Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2010, 14:43   #24
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Siedząc lekko pochylony, na czas jakiś zamienił się Gaudimedeus w niemego świadka wydarzeń, w których nici starych historii zaczynały wychodzić na wierzch a emocje zaczęły brać górę...Ze smutkiem pomyślał, że negatywny wpływ planet jednostki mogły zmienić lub ograniczyć, ale tonu, jaki konfiguracje gwiezdne nadawały miejscom, miastom, całym państwom i kontynentom wraz z umysłami żyjących na nich istot nie dało się w sposób istotny przekształcić.

Najbardziej fascynujące było to, że nie wykluczało to istnienia wolnej woli, różnic charakteru i temperamentu, postaw życiowych, możliwości podejmowania złych i dobrych decyzji. Częstym błędem ludzi oczekujących trafnego horoskopu było to, że żądali bezwzględnie spełniającej się przepowiedni dopasowanej do każdej grupy osób chociażby. Tak naprawdę planety, ustawiając się w określone układy oddziaływały w określonym horyzoncie czasowym różnie na różnych ludzi, w jednych konfiguracjach potęgując jedne cechy, w innych podnosząc prawdopodobieństwo wystąpienia pewnych zdarzeń czy uaktywnienia się skrywanych cech charakteru. Myśl Manuela mimowolnie sięgnęła głębiej wydobywając dawno pobierane nauki o charakterze sfery Entropii. Pewność była zjawiskiem występującym w rzeczywistości stosunkowo rzadko, była niczym mityczny stwór o którym każdy lubi mówić, ale widują go naprawdę tylko nieliczni, a to zazwyczaj niezależnie od swojego pragnienia jego ujrzenia. Nie była to jednak konkluzja, z którą ktoś parający się profesją astrologa byłby skłonny się dzielić ze swoimi klientami...

Wampir przeniósł wzrok ze swojej skrwawionej szaty, na którą się zapatrzył, na Zelotę...Obrzucił go jednym tylko spojrzeniem, a potem wstał powoli i podszedł do okna, wypatrując czegoś na zewnątrz, ale myślami krążył wciąż wokół Dante, jakby ujrzany przed chwilą obraz wypalił mu pod powiekami coś, na co musiał patrzyć oczyma duszy. Za plecami astrologa Spokrewnieni stanęli naprzeciw siebie i dało się wręcz wyczuć napięcie w powietrzu. Manuel przymknął oczy. Wysyczana przez Dante nazwa jego własnego klanu przemknęła przez komnatę jak drapieżny ptak, znać w tym głosie było wszystko to, co gromadziło się w podobnych jemu Kainitach przez lata przekazywanych z ust do ust przestróg przed Tremere, słychać było niebezpieczną i zaczepną strunę mającą zapewne wywoływać rezonans w postaci zmącenia jego spokoju. Gaudimedeus nawykł jednak do takiego tonu i jego zwrócona ku nocy za oknem twarz pozostała niewzruszona, jak wydrążona raz na wieki w drewnie afrykańska maska. W przeciwieństwie do Zelotów my doskonalimy się coraz bardziej w utrzymywaniu Bestii tam, gdzie powinna pozostawać, pomyślał, gdy oni nie chcą się przyznać przed samymi sobą, że zmierzają w przeciwnym kierunku. Filozofia, która miała stać na straży wrót prowadzących do instynktów, często prowadzi do dumy.

Gaudimedeus odwrócił się i stanął prosto, swoim zwyczajem skrywając dłonie w szerokich rękawach szaty, nadal w milczeniu, z nieprzeniknioną i spokojną, przyjazną nawet twarzą patrzył na Dante. Rozmyślał o naturze dumy. O jej obrazach, jej przepastnych otchłaniach do których głębin nie docierał jej blask.

- Walczy z nią...- pomyślał Tremere - Patrzy w wykrzywione zwierciadło, gdzie jego duma odbija się ukazując swoją drugą stronę, czyli pychę. Wiem, bo również dane mi było wielokroć i nadal często jest, patrzeć w to samo zwierciadło. Magowie widzą to odbicie jaskrawiej niż inni, choć równocześnie duma jest najważniejszym z niebezpieczeństw powodujących upadek tych, którzy stają nieuchronnie wobec zagrożenia w postaci własnego siebie, własnej potęgi. Kiedyś, widziałem jak pycha powoduje zbaczanie ze Ścieżki największych spośród nas i było to dla mnie prawdziwą lekcją. Teraz, wśród istot takich jak ta, którą i ja się stałem, wiedziony pragnieniem największej z nagród, widzę, że nic naprawdę się nie zmienia. Im większą moc gromadzimy, im bardziej poślednie i niewarte uwagi stają się dla nas dawne zagrożenia i ograniczenia, tym większym staje się demon dumy rozciągający przed naszymi oczyma iluzję jej nobilitującego charakteru.

Astrolog starał się nie myśleć o księdze, którą miał ze sobą Dante. Zbyt bardzo go pociągała, zbyt bardzo pasowała do wszystkiego co dziś usłyszał, zbyt wielkim pragnieniem mogłaby się stać, gdyby Manuel rzeczywiście przekonał się czym jest w swej istocie...Ślady po okuciach wskazywały na fakt, iż nie był to jakiś pośledni wolumin, w przeciwnym razie nie zadawano by sobie trudu i kosztów by tak go rychtować. Widać było też, że księga została przez kogoś ocalona z pożaru, kto ryzykował być może i życie by ratować wiedzę i jaka jest w takim razie jej waga? Czy pochodzi ze spalonej biblioteki, o której wspominał Krab?! Jeśli tak, to tylko podsycało ciekawość. Znów przyłapał się na tym, że nad nią mimowolnie rozmyśla...Księgi...Każdy ma coś, obok czego mimo wysiłków nie potrafi przejść obojętnie, swoje pragnienie, swoją słabość. Czy pęd ku gromadzeniu wiedzy może być słabością, ułomnością? Nie. Tak, podobnie jak pęd ku gromadzeniu czegokolwiek innego...Burzyło spokój Manuela to, że nie potrafi okiełznać tego pragnienia całkowicie. Tym bardziej że było to pragnienie, którego przynajmniej chwilowo nie można było ugasić.

Pewnie Gaudimedeus zadałby w końcu Zelocie powracające do niego jak przypływ pytanie, ale chwila była zdecydowanie nie ta. Między Dante a Krabem trwała gra, którą musieli rozegrać jeden na jednego. Zbyt dobrze rozumiał teraz niuanse tej sytuacji, dyplomatycznie cofając się ku półmrokowi, zlewając się z nim, oddając scenę tym dwu Spokrewnionym. Sam, niby rzeźbiona nieruchoma figura ledwo widoczna z mroku pod jedną ze ścian, przyjął rolę widza. Słuchał jednak uważnie obietnic. Potem, w przyszłości, po stosunku do własnych obietnic można będzie poznać, kim w istocie jest ten, kto je składał.

Na razie Dante opuścił Elizjum, nie zwracający już uwagi na nikogo, zanurzony we własnych myślach. Gaudimedeus odprowadził go z ciemności wzrokiem, a kiedy wybrzmiał dźwięk zatrzaskujących się drzwi i nastała cisza, astrolog powoli wyłonił się z mroku...

- Pora na mnie...- powiedział astrolog powoli, głosem wypranym z emocji - Świt coraz bliżej, a mnie pilno rozpocząć badania, albowiem poznałem wiele z rzeczy, bez których praca ta nie byłaby możliwa do wykonania...
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline