Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2010, 13:14   #10
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Po wykonaniu powierzonego jej zadania zabójstwa nadętej Tremere, Sheryl szybko zaopatrzyła się w odpowiedni środek transportu. Zapożyczywszy czarne volvo od osoby, której żaden samochód nigdy nie będzie już potrzebny, dziewczyna trafiła na powrót do Santa Monica, celem zdania szczegółowego raportu swojemu przełożonemu. Po tym jak pan Noah otrzymał wszystkie szczegóły odnośnie przejętych wspomnień i potencjalnych schronień opozycji, wydawał się niezwykle zadowolony, zaś tajemnicze zniknięcie grupy uderzeniowej wysłanej razem z MacRae zupełnie zbagatelizował. Pojedynczym machnięciem ręki. W końcu owych „grup” zawsze mógł naprodukować hurtowo gdyby zaszła taka potrzeba. Pochwałom zdawało się nie być końca. Tym większe okazało się zszokowanie wężowej panny kiedy dowiedziała się o zaplanowanej specjalnie dla niej, relokacji do Zgniłego Jabłka. Na nic zdały się nieśmiałe protesty i prośby, Biskup Santa Monica wykazywał nieugiętość w swoim postanowieniu. Uparty jak osioł. Twardy jak ceglana ściana. Wszystko to było… dość nietypowe. Sabat zazwyczaj walczył do zakrwawionego, spopielonego końca. Przynajmniej jeśli chodziło o zwykłych piechurów - o mięso armatnie rzucane na rzeź opozycji w celu odwrócenia jej uwagi od ważnych osobistości, które opuszczały tonący statek. Sheryl nigdy się za taką nie uważała, wobec czego decyzja o relokacji podjęta przez Biskupa mocno ją zdziwiła. Mimo ogromu oburzenia i rozczarowania, nie miała sposobu przekonać go, że jej obecność w Los Angeles wciąż jest konieczna. Z kolei zostanie na miejscu i potajemne uprawianie jednoosobowej partyzantki zdawało się najgłupszą decyzją jaką mogłaby w tym momencie podjąć, bo gwarantowałoby otrzymanie potencjalnego kołka od strony, która dotarłaby do niej pierwsza. Wykonała wymuszony ukłon. Spojrzała jeszcze raz na bilet trzymany w dłoni. Pokręciła głową i wydała z siebie sztuczne westchnienie. Nie rozumiała. Po prostu nie rozumiała.


Następnej nocy odbyła niezwykle irytujący lot trwający blisko sześć godzin. Kierunek wiadomy - Nowy Jork. Jej irytacja nie została wywołana przez bezruch, czy niemal całkowitą stagnację, bardziej przez fakt, że z każdej strony otaczało ją to przeklęte bydło. Czuła się jak wilk pośród owiec, który chcąc nie chcąc musi ukrywać swą prawdziwą tożsamość. Chyba tylko fakt pożywienia się przed podróżą uchronił ludzi na pokładzie przed przyjęciem roli krwawego bufetu. Nic dziwnego więc, że kiedy samolot w końcu wylądował, panna MacRae z zadowoleniem powitała widok otwierających się drzwi i była chyba pierwszą osobą, która opuściła maszynę. Chwyciwszy swoją torbę z ruchomej taśmy, udała się do jednej z licznych kafejek, gdzie ponoć miał czekać na nią odpowiedni kontakt wysłany przez tutejszego przedstawiciela władzy. Faktycznie, czekał. Siedział przy okrągłym drewnianym stoliku z pełnym kubkiem gorącej kawy, której zapewnie wcale nie miał zamiaru tknąć. Jego obecność zdawała się wywoływać podenerwowanie w nielicznych klientach lokalu, zaś kasjer kwitnący za ladą sprawiał wrażenie rozdartego między niechęcią do kłopotów i szczerym pragnieniem wezwania policji. Odczuwana przez worki krwi nerwówka była całkowicie normalna.


Określenie nowopoznanego wampira jako ekscentrycznego stanowiłoby spore niedopowiedzenie. Żylasty, chudy i całkowicie zblazowany. Z żelaznym kolczykiem w uchu i łańcuchem, który wyglądał jak skradziony z czyjegoś roweru. Na wygolonej po bokach głowie delikwenta sterczał blond irokez o karmazynowym wykończeniu. Pozostawało pytanie czy ozdobiony został zwyczajną farbą, czy też czymś bardziej konkretnym, co nie zdążyło jeszcze w pełni zaschnąć. Samodzielnie skręcony kiep w jego ustach był już nieco wypalony, choć koślawa, biała konstrukcja wybijała się jak jakiś sztandar buntu.
- Heja Sheryl. Nazywam się Gladius i…
- Zostałeś przysłany aby doprowadzić mnie przed oblicze Arcybiskupa.
- Ha! Zgadza się. Bystra dziewczyna. Szybko odnajdziesz się w naszym mieście.

Wstał i zdjął swoją skórzaną kurtkę z krzesełka, po czym dosunął to ostatnie. Uśmiechnął się delikatnie, pomimo faktu, że panna chwilę temu weszła mu w słowo. Jego rozbawienie i pogoda ducha stanowiły dość ciekawy kontrast wobec jej apatycznej twarzy. To w jaki sposób podkreślił słowo „nasze” nie pozostawiało zbyt wielu wątpliwości odnośnie podziału sił w NY. Dwójka wampirów ruszyła w kierunku parkingu.
 
Highlander jest offline