Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2010, 12:02   #79
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Na nic się zdały próby ostrzeżenia gońca przed zasadzką, zastawioną na niego przez odzianych na czarno wojowników. Jeździec wpadł w pułapkę, jego koń ugodzony bełtem wierzgnął a on sam wylądował na ziemi. Gdy tylko łódź uderzyła o brzeg, Blaise z wzniesionym mieczem i swoją nową, zdobytą na Starym Królu tarczą rzucił się w stronę bandytów.

- Łotry! Pożałujecie tego! - krzyczał biegnąc w stronę czarnych. „O Pani daj siłę. Prowadź mą rękę. I niech ślepota dosięgnie moich wrogów” - równocześnie modlił się w myślach. Bretończyk doskoczył do jednego z odrzucających właśnie kuszę mężczyzn i ciął go mieczem w odsłoniętą rękę. Ten jednak był szybszy. Uniknął ciosu, równocześnie wyciągając miecz. Starli się po raz drugi. Żelazo zderzyło się z żelazem. Uskok. Cios. Unik. I znowu cios. Blaise nacierał z coraz większą furią, jego przeciwnik nie pozostawał mu dłużny. Kątem oka dostrzegł padającego na ziemię mężczyznę, któremu ruszyli na ratunek. Znów się zwarli. Tym razem Blaise udał potknięcie. Miecz jego wroga zahaczył go w ramię, rozcinając skórznię. Bretończyk kantem tarczy uderzył czarnego w łokieć, wytrącając go z równowagi. Zaraz potem poprawił mieczem, celując w udo. Mężczyzna w fontannie krwi upadł na piasek. Blaise rozejrzał się. Do trupa gońca dołączyły jeszcze dwa. Zwarci w śmiertelnym uścisku leżeli obok siebie, jeden z bandytów i Karl. „Niech Ci ziemia lekką będzie” - Blaise wyrecytował w myślach zwyczajową formułkę. Przy życiu pozostał jeszcze jeden z bandytów. Jednak i on padł po chwili powalony mocarnym uderzeniem Gustlikowego topora. Było po walce.

- Zwycięstwo jest nasze! - zakrzyknął Blaise, w geście tryumfu wznosząc ku górze okrwawiony miecz. Zaraz przyklęknął na kolano i oparł dłonie na mieczu. „Dzięki ci o Pani, za wspomożenie w walce. Śmierć, zadana mym orężem niech przysporzy chwały Twojemu imieniu. A tych, z mych towarzyszy, którzy polegli miej w swojej opiece i niech radują się na wieki w Twojej obecności. Niech piją z Kielicha ku Twojej chwale” - wznosił dziękczynną modlitwę do swojej Bogini.

Okazało się, że Karl nie był jedyną śmiertelną ofiarą starcia z czarnymi banitami. Na łodzi, zapomniany przez wszystkich, w kałuży krwi leżał kapłan. Najwidoczniej poległ na samym początku starcia, gdy wszyscy szykowali się do zejścia na ląd. Jakiś zabłąkany bełt dosięgnął go i powalił na deski pokładu. Gustaw zmówił modlitwę przy ciele zmarłego. To samo uczynił Blaise. Było mu smutno, kolejny z jego towarzyszy zginął podczas tej wędrówki. Przychodzili i odchodzili. Blaise zastanawiał się czy i na niego w końcu przyjdzie kolej. Nie chciał ginąć na tej obcej ziemi. W kraju, który początkowo zdawał mu się idealnym miejscem do osiągnięcia jego celów, a teraz okazywał się niemalże piekłem. Czy zdobędzie tutaj wymarzone sławę i pieniądze, czy tylko śmierć? Jak ten goniec, którego starali się uratować. Wyglądało na to, że zginął dla marnego świstka papieru, w którym jakiś imperialny generał zawiadamiał o zdradzie oddziałów. Przy przywódcy banitów znaleźli więcej takich wiadomości. Chyba czarni starali się przechwycić pisma kierowane do elektora.

- A więc zdrada - orzekł bretończyk. - Mężne regimenty Imperium wzięły stronę Chaosu. Straszne czasy nam nastały, nieprawdaż? I cóż teraz trzeba nam począć? Zaraz pewnie mnie skarcicie, że chcę niewinnych ratować, zawiadamiać kogo trzeba, prawda? Powiecie mi, że powinniśmy dbać o własną skórę, życie ratować. Ale przecie musimy coś z tym zrobić! Nie może tak być aby kraina uznana za bastion przeciw Chaosowi upadła. Upadła pod naporem własnych wojsk. Radźcie co czynić trzeba!

Gdy zebrali swoich poległych i ograbili trupy z dobytku, popłynęli dalej. Kolejne dwa dni upłynęły na spokojnym żeglowaniu w dół rzeki. Dopiero pod wieczór drugiego dnia, w obliczu nadciągającej burzy zacumowali przy opuszczonej strażnicy. We wnętrzu było całkiem przytulnie, rozpalili w piecu i raczyli się ciepłym, odżywczym posiłkiem. Na zewnątrz szalał żywioł. Słychać było odgłosy łamanych przez porywisty wiatr gałęzi i werbel kropel deszczu o dach strażnicy.

Blaise zaoferował pełnienie drugiej, po Gustliku, warty. „Ciekawe jakie niespodzianki przyniesie ta noc? Ta burza nie wróży niczego dobrego” - zastanawiał się siedząc przy oknie i wpatrując się w ciemności.
 
xeper jest offline