Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2010, 13:17   #27
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Drużyna Porucznika Kelly'ego
Odgłosy kanonady dział przeciwlotniczych powoli cichły. Samoloty, które dokonały zrzutu kierowały się z powrotem do bazy. Ostatni spadochroniarze lądowali na francuskiej ziemi. Operacja od której powodzenia zależały dalsze losy wojny rozpoczęła się na dobre. I choć nie wszystko poszło tak jak planowano to było już za późno by się wycofać. Żołnierze wojsk powietrzno-desantowych musieli zewrzeć szeregi i ruszyć do boju. Teraz to od ich postawy zależało czy uda się opanować wybrzeże, by potem ruszyć w głąb kontynentu.
Na morzu okręty marynarki wojennej pokonywały właśnie ostatnie mile dzielące ich od piaszczystych plaży Normandii. Za kilka godzin barki z piechotą i ciężkim sprzętem dobiją do brzegu.
Teraz ci rozrzuceni po ogromnym terenie młodzi chłopcy muszą zrobić wszystko, by zapewnić swoim kolegą bezpieczną drogę.


Porucznik Patrick George Kelly i Szeregowy Steven Learndor
Czterech amerykańskich żołnierzy ze 101 powietrzno-desantowej, żyli. I choć żaden z nich nie wątpił, że czeka ich jeszcze nie jedno niebezpieczne przeżycie, to teraz liczyło się tylko to jedno. Żyli i nie byli sami.
Dwaj szeregowi cieszyli się, że trafili na oficera. Ciężar odpowiedzialności został zdjęty z ich barków. Teraz mogli zająć się tylko wykonywaniem rozkazów.
Rozkaz był prosty:
- Sprawdźcie rannych Niemców. Jeżeli jeszcze któremuś można pomóc zróbcie to. Może ktoś ich znajdzie za nim się wykrwawią. Przynajmniej tyle możemy dla nich zrobić, a i tak na razie musimy tutaj zostać. Pamiętajcie, żeby ich rozbroić. Martwym zabierzcie opatrunki osobiste mogą się nam jeszcze przydać. Ja sprawdzę transporter, może znajdę tam jakieś materiały wywiadowcze, które pozwolą nam ustalić gdzie jesteśmy. Do roboty panowie.
Porucznik Kelly nie czekał na reakcję żołnierzy. Pewny swojej charyzmy i władzy, ruszył do transportera by przesłuchać rannego niemieckiego oficera.
Nie wszyscy jednak zgadzali się z decyzją porucznika.
Szeregowy Steven Learndor miał swoje zdanie w kwestii pozostawiania przy życiu rannych żołnierzy wroga, a zwłaszcza oficerów. Cierpliwie odczekał, aż dowódca zakończy odpytywanie rannego.
- Informacje na pewno im się przydadzą - myślał Learndor - ale zostawianie go żywym to potencjalne zagrożenie. Czy ten gość nie zdaje sobie z tego sprawy?
Gdy porucznik Kelly wstał od rannego, szeregowy bez wahania wyciągnął pistolet i wycelował w oficera mówiąc:
- Nie możemy go zostawić, nie mamy czasu na zajmowanie się jeńcami.

Niesubordynacja i podważanie rozkazów przełożonych jest największym przestępstwem w wojsku, a zwłaszcza na wojnie. Po to w armii panuje zasada szarży, by ci z wyższym stopniem brali odpowiedzialność i decydowali. Szeregowy Learndor nie zamierzał jednak biernie patrzeć na jaskrawe, jego zdaniem, błędy nowego dowódcy.
Porucznik zachował zimną krew. Zaklął pod nosem i stanął na linii strzału. Musiał być zdecydowany, a jednocześnie ostrożny by nie potrzebnie nie denerować młodego żołnierza. Był ranny, w szoku. Trzeba było do niego trafić. Stres to naturalna rzecz, ale trzeba umieć sobie z nim radzić. Tyle razy powtarzali to na szkoleniu.
- Szeregowy Learndorn co to ma być! - wrzasnął -Dostaliście rozkaz! Opuście tą broń natychmiast!
- Odłóżcie pistolet i dołączcie do kolegów! Nie będzie dobijania ludzi, którzy nam nie zagrażają! Czy to jasne!
Szeregowy mierzył go wzrokiem. Dowódca nie miał racji, on to wiedział. Tylko jak go przekonać.
- Panie poruczniku nalegam, by dobić tego Niemca. Co miał powiedzieć już nam powiedział. Jeśli go zostawimy, to będzie to dla nas zagrożenie.
- Szeregowy odłóżcie broń! - powtórzył Kelly.
W myślach kalkulował czy uda mu się obezwładnić szeregowego. Szansa była, ale walka ze swoimi nie była jego celem. Wiedział, że jeżeli teraz obali Learndora na ziemie, te mu już nigdy nie zaufa. A potrzebował teraz każdego człowieka.
- To bezsensu! - skarżył się szeregowy - Jesteśmy tu by z nimi walczyć, a nie ratować im życie. Czy on by pana oszczędził, poruczniku?
Pytanie zawisło bez odpowiedzi. Pomiędzy oboma mężczyznami zawisła grobowa cisza. W tej chwili ważyło się na szali losu, życie niemieckiego oficera.
- Pochodzę ze szlacheckiej rodziny - powiedział po niemiecku Otto Gessner - Gwarantuje panu poruczniku, że też bym pana oszczędził...
Przerwał mu atak kaszlu. Zaczął pluć krwią, ale po chwili dodał:
- Niech pan powstrzyma tego szaleńca, proszę.
Porucznik Kelly był w kropce. Chodziło teraz o jego autorytet i nie mógł odpuścić i udać, że nic się nie stało. Tym bardziej, że i Montana i drugi szeregowy patrzyli z boku na całą sytuację.


