Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2010, 08:32   #28
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Czuł jej zapach, gdy podeszła bliżej, kojarząca mu się z zapachem piór woń zmieszała się z drażniącą jego nozdrza, ledwie wyczuwalną nutą krwi plamiącej rękawy, których haftowane ornamenty gładziła Mewa. Nie mówił nic, jego głowa pochyliła się tylko lekko.

- Sokół powiadał, że nasz rodzaj dzieli się na tych, którzy w ciemności nocy szukają światła i tych, którzy szukają krwi – powiedziała wolno. - Myślę, że szukasz światła w tych swoich gwiazdach. Pomogę ci. Ale ty pomożesz mi.
- W czym?
- Później.

Zobowiązania...Nie trzeba było czytać w gwiazdach, Manuel wystarczająco wiele czasu spędził na dworach. Zbliżał się czas rozrachunków, czas wyborów, czas historii w której każą ci opowiadać się po jednej lub drugiej stronie...Nadejście takich czasów, niechybnie niczym dobrze postawiony horoskop, zawsze zwiastowało to, że wszędzie dookoła otaczali się tacy, którzy chcą cię do czegoś zobowiązać. Czy szachownicą był królewski pałac, czy miasto Ferrol, istota pozostawała ta sama. Nie obiecuj, jeśli nie znasz natury tego, o co cię proszą. Nie obiecuj, jeśli nie przewidziałeś następnych ruchów. Poza tym... - podniósł na nią spojrzenie, a tym razem to w jego oczach zamajaczyło współczucie - Czy mam jej teraz objawić prawdę? Jest właściwie jeszcze dzieckiem, przed którą chowano tajemnice, które mogły strawić jej duszę. Nie każdy jest w stanie znieść prawdę, którą ukazują mu widzący. Niejeden horoskop, nie bacząc na utratę czasu i zarobku, wyrzuciłem w ogień po ukończeniu.

Gaudimedeus pomyślał o jej przeszłości i o przeszłości jej rodzicieli. Obiecała mu pomoc. Zdecydował się, w zamian odsłoni przed nią teraz to, czego nie mogła zobaczyć z ziemi, nawet ze swoich chmur, w których żyła.

- Mewo...- powiedział, po czym milczał dość długo, jak gdyby nie mógł zrzucić z siebie ciężaru - Posłuchaj mnie...Tam, w gwiazdach...Nie ma tak naprawdę żadnego światła. Otacza nas ciemność, absolutna i zimniejsza od lodu, panująca w bezkresie którego rozmiarów nie jesteśmy nawet sobie w stanie wyobrazić. Nawet najstarsi z nas. Nawet szaleńcy...

Milczała. Milczeli oboje.
- Światło...- dodał łagodnym dość tonem - Jest rozbłyskiem, czasem potężnym, ale krótkotrwałym...Choć dla nas może trwać setki lat, jest tylko mignięciem w wieczności nocy...Z nocy jesteśmy utkani i do nocy wszyscy powrócimy...

- Ale zawsze możemy go szukać...Można szukać czegoś, nawet wiedząc że nie istnieje.- Czy była to jego niewypowiedziana myśl, czy ona wtedy tak odpowiedziała? Nie wiedział tego. Zbyt bardzo zanurzył się w samym sobie.

Zeszli pod ziemię...Tutaj również panowała ciemność, światła pochodni były jak te nietrwałe rozbłyski, o których mówił. Przewodniczka prowadziła w milczeniu, tego czy myślała teraz nad jego słowami- nie dało się odczytać z jej przybrudzonej twarzy... Gdy znaleźli się poza murami, zapytał sam. O światło. Słuchał jej słów, były zaskakujące u kogoś tak młodego, tym bardziej zaskakiwały w ustach kogoś z jej klanu. Czy były to jej własne przemyślenia, czy ktoś wlał je w nią niczym w czekające na zawartość puste naczynie? Pokiwał tylko głową...

Stanęli na zboczu, przy stromej ścieżce prowadzącej do widocznego już stąd domu astrologa, teraz, w ciemności sprawiającego wrażenie wyrzeźbionej niegdyś w dziwny kształt przez morze części wysokiego klifu. Kamienie na chwilę przestały chrzęścić pod stopami. Wiatr powiewał lekko jego skrwawioną szatą, twarz Mewy nie była niemal w ogóle widoczna, on dawno już krył się za swoim kapturem. Znieruchomieli, w mroku podobni do otaczających ich gdzieniegdzie rumowisk usypanych z kamieni.
Myślał o niej, a chłód nocy przejmował go coraz bardziej na tej otwartej przestrzeni. Zdawał sobie sprawę, jak wiele dla niego zrobiła, ukazując mu jedną z ich tajemnych dróg. Drogę, która mogła go kiedyś ocalić. Droga, którą on jej okazał w zamian, nie mogła z kolei ocalić jej. Ta droga mogła zaprowadzić ją do otchłani. Albo dać siłę.

- Trafisz już sam. Jutro, Tremere... jutro książę wezwie wszystkich na spotkanie. Jeśli jeszcze nie dostałeś rozkazu, otrzymasz go pewnie szybko. Mam prośbę. Już po spotkaniu... - szukała słów – myślę, że wszyscy będą szukać krwi. Odłącz się od swoich, tak by nie zobaczyli, będę na ciebie czekała przy eremie na drodze do Oka Zachodu. Wszyscy będą szukali krwi, a my wyniesiemy księgi i pisma.
- Od kiedy klan Gangrel pasjonuje się księgami? - zapytał, zastanawiając się, czy Mewa rozumie czego od niego oczekuje. Do kogo zwraca swe słowa. Tak. Pragnienie wiedzy może być twoją słabością. A słabość jest punktem, w który należy spodziewać się uderzenia. Ale pragnienie pozostaje pragnieniem.
- Od kiedy odkrył, że wszyscy inni potrafią pisać i czytać. Przyjdziesz?

Pytanie zawisło w powietrzu.

Płomienie tańczyły, a Gaudimedeus siedział pochylony nad pergaminami, w swym znieruchomieniu przypominając kształt figury utworzonej z roztopionego, ulanego u podstawy świecy wosku. Czasem tylko jego dłoń poruszała się powoli, przekładając kolejne stronice. Astrolog był pochłonięty obliczeniami, zanurzony w nie niczym w morską otchłań, przepływający między planetami, których położenie właśnie przewidywał i oznaczał. Tym razem prognostyk opierał o sposoby określone w tomach, które nie były dostępne szeroko na wschodzie Europy. Tablice, zwane alfonsyńskimi, od osoby Alfonsa Mądrego, króla Kastylii i Leonu - Gaudimedeus spotkał się z nimi już podczas studiów w Salamance, tam jednak odrzucił je, podzielając opinię wielu swoich mistrzów, jako niedopracowane i pozostawiające wątpliwości co do skuteczności ich metody badawczej. Wiele lat pracował z wykorzystywanymi powszechnie tablicami z Toledo, ale zmiana nadeszła w Paryżu, gdzie los zetknął go ponownie z tymi opracowaniami. Paryskie środowisko naukowe dokonało jednak ich ostatecznej redakcji dopiero przeszło sto lat temu, wzbogacając treść i nadając praktyczny sens wykorzystaniu starych modeli Ptolemeusza. To właśnie stamtąd przywiózł je Manuel, a obecnie pracował z ich użyciem coraz częściej, zresztą jak głosiły wieści tablice toledańskie i u innych astronomów oraz astrologów zachodniego świata były wypierane przez szybko zdobywające popularność tablice alfońsyńskie.

- Przynieś mi jeszcze...- uniósł niedbale dłoń Gaudimedeus, nie odwracając się nawet - "Nowe Teoryki Planet" Peuerbacha...
- Ależ Mistrzu...- siedzący wysoko, wczepiony w poręcz schodów Strażnik, jak zwykle w milczeniu przyglądający się badaniom swojego Mistrza, ośmielił się zaprostestować - Raczyłeś zapomnieć? Przecież z bólem oddałeś swój egzemplarz dwa roki temu, w zamianie za...
- Tak, tak...- niecierpliwie przerwał astrolog, niecierpliwość była rzadko u niego widywanym zachowaniem, ale w sytuacji, gdy czas potrzebny na badania kurczył się, liczyła się każda minuta - Rzeczywiście. Ale przecież pozostały u nas towarzyszące mu tablice astronomiczne, nieprawdaż?
- Tak, zaiste, Mistrzu. Ale przecież one podają położenie ciał niebieskich tylko do tysiąc pięćset czwartego roku, Panie? Tak wtedy mówiłeś, gdy...
- Zdawało ci się. Pozostaną przydatne do końca tysiąc pięćset szóstego. Zamilknij i ruszaj po tablice. Potem zostaw mnie samego.
- Tak, Panie. - rozległo się po krótkiej chwili milczenia. Zdarzało się, że Strażnik zrozumiał dopiero po długim czasie zamysły pewnych działań Mistrza. Tak jak teraz. Zdarzało się, że pozostawały one dla niego nieodgadnione. Zazwyczaj.
Rozległ się trzepot, a astrolog ujął ponownie przyrząd kreślarski, po raz dziesiąty dzisiaj kładąc przed sobą mapy niebios. Po raz dziesiąty nanosił starannie znaki odnoszące się do zasłyszanych dat, po raz setny popadał w zadumę na tym, co wyłaniało się w rezultacie tych wszystkich obliczeń. Nieco dalej, na drewnianym wysięgniku, którego zakrzywiona podstawa rzeźbiona była w kształt węża, spoczywała księga o twardych szarych okładzinach, zawierająca wyblakłe już nieco kroniki historyczne Ferrolu, których to kopie astrolog zamówił ponad dwadzieścia lat temu, niezwłocznie po przybyciu w to miejsce. Księga otwarta była zaraz na pierwszych stronicach, gdzie opisywano zamierzchłe czasy pobudowania osady i nadania jej praw miejskich. Głuchą, zawiesistą ciszę przerywało tylko ciche skrzypienie przyborów na pergaminach i szelest przewracanych kart.
I monotonne, powtarzające się, niemal niesłyszalne mamrotania maga...

