Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2010, 23:31   #26
Terrapodian
 
Reputacja: 1 Terrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłośćTerrapodian ma wspaniałą przyszłość
Carl wstał z łóżka zgodnie z opinią, że używana kończyna szybciej wraca do zdrowia. Nie groziło mu nic więcej niż siniak, ale do diabła! Ten dzieciak miał naprawdę dużą siłę, no i uderzył w odpowiednie miejsce. Spojrzał na pozostawiony płaszcz. Z pewnością mały był złodziejem. Musi sprawdzić, czy nic nie zginęło, lecz najpierw płaszcz... Był stary, podniszczony i o wiele za duży na małe ciało chłopca. W normalnych warunkach Carl odniósłby go na komisariat z wyjaśnieniem, co się stało. Lecz teraz miał prawo przeszukać kieszenie tego płaszcza. W jednej znalazł zdjęcie, które przedstawiało rodzinę Carla. Zadrżał lekko, obserwując swoją młodszą wersję między rodzicami. Stare, szczęśliwe czasy. Dlaczego chłopiec zabrał akurat to? Nie potrafił sobie tego wyjaśnić, a do głowy przychodziły mu różne myśli. Zazdrość? Odłożył zdjęcie na półkę i sprawdził drugą kieszeń. W środku była złożona kartka. O ile zdołał dojrzeć, zawierała prosty rysunek. Przeszedł do sypialni, odłożył płaszcz i rozgiął obrazek. Dzieło dziecięcych rąk przedstawiało trzy osoby - chłopca-autora, kobietę (pewnie matkę) i kogoś wyższego, zabazgranego. Spojrzał na obrazek pod światło, ale nie zdołał dojrzeć, co pierwotnie było tam narysowane. Znów złożył kartkę i schował do płaszcza. Mimo zmęczenia będzie musiał znaleźć właściciela. Jeszcze przed zmierzchem. Ujrzał kruka za oknem. Nie znał się na ptakach, ale kruki były z reguły dość rzadkie. Zbliżył się do szyby, co wcale nie spłoszyło zwierzęcia. Dopiero po chwili wpatrywania się, Carl stuknął w szybę palcem i kruk odleciał.

Zamknął drzwi na klucz. Chwilę jeszcze postał na korytarzu wsłuchując się w odgłosy. Panowała cisza - bardziej przerażająca niż nawet najgorszy hałas. Szedł powoli korytarzem. Nie słyszał innych lokatorów. Przecież ktoś musiał tutaj być. Będąc już na parterze, zaglądnął jeszcze raz do księgi gości. Miał ochotę sprawdzić wszystkie zajęte pokoje, by odkryć tutaj kogokolwiek żywego i przede wszystkim przyjaznego.

Dlaczego wciąż nie było recepcji? Nie mogli przecież zostawić hotelu samego. Wszedł uchylonymi drzwiami do pokoju służbowego. W środku znajdował się stary sejf, równie antyczny kalendarz i parę listów w przegródkach. Mógłby je przeglądnąć, skoro nikogo tutaj nie ma, ale niczego nie był pewien, wobec tego powściągnął ciekawość. Poszedł dalej. Drzwi do kuchni były zamknięte. Gdzieś w portierni musiał być klucz, jednak Carl nie wiedział czego niby miał szukać w takim miejscu. Podobnie potraktował pokoje dla służby. Dopiero przystanął przy drzwiach prowadzących do biura właściciela. Jeśli jest tam, być może wyjaśni powód absencji pracowników. Zapukał, lecz odpowiedziała mu cisza. Ech, Carl ciągle naiwnie wierzył, że przynajmniej szef tego domu strachów będzie na miejscu. Otworzył więc drzwi i wszedł do środka.

Niewielkie pomieszczenie kryło w sobie szklaną gablotkę i półki z księgami zbierającymi różne dokumenty. Obok puste akwarium, chociaż wciąż wypełnione żwirem i miniaturowymi przedmiotami. Po prawej od wejścia stał stolik z dwoma krzesłami. Na nim pusty talerz ze sztućcami, a obok pozytywka z tancerką. Na lewo znajdowało się biurko. Leżała tam nie do końca zapisana kartka papieru i pióro. Mimo moralnej awersji do czytania cudzych notatek, Carl przeczytał tekst. Właściwie autor nie dokończył swego wywodu.

"Słuchaj Mike. Spotkajmy się dzisiaj o 7 pm u mnie w biurze. I lepiej abyś miał ze sobą..."

To było wszystko. Do siódmej była jeszcze godzina albo dwie. Jednak na co Carl ma czekać, skoro wiadomość nie dotarła do adresata. Porzucając kwestię kartki, chłopak otworzył szafki przy biurku. Spodziewał się tam znaleźć broń - ja w filmach. Zamiast tego znalazł jedynie kilka sztuk amunicji. Właściciel pewnie nosi ją przy sobie. W środku były jeszcze jakieś notesy i pisma. Nic ciekawego. Gdy skończył badanie biura, skierował się do sali balowej, która zajmowała większą część parteru. Oczywiście tutaj też było pusto. Stary zegar przykuł uwagę Carla. Nie działał i wskazywał godzinę 3:15. Bez skojarzeń. W sali znajdował się jeszcze gramofon i stary fortepian. Kiedyś, gdy był jeszcze małym chłopcem, uczył się gry na tym instrumencie. Nie będąc pewien swoich umiejętności, duży Carl usiadł przy nim, po czym zagrał coś z pamięci. Obok znalazł zeszyt z nutami.
- Cóż i tak nigdzie mi się nie spieszy - usprawiedliwił się.
Zaczął grać pierwszy lepszy utwór. Nie wyszło mu to tak, jakby tego chciał. A jednak w sali ozwało się ciche klaskanie. Carl odwrócił się i wtedy dojrzał mężczyznę stojącego przy wejściu. Opierał się o futrynę.
- Przepraszam? - spytał zaskoczony Carl. - Jest pan pierwszą... drugą osobą jaką widzę w tym hotelu.
Musiał podnosić głos, aby mieć pewność, że mężczyzna go usłyszy.
- To prawda, nie jest tutaj tłoczno - odrzekł.
- Jest pan gościem, czy kimś z obsługi?
- Gościem - odpowiedział - ale już nie długo.
- Wyjeżdża pan?
- Można to tak ująć... przepraszam, śpieszę się. Porozmawiałbym jeszcze, lecz obowiązki wzywają.
Wyszedł tak szybko, że Carlowi znów poczuł się samotnie. Odszedł od fortepianu, złapał za płaszcz dzieciaka. Szkoda, że nie zdążył się wypytać o więcej szczegółów. Nie rozeznał się nawet w wyglądzie. Ale... jeśli jest gościem, wobec tego jego nazwisko będzie figurować w księdze gości. Z drugiej strony... nie musi. Carl był w końcu na tyle grzeczny, by nie wykorzystywać cudzej nieobecności dla swego zysku. Inni nie musieli być tacy. Wracając do głównej myśli - Whistlecore może złapać go we własnym pokoju.

Wrócił do portierni i sprawdził księgę. Nie było żadnych nowych podpisów. Sprawdził brakujące klucze, po czym udał się na pierwsze piętro. Wszedł do pierwszego lepszego pokoju, do którego brakowało klucza. Pomieszczenie zdawało się opuszczone. Brakowało jakichkolwiek śladów bytności właściciela. Na telewizorze leżała tylko kaseta VHS. Carl nie miał jednak czasu jej teraz oglądać. Wrócił na korytarz i znów zszedł na parter. Tym razem znalazł tylne wyjście. Mieścił się tam plac zabaw dla dzieci. Puste, lekko pordzewiałe huśtawki wzbudzały niepokojący klimat. Przeszedł dalej. Znalazł się nad pustym basenem. Na dnie zaczął zbierać się naturalny brud. Miał już wracać, gdy dojrzał jakiś przedmiot leżący w kącie. Zszedł po drabince do pustego zbiornika. Znalazł brzydką, szmacianą lalkę.


Pewnie jakieś dziecko ją zgubiło. Wyszedł z basenu, wrócił do recepcji i położył lalkę na ladzie. Jednak znów wziął zabawkę do ręki. Miała coś w środku. Zdecydowanie. Będąc dzieckiem często zabierał takie rzeczy siostrze. Szmaciane lalki znosiły wykrzywianie je pod różnymi kątami. Tej nie mógł wykrzywić. Wymacał w korpusie marionetki podłużny przedmiot, zapewne klucz. W jednym miejscu szwy lalki poluzowano. Rozdarł materiał szarpnięciem, a następnie włożył dłoń do środka. Wyciągnął z niej stary klucz. Duży, gruby egzemplarz. Nie pasował do nowych drzwi. Kojarzył się raczej z bramami albo szafami. Schował go do kieszeni.

Intrygujące. Lalkę z pluszem rzucił na podłogę. Jeśli rzeczywiście nikogo z obsługi tutaj nie ma, to ten bałagan zostanie. Tymczasem postanowił się nieco rozejrzeć. Wyszedł znów przed hotel. Prosto w tą tajemniczą mgłę. Zbliżał się wieczór - najlepszy czas na spacer. O ile oczywiście wybierze się dość bezpieczną drogę. Sprawdził czy portfel, klucz do mieszkania i ten z lalki są w kieszeni. Płaszcz chłopca zwinięty w kłębek trzymał w dłoni. Wróci za godzinę albo dwie.
 
Terrapodian jest offline