Bast: Starzec zamyślił się na chwilę: O tej porze zwykle medycy już spią, wyjąwszy nagłe wypadki, ale w tych okolicznościach może kogoś znajdziesz w świątyni. Hmmm... Powiem Sylvanowi o Twojej uczynności gdy się obudzi. W takim razie wypocznij, młodzieńcze, i odwiedź mnie jeszcze czasem. Hmmm. hmmm.... Ruszyłeś więc, pożegnawszy się, w dół schodów do powoli pustoszejącej sali modlitw, gdzie jeden z adeptów poinformował cię, iż wszyscy medycy są na mieście, uspokajając rozhisteryzowane panny i sercowe staruszki. Poradził podwiązać rękę na temblak by nie obciążać barku i odesłał do domu. Hm, do domu... Powędrowałeś więc do "Kichającego Smoka", gdzie sił starczyło Ci jedynie na obudzenie Sama, wyciągnięcie od niego klucza do pokoju i walnięcie się w ubraniu na łóżko. Phaere, po uporządkowaniu swych myśli zasnęłaś bez problemów, kojona mruczeniem Tiloupa; wcześniej upewniwszy się raz jeszcze czy zamknęłaś drzwi i okno oraz wsadziwszy sztylet pod poduszkę. Po Twoim odejściu Nathiel i Fosht'ka również udali się do swoich pokoi, mrucząc coś o niebezpiecznym rozdzielaniu się w takich okolicznościach. Lecz mara została zniszczona - nic się nie powinno stać...
Świt wstawał powoli, snując się mgłą po ulicach miasta. Było niemal ciemno, gdy poranne modły w świątyni dotarły do wyczulonych uszu Maureen, wyrywając ją ze snu. Anzelm spał spokojnie i głęboko - widać przeżycia dnia poprzedniego oraz wyczerpanie organizmu jakie sobie zafundował dało o sobie znać, przeważając nad rozsądkiem i myślami. Wyszłaś ze świątyni przez orgód i ruszyłaś w stronę plaży, mijając ziewających rybaków wlokących się na nabrzeże, straż własnie zmieniającą wartę i dopiero co otwartą bramę. Wczesna pora umożliwiła Ci również zebranie sporej liczby muszelek, których nie miały okazji znaleźć miejscowe dzieciaki i wrzucenie do wody rybki, ktora nie zdążyła przed odpływem, a która odwdzięczyła Ci się okruchem bursztynu leżącym w pozostałej po niej kałuży. Łuk leżał tam, gdzie porzuciłaś go poprzedniego wieczoru. Cięciwa co prawda zawilgła, ale nie wygląda by miała bezpośredni kontakt z morską wodą. Wasze ślady są już mniej wyraźne niż wczoraj, roztrącone przez wiatr, wilgoć i odciski jakichś zwierząt czy ptaków. Anzelm: [user=1078] W ciągu nocy przysypiałeś jeszcze kilkakrotnie, budzony bólem ręki lub koszmarami, w których Rashka krzyczał o Twojej zdradzie, ojciec patrzał z wyrzutem gdyż go nie obroniłeś, a nieznany głoś z ciemności śmiał się szyderczo na argument o mocy Zivilyn. "Sam mnie tu sprowadziłeś, nie uciekniesz więc ode mnie!". I tylko obecność łowczyni przy twoim boku uspokajała Cię za każdym razem i powstrzymywała przed zerwaniem się z łóżka i uciekaniem gdzie nogi poniosą. W końcu nad ranem zasnąłeś kamiennym snem, nie dręczony bólem ni majakami.[/user] |