- Panie...?
Patrzył, jak ogień tańczył...Drwa trzaskały, niosąc skry, a przyjemne ciepło muskało ciało, ale stojący przed płomieniami Tremere patrzył na żywioł jak na coś więcej.
- Panie, świt za pasem...
- Tak...- Gaudimedeus nie odwracał się, ściskając w dłoniach potężny zwój pergaminu, ściśnięty jedwabną czarną szarfą, zapisany gęsto symbolami, liniami i cyframi - Dziękuję, Strażniku...Wystarczy już pracy jak na jedną noc. Niebawem udam się na spoczynek.
- Zakończony, Mistrzu?
- Tak...- odblask płomieni pląsał na szklistych oczach Manuela. Astrolog jednym zdecydowanym ruchem wrzucił zwój do ognia. Obaj patrzyli, jak żywioł trawi powoli wyprawione stronice, obracając je w popiół...
Strażnik milczał. Decyzje jego Mistrza pozostawały dla niego nieodgadnione. Zazwyczaj.

Gaudimedeus czekał cierpliwie, aż z zapisów pozostanie tylko proch...Potem przeszedł paręnaście kroków, przysiadając przy stole, na którym czekały czyste pergaminy i zakorkowana flasza inkaustu. Z mosiężnej obręczy wyciągnął jedno ze spoczywających tam piór,ale odłożył go zaraz, biorąc w dłoń leżący przy samej krawędzi stołu złożony wpół list od Księcia Damaso. Otworzył go raz jeszcze, raz jeszcze przebiegając oczyma po treści i starannie złożył papier. Strażnik usłyszał charakterystyczny odgłos otwieranego kałamarza.
- Zaniesiesz jeszcze dzisiejszej nocy moje listy. Zaraz je napiszę.
- Jeszcze przed świtem?
- Jeszcze przed świtem. Zdążysz.

Inkaust powoli wsączał się w pergamin, w miejscach gdzie dłoń trzymająca pióro powoli i starannie stawiała znak za znakiem. Obok czekał już pierścień z symbolem i przygotowany wosk. Gaudimedeus zamyślił się w połowie zdania, a choć oczy miał teraz utkwione w rozwieszonej w rogu, przygotowanej już na jutro szacie, stanowiącej jeden z darów Graziany, tak naprawdę wcale nie patrzył na odzienie. W ciszy znów rozległo się skrzypienie pióra...Zakończył pisanie, złożywszy zamaszysty podpis i bez zwłoki złożył list, pieczętując go odciskiem herbu. Morze szumiało, niespokojne jak czujący zagrożenie zwierz. Popatrzył na znak, bawiąc się obręczą pierścienia, przed oczyma jeszcze raz stanęła mu scena z dzisiejszej nocy, gdy u stóp ścieżki wiodącej do jego domu żegnał się z Mewą...

- Przyjdziesz?

Pytanie zawisło w powietrzu. W oddali fale z trzaskiem rozbijały się o kliffy. Gaudimedeus obrócił twarz w jej kierunku, a potem zdjął powoli kaptur. Równie dobrze mógł tego nie robić, dziewczyna spojrzała w twarz, która mogłaby naprawdę być kamieniem.
- Gdy poznasz mnie lepiej, poznasz też, że poświęcam ważnym pytaniom tym więcej czasu na rozwagę, im bardziej znaczny jest ich ciężar. - ozwał się poważnym głosem. - Zawsze też i ja najsampierw pytam. Zapytam moich gwiazd, jeszcze tej nocy. Dziś, przyjmij jedynie moje podziękowania.
Patrzyła, jak zgina się lekko, w wyuczonym, dworskim ukłonie a potem tym swoim charakterystycznym, przypominającym dostojne człapanie czapli krokiem rusza w górę. Znów zachrzęściły kamienie, jeden z nich, poruszony butem astrologa potoczył się niżej, zatrzymując niedaleko nóg dziewczyny. Gaudimedeus też się zatrzymał, stał tak w połowie zbocza parę tchnień, jak gdyby jeszcze coś rozważał.
- Mewa? - usłyszała głos z ciemności.
- Tak?
- Tak naprawdę nie wybierasz, czy stanąć po stronie łaknących światła, czy tych szukających krwi. Ten czas, w którym musisz stanąć po jednej lub drugiej stronie...Jest tylko innym imieniem Wojny. A ta ma tylko jedno oblicze. Kiedy będziemy w stanie to zrozumieć?
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "

Ostatnio edytowane przez arm1tage : 21-02-2010 o 08:35.
arm1tage jest offline