Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2010, 19:25   #26
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
Giordano skłonił się sztywno, i lekko jeśli nie jak równemu sobie, to co najwyżej jak darzonemu szacunkiem towarzyszowi. Odrzucił połę płaszcza, dłoń na rękojeści korda złożył i rzekł bez cienia lęku spoglądając w oczy księcia:

- Powiem, krótko. Proszę was panie o pozwolenie zatrzymania się w mieście. Czy na długo, czy też na krótko tego jeszcze nie wiem. Celu nijakiego w moim tu pobycie doszukiwać się nie musisz. Rzeknę więcej nic mi do waśni i sporów jakie tu mają miejsce. Nikomu, nic tu nie jestem winien. Tedy jeśli potraktujesz mnie jak godzi się traktować szlachcica i gościa, będziesz miał moją wdzięczność, przyjaźń i wierność jaka zgodnie z prawem należy się władcy. I jeśli ci na myśl przyjdzie, że moje pochodzenie może mieć jakiś wpływ na moją ocenę tutejszych zdarzeń, tedy rzeknę ci, że nic mnie nie obchodzi, kto i dlaczego zniszczył Kartaginę, bo ta dla mnie jest jeno pustym słowem. Niedawno rozpocząłem swoją podróż przez noc, przeto jestem niczym owa czysta karta, o której prawią mędrcy. Rządź i dziel panie, a ja poddam się twemu wyrokowi.

To powiedziawszy raz jeszcze Giordano się skłonił i na krok odstąpił od władcy dłoni z ostrza nie zdjąwszy. Czekał. I choć twarz jego była niczym maska, to w sercu szalała niepewność.

Damaso słuchał z brodą wspartą na nadgarstku. Gdy Giordano podniósł się z ukłonu, natrafił na jego badawcze spojrzenie.

Mane, Tekel, Fares - przebiegło mu przez myśl.

- Słodka ignorancja młodości - skomentował książę.
- Panie mój, książę, wszyscy byliśmy... - zaczęła Salome, ale da Labrera uniósł dłoń i zamilkła.
- Panie di Strazza, zostawmy Kartaginę, mamy tu własne zadry i własne wojny, których nie przykrył jeszcze pył czasu, na których krew jeszcze świeża. Mówisz, żeś tu czystą kartą, i nie tykają cię nasze sprawy. Tedy rzeknij mi, po czyjej stronie staniesz, gdy Zeloci, którzy zbuntowali się przeciwko mej władzy, przyniosą tu miecz i ogień. Za kim się opowiesz? Za braćmi po krwi, którzy powstali przeciw memu słowu, czy za mną?

Brew księcia uniosła się lekko do góry.
- Masz wieści z północy, Salome? Skoro już jesteśmy przy buntownikach?
- Cisza, mój książę.
- Zatem czas spuścić Zwierzęta ze smyczy.
- Mój książę?
- Nic, Salome. Zeloci to nie jest problem. Nie największy problem. Zatem, panie di Strazza? Zadałem pytanie.

Cień uśmiechu przemknął przez usta Giordana, a był to uśmiech gorzki i pełen smutku. Po dłuższej chwili milczenia odrzekł:

- Zaprawdę powiadam Wam panie, że wolałbym odpowiedzieć, że po żadnej stronie nie chcę się opowiadać. - Uśmiech jego stał się jeszcze bardziej gorzki niż był. - Ale choć jestem młody to dość już przeszedłem, w życiu i śmierci, by wiedzieć, że w obliczu wojny nikt nie może pozostać neutralny. Zawsze trzeba opowiedzieć się za jakąś stroną i przyjąć na siebie konsekwencje wyboru.

W niewinnie ludzkim odruchu wziął głęboki wdech i podjął przerwaną wypowiedź.

- Nie mam powodów cię kochać, czy nawet być ci wiernym mości książę, lecz wierz mi lub nie, ale z uwagi na dawne przysięgi i sprawy, których nie dokończyłem przez minione noce, stanął bym przy twoim boku.

Skończywszy mówić Giordano zdawał się być jeszcze bledszy niźli zwykle i jeszcze bardziej zasmucony, ale jego głos nawet przez sekundę nie zdradzał wątpliwości.

- Nie miłości od swych lenników oczekuję, bo to nie dziewki, które grzeją łoże... co noc innemu - parsknął książę. - Ale posłuszeństwa i wierności. A powód do wierności masz jeden, panie di Strazza, za to nadzwyczaj istotny. Chcesz żyć na mej ziemi, pożywiać się na moim bydle. Będziesz wierny, albo będziesz stracony. Zbyt długo patrzyłem przez palce na zdrajców. Wybór należy do ciebie. Ja ukarzę zdradę wyrokiem - lub nagrodzę wierność. To jedyny warunek. Jeśli przyjmiesz go i złożysz przysięgę - Bóg da, już jutro będziesz walczyć u mego boku, by przekuć słowa w czyn.

Giordano zdawało się nabrał animuszu i zawadiacko się uśmiechnąwszy, skłonił się tym razem głębiej i dworniej i rzekł:

- W imię z dawna przelanej krwi, która wciąż woła o pomstę. Przyrzekam, że stanę przy Twoim boku książę jeśli do walki dojdzie. Masz mój miecz...

Przysięgę, z której Giordano był tak dumny, przerwał donośny śmiech księcia. Książę śmiał się upiornym, chrapliwym głosem. Gdyby nie to, że był trupem jak nic Giordano pokraśniał by ze złości i... wstydu.

- Młodość... - Śmiech księcia urwał się z nagła. - Zaiste, młodość ma swoje prawa. Witaj zatem panie di Strazza w mej domenie. Salome wprowadź naszego gościa w sprawy tego miasta, a ty mości Giordano czuj się zaproszony - W głosie księcia zadźwięczała stal rozkazu. - na spotkanie, które odbędzie się jutrzejszej nocy. To tyle...

Niedbały gest Damaso dał im do zrozumienia, że audiencja dobiegła końca.
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 08-02-2010 o 19:27.
Avaron jest offline