Ned Allen
Wielebny zaczytany niezmiernie siedzi tak już dłuższy czas. Pasażerowie, którzy jako pierwsi wchodzili do wagonu już go tam widzieli, co mogło oznaczać, iż albo tak zaczytany był w lekturze, że nie wysiadł podczas poprzedniego przejazdu lub też pojawił się na długo przed planowym odjazdem. Młody ksiądz siedział przy oknie, co chwila przez nie wyglądając z ogromnym zachwytem wpatrując się w przesuwające się tam widoki. Zachwyt ten był tak wielki jakby za każdym razem odkrywał jak wspaniałe jest dzieło Boga. Z drugiej strony bardziej prawdopodobne było, zważając na jego młody wiek, iż nigdy wcześniej nie podróżował gdzieś dalej niż jego rodzimy okręg. Ubrany był jak każdy pastor w tamtych czasach, w czarną marynarkę oraz spodnie tego samego koloru. Pod szyją odznaczała się nieskazitelnie biała koloratka uświadamiająca wszystkim przechodzącym obok, z kim maja doczynienia. Obok niego na ziemi stała czarna torba podróżna. Była mała i z pewnością nie zawierała całego dobytku przeciętnego człowieka. To tylko mogło świadczyć, że preferowanym stylem życia jest służba Bogu oraz ludziom a nie sobie samemu. Gdy mijała go jakakolwiek kobieta ten unosił się lekko i kłaniał jak przystało na dżentelmena. Gdy obok usiadła ta kobieta grzecznie zdradził je swe imię i powrócił do lektury, co chwila zerkając na nią znad książki. Dopiero mężczyzna zmusił go do oderwania się znad lektury. - Ludzkie słabości są pożywką szatana tak, więc wyzbądźmy się wszystkich by dobro mogło triumfować. Jak widzę pan w walce ze sobą ma niezwykły problem. Może pomóc panu tę słabość przezwyciężyć panie…
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |