Szare oczy wciąż błyszczały przerażeniem i gorączką niedowierzania, jakby fundamenty świata nagle rozsypały się przed nimi w proch. Zamknęły się na chwilę, która w snach byłaby wiecznością, i znów otworzyły. Pełne niewypowiedzianego żalu, ale już zmrużone zrozumieniem i złością. Ponure i bystre. Szramowe.
- Ptaszyska nie tknąłem – warknął cicho i pogardliwie, a duchotę upiornej karczmy zwarzyła sugestia słów, które mogły jeszcze zabrzmieć, lecz próżno było ich czekać.
- Śmierdział - dodał po chwili jeszcze ciszej, ale z wyraźnym naciskiem, jakby w tym dziwacznym stwierdzeniu upatrywał rozwiązania wszystkiego. - Tak, że kto by się go tknął, prześmierdłby niechybnie i doszczętnie.
Zrobił kilka nonszalanckich kroków w bok, dalej od progu, Manfennasa, hobbita i dalej od Riviliona.
- Mam sprawę. - Odgarnął włosy do tyłu i splunął w kąt, nie spuszczając wzroku z Narfin. - Mam rzecz do zrobienia Pod Białą Żmiją, strażniczko.
Potem schylił się szybko, sięgając ostrzem kostki i jednym szarpnięciem rozpruł postrzępioną nogawkę i cholewę swego wcale (a po prawdzie to aż nazbyt) porządnego, acz bardzo już wymęczonego na szlaku buta. O deski zastukały błyszczące ogniem masywne krążki i rozbiegły się po podłodze, wedle kaprysu szukając cienia, szpary albo większego blasku. Jeden zaś, jakby niechętny gwałtownym zmianom, potoczył się prosto do buta Narfin i puknął bezczelnie w jego czubek.
Ostatnio edytowane przez Betterman : 25-02-2010 o 22:44.
|