Szeregowy Greg Sheen
Greg nie mógł uwierzyć, że strzelił taką gafę. Na szkoleniu nie raz powtarzali, żeby swoim zachowaniem nie zdradzać wrogowi przełożonych. To właśnie dlatego dystynkcje albo mieli zdjęte, albo ukryte. A on salutował do oficera na środku drogi. Najpierw skarcił go dowódca, co było zrozumiałe i przyjął to z należytą pokorą, a później ten ranny gość, którego wyciągnął z krzaków. Już chciał mu coś powiedzieć, ale ten obrócił się na pięcie i zaczął wyciągać pistolet z kabury.
- Co on robi? - przeraził się Sheen.
Po chwili wszystko się wyjaśniło. Greg zajął się rannymi Niemcami, ale kątem oka obserwował całe zajście.
Z tych którzy leżeli na drodze, tylko dwóch jeszcze żyło. Reszta już powoli zaczynała tracić naturalne, właściwe człowiekowi ciepło.
Awantura przy transporterze nabierała tempa. Szeregowy Learndor nie zamierzał odpuścić i dalej mierzył w dowódcę.
Sheen był w szoku. Nie spodziewał się, że dojdzie do czegoś takiego.
Opatrywał rannych i w napięciu czekał na rozstrzygnięcie sporu.


Kapral Tim O'Donell
Kapral nadal był sam. Nikt z leżących w transzei nie żył. Zabrał tyle nieśmiertelników ile zdołał. To zawsze było tak samo przerażające. Robił to już nie raz, ale za każdym razem zimny dreszcze przebiegał mu plecach. Tyle po nas zostanie kawałek metalowej blaszki, nic więcej. Być może i jego nieśmiertelnik ktoś kiedyś odepnie i schowa do kieszeni.
- Oby nie -odpędził ponure myśli od siebie.
Za zakrętu doszły go odgłosy rozmowy po niemiecku. Przyklęknął przy ścianie okopu i przerzucił karabin na plecy. W wąskiej transzei jego Colt był o wiele bardziej poręczny. W drugiej ręce trzymał przygotowaną już "cytrynkę" W walce w okopie poczyni o straszne zniszczeni. Jego koledzy też pewnie zginęli od niemieckiego granatu.
Gdy uznał, że Niemcy podeszli wystarczająco blisko rzucił im pod nogi granat.
W tym samym momencie rzucił się w drugą stronę, twarzą do ziemi. Okopem wstrząsnęła potężna eksplozja. Usłyszał krzyk i przeraźliwy jęk rozrywanych na strzępy ludzi. Nie był to może najbardziej humanitarny sposób walki, ale w tej sytuacji nie miał innego wyjścia. Albo on albo oni.
Tego co się zdarzyło jednak po eksplozji, jak już przestało mu dzwonić w uszach, na pewno się nie spodziewał.
Najpierw usłyszał skrzypnięcie ciężkich metalowych drzwi, a następnie ktoś krzyknął:
- Nicht schießen!
Ten zwrot O'Donell znał doskonale. Nie raz powtarzali go na szkoleniu. Działało to w obie strony. Zarówno on kiedyś mógłby potrzebować użyć tych słów, jak i zrozumieć przeciwnika. Po co nie potrzebnie przelewać krew? Każdy kocha swoje życie i w obliczu klęski lepiej się chyba poddać niż walczyć bez szans na wygraną.
Co jednak skłoniło Niemców do poddania się tego kapral nie wiedział.
- A może to podstęp? - przemknęło mu przez myśl.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline