Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2010, 11:52   #7
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Gdańsk

Sesser i Reimann wzięli swoje bagaże i ruszyli za Węglorzem. Port Lotniczy w Gdańsku był zdecydowanie mniejszy od tego w Wiedniu. Do tego w Frankfurcie, który jest przecież największym w Europie, to już w ogóle nie można porównywać gdańskiego. Nie mniej jednak był przyzwoity.

Marek Węglorz stanął przy wejściu, chwilę się rozglądał.

- Musimy trochę poczekać. – Rzucił lakonicznie.

Zaczekać?? Na co?? Przecież taksówki stały już i czekały na pasażerów, ale ich przewodnik puścił kilka pierwszych. Dopiero gdy podjechał nowy Mercedes, Polak szybko podszedł do kierowcy, ubiegając jakiegoś starszego jegomościa, który w zrozumiałym dla obu magów języku wypowiedział się o niewychowaniu młodych ludzi w dzisiejszych czasach. Z pewnością Marek i to zrozumiał, ale nawet nie zwrócił się w stronę starszego mężczyzny, tylko ruchem ręki ponaglił swoich podopiecznych.

Kiedy wszyscy wygodnie usadowili się w środku Polak zwrócił się do kierowcy.

- Hotel Hevelius. – Przynajmniej tyle obaj obcokrajowcy zrozumieli. Reszty wymiany zdań między Plakami anie trochę.
Całą podróż do hotelu Węglorz ani razu nie odezwał się do dwóch mężczyzn siedzących na tylnym siedzeniu. Za to spokojnie rozmawiał z kierowcą.

Korki. Dziurawe i nierówne drogi. Tyle mogli zapamiętać Reimann i Sesser z podróży taksówką. No i jeszcze te blokowiska i obskurne kamienice.

Sytuacja zmieniła się nieco gdy wjechali do centrum miasta. Tu obok obdrapanych i straszących swym wyglądem starych budynków były nowe lub odnowione. Taka wysoce artystyczna mozaika.

Sam budynek hotelu prezentował się, zwłaszcza na tle tego co widzieli wcześnie, wcale okazale.




Taksówka zatrzymała się. Marek Węglorz długo dyskutował o czymś z kierowcą. Nawet z tonu głosów niewiele można było wywnioskować. W końcu, grubawy jegomość, który ich tu przywiózł opuścił klapkę znajdującą się nad nim, a służącą zwyczajnie do osłony przed słońcem, wyciągną znajdujący się tam bloczek kartek i coś zaczął wypisywać. Następnie wręczył Markowi jeden z druczków, co bardzo ucieszyło tego ostatniego. Węglorz zapłacił zaraz kierowcy za kurs. Musiał zostawić kierowcy napiwek, gdyż en nie wypłacił reszty, a suma którą wybił licznik, szokująco duża, nie była okrągła.
Wszyscy wysiedli z samochodu. Węglorz spojrzał na zegarek. Obaj magowie zresztą też. Była godzina dwunasta piętnaście.

- Zapraszam do środka. – Ich tłumacz ruchem ręki wskazał drzwi. Chcąc nie chcąc adepci weszli do środka. Uff… przynajmniej cało i zdrowo dojechali do cywilizacji, z grubsza rzecz biorąc. Nikt ich nie napadł. Nikt nie okradł. Teraz pozostało tylko skontaktować się z panną Alicją.

W recepcji przywitała ich miła i sympatyczna młoda kobieta. Ich przewodnik wymienił z nią kilka zdań, po czym zwrócił się do swoich podopiecznych.

- Teraz muszę panów zostawić. Tu jest moja wizytówka. – Wręczył im kartonik z imieniem i nazwiskiem, adresem i numerem telefonu. – Gdyby panowie czegoś potrzebowali. A tu, - podał kolejną wizytówkę. – jest wizytówka Ali. – Tu odchrząknął. – Znaczy się Alicji. – Pożegnał się i wyszedł. Przez szklane drzwi widzieli jak wsiada luksusowego auta, które niedawno podjechało. Wysiadła z niego kobieta, którą czule się przywitała z tłumaczem. Uwadze obu magów nie uszły ani ręce mężczyzna przesuwające się w dół po zgrabnej pupci kobiety, ani towarzysząca temu spotkaniu sielankowa atmosfera i śmiech obojga. Węglorz zajął miejsce po stronie kierowcy i auto odjechało.

Recepcjonistka uśmiechnęła się do obu mężczyzn.

- Pokoje dla panów już czekają. Dwa jednoosobowe na dwie doby?? – Było to raczej pytanie retoryczne, obaj mężczyźni kiwnęli nieznacznie głowami. Dopiero po chwili dotarło do nich, że kobieta mówi do nich po angielsku. Miłe zaskoczenie. Formularze meldunkowe też były po angielsku.

Po załatwieniu formalności wydano im klucze i poinformowana, że pokoje znajdują się na drugim piętrze, windy są na prawo. Mężczyźni udali się do swoich tymczasowych lokum.
Korytarz był czysty i zadbany. To samo można było rzec o pokojach.



Sesser i Reimann byli sąsiadami. Przynajmniej nie będą biegali po hotelu i nie będą siebie szukali.

-Rozpakujmy się i może za pól godziny zejdziemy coś zjeść?? – Zaproponował Erich. Kurt przytaknął. – Zadzwonisz do tej tej Alicji?? – Żaden z magów nie próbował wymawiać jej nazwiska w rozmowach, ale obaj zdawali sobie sprawę, że trzeba będzie jakoś się tego trudnego słowa nauczyć. Kurt przytaknął.
- Ale po obiedzie. – Rzucił i zniknął w swoim pokoju. Erich zrobił to samo.

Łóżko, telewizor, szafka, jakieś fotele. Takie standardowe wyposażenie tego typu miejsc. Pełny barek. A w szufladzie szafki, po za papeterią i książką telefoniczną Biblia i kilka innych rzeczy. Czyli to co zawsze.

Chwila odpoczynku. Chwila na odświeżeni się. I o umówionej porze spotkali się przed windą.
Restauracja też zrobiła na nich dobre wrażenie.



Kelner zaprowadził ich do stolika, podał karty dań, które były po polsku i angielsku. Jakoś dokonali wyboru. Podane dania bardzo smakowały magom. Wino może mniej. Ale obiad był na poziomie.

Po skończonym posiłku, jakoś udało się dogadać z kelnerem, że rachunek ma być dołączone do tego za pokój. Później wrócili do siebie. Trzeba było w końcu powiadomić bliskich o sytuacji i uspokoić ich, że dotarli cało i zdrowo.
A później…
Kurt najpierw zadzwonił do żony i w krótkiej acz treściwej formie powiadomił jej gdzie jest i jak tu jest.
A później czekało go trudniejsze zadanie. Wziął do ręki wizytówkę, którą wręczył im mężczyzna. Obejrzał ją dokładnie. Ale postanowił, że skorzysta z numeru jaki miał w danych dotyczących panny Alicji Żółkiewicz. Numer telefonu był ten sam. Westchnął ciężko i zaczął wybierać kolejne cyfry. Po kilku sygnałach odezwał się męski głos. Sesser zrozumiał tylko „Halo”. Kurt przedstawił się i zapytał się o pannę Alicja Zolkiwits. Tu nastąpiła chwila konsternacji. Ale gdy w słuchawce usłyszał miły, kobiecy głos, odetchnął z ulgą.
- Alicja Żółkiewicz.
- Dzień dobry. Z tej strony Kurt Sesser.
- Dzień dobry. Mam nadzieję, że mimo tej niespodzianki z lądowaniem w Gdańsku mieli panowie miły lot?? Będę w Gdańsku jutro, prawdopodobnie po południu. Także do Wrocławia pojedziemy w środę rano.

Poczynili pewne uwagi i ustalenia. I pożegnali się. Do jutra po południu.

Mieli dużo czasu na rozmyślania. Na rozmowy. Na telewizję.
I tak do kolacji, którą zjedli również w hotelu.
Wieczorem, ani oni specjalnie nie mieli ochoty na spotkanie z Węglorzem, ani on nie zadzwonił.

Śniadanie, wliczone w cenę pokoju, zjedli dość późno. I tak nie mieli co ze sobą zrobić. Pozostało tylko czekać na Pannę Żółkiewicz.

***

Wrocław, ul. Zemska

Alicja Żółkiewicz wpadła jak burza do mieszkania rodziców.
- Cześć mamo. – Rzuciła w progu i pobiegła do swojego pokoju.
- Cześć kochanie. – Matka stanęła w progu pokoju. – Mamy gości. Ciocia Helena przyjechała z Kasią. Przywitaj się.
- Dobrze. – Odparła zniecierpliwiona młoda kobieta i posłusznie poszła za starszą.
W pokoju siedziały jeszcze dwie kobiety. Ciocia Helena i jej córka Katarzyna.
- Dzień dobry. – Alicja uśmiechnęła się do gości.
- Dzień dobry kochanie. – Ciocia Helena, kiedyś pani na włościach, gdyż jej mąż był kierownikiem PGRu, teraz już tylko cień, ale stale podkreślający swoje zasługi dla rodziny, również uśmiechnęła się do dziewczyny. – Mama mówiła nam, że dostałaś nową pracę. Gratuluję. W końcu odciążysz rodziców.
- Dziękuję ciociu. – Ala udała, że nie zauważyła złośliwości w wypowiedzi ciotki, która nigdy nie przepuściła okazji aby wytknąć swojej siostrze, że nie wiadomo po co posłała córkę na studia, zamiast skorzystać z jej oferty na znalezienie dobrej partii na męża, pracownika PGRu jej męża.
- Opowiedz coś więcej. – Ciotka Helena wręcz nie mogła się doczekać ploteczek. – Może znajdzie się tam jakaś posadka dla Kasi. – Dodała jakby mimochodem.

- Przepraszam, ale nie mam czasu. – Odparła grzecznie, acz stanowczo Ala.
- Kochanie!! – Matka już z wyrzutem szykowała się do upomnienia córki, ale ta była szybsza.
- Mamo. Muszę w nocy pojechać do Gdańska. Tam skierowano samolot, który miał wylądować dziś we Wrocławiu. Muszę przywieźć stamtąd moich nowych szefów. A tak w ogóle, to muszę zadzwonić do Marka, on ich na szczęście odbierze z lotniska i znajdzie jakiś hotel. – Dodała to już bardziej do siebie i sięgnęła po telefon. – Teraz wszystkich przepraszam. – Mówiła wybierając kolejne cyfry.
- Marek Węglorz. – Odezwał się mężczyzna.
- Cześć Marek. Mam nadzieję, że nie miałeś problemów z odebraniem moich szefów z lotniska??
- Szefów?? – Mężczyzna był rozbawiony. – Nie nie miałem. Wybrałem im ładny hotel.
- Dziękuję ci. Będę jutro koło trzynastej w Gdańsku.
- Dobrze. Przyjadę po ciebie.
- Nie trzeba.
- Och daj spokój, to żaden problem.
-Dziękuję ci.
- A kiedy chcesz wracać?? Bo raczej nie zdążysz, a właściwie na pewno nie zdążysz na popołudniowy ekspres do Wrocławia.
- Aaaa?? – Alicja spojrzała na rozkład jazdy. Marek miał rację. Nie zdążą na południowy ekspres. A tłuc się nocny pośpiesznym nie było sensu. – Będę musiała w takim razie przenocować w Gdańsku. Coś sobie znajdę.
- Ależ daj spokój. Przenocuj u mnie. To żaden problem.
- Dziękuję ci. Do zobaczenia jutro. – Alicja odłożyła słuchawkę.

Panna Żółkiewicz musiała jednak odpowiedzieć na kilka pytań ciotuni na temat nowej pracy. A potem stoczyć z nią bitwę na argumenty, gdy ta wpadła na pomysł, ze przecież to tak niebezpiecznie dla młodej kobiety jeździć samotnie po Polsce. Dlatego ona, ciocia Helena, na genialny pomysł. Otóż Kasia pojedzie z Alą. Dla towarzystwa. Dla bezpieczeństwa. I nic jej nie chciało przekonać. Dopiero stwierdzenie
- Jeżeli ciocia ma kilka miliomów, które chce ot tak w błoto wyrzucić?? To bardzo proszę.
przekonało ciotkę Helenę do zarzucenia pomysłu. Ale nie omieszkała skwitować.
- Tylko później nie lamentujcie, gdy coś jej się stanie. Ja ostrzegałam i proponowałam.

Goście nareszcie wyszli. Ala mogła spokojnie spakować się. Musiała się wcześniej położyć, gdyż poranny ekspres odjeżdżał o piątej trzydzieści. Czyli gdzieś o trzeciej musiała wstać.

***

Podróż właściwie przebiegła bez zakłóceń. O dziwo pociąg nie miał spóźnienia. Było nawet czysto. Tylko jeden mały incydent wyprowadził Alicję z równowagi. Gdy weszła do przedziału okazało się, że na jej miejscu siedzi jakiś młody mężczyzna. Gdy panna Żółkiewicz stwierdziła, ze to jej miejsce, ten zrobił dziką awanturę, ze to nie ma znaczenia, bo w innych przedziałach są wolne miejsca. Zrobiło się nieprzyjemnie. Na szczęście szybko pojawił się konduktor, który uprzejmie acz stanowczo zaprosił głośnego pasażera na właściwe miejsce. Od razu zwolniło się jeszcze jedno miejsce, gdyż okazało się, że mężczyzna podróżował z towarzyszkom.
Alicja starała się jak mogła żeby nie zasnąć w pociągu.
Wreszcie skład osiągnął cel. Gdańsk Główny. Na peronie czekał już Marek. Serce dziewczyny zabiło szybciej. Dawno się nie widzieli. Czule się przywitali. Może zbyt czule, ale Alicja nie chciała o tym teraz myśleć.
Marek zaprowadził ją do swojego auta. Była pod wrażeniem. Na takie auta stać niewielu. Następnie zabrał ją do swojego mieszkania, też robiącego wrażenie, aby tam mogła się odświeżyć i coś zjeść. I w końcu udali się go hotelu.

***


Gdańsk, Hotel Hevelius, wtorek po południu


Po obiedzie Kurt i Erich udali się do swoich pokoi. Mogli jeszcze raz przejrzeć zwartość teczki. Mogli jeszcze raz postawić sobie te same pytania. I nie uzyskać na nie odpowiedzi.
Z zamyślenia, najpierw Ericha, a później Kurta, wyrwał telefon z recepcji. Męski głos poinformował ich, że w holu czekają na nich goście. Okazało się, że wreszcie będą mogli spotkać swoją tłumaczkę Alicję Zółkiewicz.
Stała przy recepcji w towarzystwie mężczyzny, który ich wczoraj odebrał z lotniska. Węglorz stał blisko, w tak zwanej strefie intymniej. Co sugerowało, że tych dwoje łączy nie tylko stosunki zawodowe. Gdy Marek dostrzegł zbliżających się magów, pożegnał się a Alicją, równie czule co witała się z kobietą, która przyjechała po niego poprzedniego dnia i odszedł.

Kurt i Erich podeszli do panny Żółkiewicz.
Po formalnej prezentacji, Alcja zaproponowała, że mogą usiąść w dobrze znanej obu mężczyzną restauracji i przy kawie omówić kilka rzeczy.
Od razu magom rzuciło się w oczy, że kobieta nie ma przy sobie żadnego bagażu.
Rozmowa nie była długa. Alicja Żólkiewicz przedstawiła krótko plan podróży do Wrocławia. Wręczyła mężczyzną bilety na pociąg. Stwierdziła, że jutro z rana zjawi się w hotelu i razem udadzą się na dworzec. Uprzedzając jakiekolwiek pytania stwierdziła, że nie zna Gdańska, więc nie może ich oprowadzić, a wynajmowanie przewodnika na kilka godzin mija się z celem, gdyż latali by tylko z jęzorem wywieszonym po pas, a i tak nic nie obejrzeliby dokładnie. I nie było w tej wypowiedzi żadnej złej woli. Po prostu zwyczajnie stwierdzenie osoby, która mocna była zmęczona. Następnie wręczyła mężczyzną wizytówkę dodając, że jest dostępna pod tym numerem telefonu i pożegnała się.
Obaj mężczyźni dostrzegli, że wizytówka należy do pana Węglorza.

Wieczór, przynajmniej magom, upłynął pod znakiem niemieckiej MTV i ONYX TV. Dostępne w ofercie hotelu kanały erotyczne jakoś nie wzbudziły zainteresowania obu magów.

Inaczej rzecz się miała w przypadku dawnych kochanków. I tak jak Krut czule żegnał się z żoną, tak ci dwoje witali się po długiej nieobecności i jednocześnie żegnali się, gdyż żadne z nich nie wiedziało kiedy się znowu zobaczą.

***

Gdańsk, środa rano, hol hotelu Hevelius


Alicja Żółkiewicz czekała z mała torbą podróżną na swoich nowych szefów. Tym razem była sama. To ona uregulowała rachunek za hotel. Ona też zapłaciła taksówkarzowi, który zawiózł ich an dworzec.


Pociąg podstawiono punktualnie. Cała trójka zajęła wskazane przez Alicję miejsca. Do Poznania mieli za towarzystwo dwoje starszych ludzi, którzy krzywo patrzyli się na nich, od momentu gdy pierwszy raz odezwali się po niemiecku. Ale już za Poznaniem zostali sami.

Pociąg dotarł do Wrocławia z piętnastominutowym opóźnieniem.
Następnie magowie dowiedzieli się, zamieszkają w Hotelu Wrocław, który znajdowała się w niewielkiej odległości od dworca głównego, a jadąc taksówką do niego obaj mężczyźni mogli przyjrzeć się dokładniej gmachowi Hotelu Grand. Lata swojej świetności to ten budynek miał dawno za sobą, ale z pewnością nie był jakąś ruderą.



Po zameldowaniu się hotelu panna Żółkiewicz zaproponowała, że za jakąś godzinę przyjedzie po nich ponownie, a teraz udadzą się na obiad.

O umówionej godnie, razem ze swoją tłumaczką udali się do nowej siedziby Austriackiego Towarzystwa Biznesowego. Wchodząc do budynku minęli dwóch wychodzących z niego mężczyzn





W środku budynek prezentował się równie źle jak na zewnątrz. Ale teraz, gdy są już na miejscu z pewnością wszystko ruszy.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline