wystartował o czasie. Byli więc pewni, że za dwie godziny wylądują w Polsce. Jakież było ich zdziwienie gdy w połowie drogi pilot poinformował pasażerów.

- Szanowni Państwo. W związku ze złymi warunkami atmosferycznymi panującymi nad Wrocławiem zostaliśmy skierowani na lotnisko w Gdańsku. Za utrudnienia przepraszamy.

Aby osłodzić podróżnym tę nie miłą informację stewardesy podały pasażerom napoje.



Samolot wylądował. Erich i Kurt przeszli odprawę i nie mieli pojęcia co dalej. Byli przecież w Gdańsku.

***

Wrocław, Port Lotniczy

Alicja Żółkiewicz znalazła się na lotnisku tak jak panowała, czyli pół godziny przed przylotem. Miała zdjęcia swoich gości i ich dane. Była gotowa powitać swoich nowych szefów. Całkiem do rzeczy szefów, jak to skwitowała jej przyjaciółka oglądawszy zdjęcia.

We Wrocławiu od dwóch dni był zimno i pochmurnie. Alicja nie przypuszczała jednak, że z powodu tych chmur samolot z Frankfurtu zostanie skierowany do Gdańska. Młoda kobieta spojrzała na zegarek. Nawet gdyby jakimś cudem udało jej się zdążyć an dworzec w niecałą godzinę to i tak w
Gdańsku byłaby dopiero za jakieś sześć godziny. Westchnęła ciężko i zaczęła rozglądać się za aparatem telefonicznym. Po jakiś pięciu minutach znalazła to czego szukała. Ze swojej torebki wyjęła kartę telefoniczną, a później zaczął przeglądać notes z numerami. „Marek, Marek, Marek, o jest, Matek Węglorz.” Alicja wybrała numer. „Odbierz. Odbierz.” Liczyła w myślach sygnały. „Drugi. Trzecie.” Zdenerwowana spoglądała co chwila na zegarek. Ktoś podniósł słuchawkę po czwartym sygnale.
- Słucham. – Odezwał się kobiecy głos.
- Czy…?? – Alicja zaniemówiła na chwilę. – Czy można mówić z Markiem?? – Dodała niepewnie. Chwila ciszy w słuchawce.
- Marek, słucham.
- Cześć. To ja, Alicja. – Po drugiej stronie zapadłą cisza, która zaczęła się niebezpiecznie przedłużać. – Jesteś tam?? – Zapytała niepewnie.
- Cześć Ala. – Odparł mężczyzna po drugiej stronie. – Dawno się nie widzieliśmy.

Dawno to mało powiedziane. Alicja i Marek, nieformalna para na filologii germańskiej. Nieformalna, ale wszyscy wróżyli im długie i szczęśliwe życie. Byli po prostu idealnie dopasowani do siebie. Rozumieli się bez słów. Wspólne zainteresowania. Wszyscy im zazdrościli.
A jednak. Po obronie okazało się, że nie są aż tak dobrze dopasowani do siebie. Alicja chciała zostać we Wrocławiu. Marek znalazł robotę w Gdańsku. I po prostu się rozstali. Nie byli w końcu żadną parą. Od dwóch lat wymieniali się tylko karkami świątecznymi i życzeniami na urodziny.

- Tak dawno. – Odparła ze smutkiem w głosie. – Mam prośbę. Bo widzisz, dziś do Wrocławia mieli przylecieć moi nowi szefowie. Ale okazało się, że ze względu na pogodę skierowali ich do Gdańska. Gdybyś mógł ich odebrać. Zaopiekować się nimi. To Austriacy. Bardzo mi na tym zależy. – Tu zawiesiła głos. Nie była pewna czy może go prosić o przysługę.
- Jasne. Jeśli jeszcze będą na lotnisku. – Odparł z taką wesołością jak zawsze. Jak tylko on potrafił. Jak ona lubiła.
Podała mu imiona i nazwiska. Przy okazji zdążyli się pokłócić o pisownię. „Jak za dawnych czasów. Za czasów, które już nie wrócą.” Dodała w myślach.
- Strasznie ci dziękuję. Przyjadę jutro, porannym ekspresem. Zabierz ich proszę do jakiegoś hotelu. Porządnego. Wpuszczę to w koszta. Do zobaczenia.
- Przyjadę po ciebie na dworzec. – Zdążył jeszcze rzucić.


***


Gdańsk, Port Lotniczy


Erich i Kurt odebrali swoje bagaże. Usiedli na jednej z ławeczek by zastanowić się co dalej, gdy z głośników dało się słyszeć straszną angielszczyzną i do tego jeszcze z koszmarnym akcentem

- Panowie Kurt Sesser i Erich Reimann proszeni do punkty informacyjnego. Powtarzam Panowie Kurt Sesser i Erich Reimann proszeni do punkty informacyjnego. – Dobrze, ze nazwisk niepoprzękręcali.

Punkt informacyjny znaleźli po bez mała dziesięć minutach.

- Erich Reimann i Kurt Sesser. – Wysapał Erich do pani w okienku.
Kobieta odparła coś po polsku. Oczywiście nic nie zrozumieli, ale z tonu wypowiedzi mogli wywnioskować, że to nic miłego.

- Jestem Marek Węglorz. – Usłyszeli męski głos.



– Panna Alicja Żółkiewicz prosiła abym się panami zaopiekował. – Erich od razu rozpoznał Hochdeutsch, tak charakterystyczny dla mieszkańców jego ojczyzny. Dla Kurta język ten był inny niż przywykł używać w Austrii, dużo twardszy, ale mino to zrozumiały.
- Alicja będzie w Gdańsku. – Tu jakby celowo wymówił polską nazwę miasta a nie niemiecką. – Alicja będzie w Gdańsku dopiero jutro. Proszę za mną. No chyba, że wolą panowie sami znaleźć sobie jakiś hotel i spróbować się skontaktować z Alicją. – Pomimo, że mężczyzna mówił perfekcyjnie po niemiecku, pomimo, że znał imię i nazwisko ich tłumaczki, coś w jego głosie mówiło im, że nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiony do nich.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 04-02-2010 o 22:24.
Efcia jest offline