Hasvid wraz z towarzyszami skierowali się przez cuchnące uliczki miasta ku siedzibie kasztelana. Twierdza, w której rezydował była dobrze strzeżona, wręcz za dobrze. Tak jakby władza w tym mieście nie dbała o ludzi mieszkających wokół a o swój własny tyłek.
Po przejściu dwóch posterunków, odpowiedzeniu na chyba setkę pytań i kilkunastokrotnym przedstawianiu dokumentów, w końcu wpuszczono ich do środka. Znaleźli się jakby w innym świecie. Kobierce, kandelabry, muzyka i światło. Najwyraźniej bardzo dbano tutaj o nastrój i dobitne pokazanie, kto trzyma rękę na pulsie wydarzeń. A ponoć wokół toczyła się wojna.
Hasvid nie mógł powstrzymać uśmiechu, w momencie gdy sam kasztelan przyjął ich w swoim gabinecie. Nie zaproponował jadła ani napitku, tłumacząc się brakami w zaopatrzeniu. A na stole leżało pieczone jagnię, świeży chleb, owoce i wyborne, sądząc po kolorze i aromacie, wino.
Hasvid skłonił się lekko, gdy kapłan Maldred przedstawiał obecnych. Jednak kasztelan nie zaszczycił ich nawet spojrzeniem, tak pochłonięty był pożywianiem się. Potem duchowny wyłuskał problem z jakim tu przybyli. Kasztelan nadal nie okazywał zainteresowania. Hasvid wolny czas wykorzystał na podziwianie zgromadzonych w gabinecie dzieł sztuki i precjozów. Oczywiście nie planował niczego stąd wynosić, ale miło było spojrzeć na rzeczy podobne do tych, z jakimi kiedyś miał do czynienia.
Chcąc przyciągnąć uwagę kasztelana, podniósł z masywnego kredensu, pozłacaną figurkę i zaczął się jej uważnie przyglądać, obracając niedbale w dłoniach. |