Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2010, 08:52   #3
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Później mówiono, że człowiek ten przybył od strony Suzail. Zwracał uwagę. Był wysoki i trzymał się prosto na swym wielkim karym wierzchowcu. Pierś zdobiła mu czerwona tunika z wyszytym złotą nicią wspiętym lwem. Z bladej twarzy tak częstej u rudowłosych spoglądały zimne niebieskie oczy. Za nim na podjezdku podążał młody, może dwunastoletni, jasnowłosy chłopak. Najwyraźniej służący. Obaj byli zakurzeni, ostatnie dni były upalne i najlżejsze nawet uderzenie kopyt o trakt wzbijało tuman kurzu.
Słońce chyliło się ku horyzontowi, by pogrążyć miasto całunem ciemności, gdy obaj znużeni podróżni podjechali do Bramy Powroźniczej.
- Strażniku … - rzekł nieznajomy ochrypłym głosem.
Ton jego głosu kazał mężczyźnie opierającemu się o halabardę i przegryzającemu jabłko wyprostować się, jakby stał przed przełożonym.
- Tak ? … panie rycerzu ?
Nieznajomy trzymając rękawicę otrzepał z pyłu złotego lwa na piersi.
- Powiedz no mi jak dojechać do zajazdu „Pod Łbem Tura”.
- Musicie Panie pojechać w dół Wielką, aż do Bednarskiej, tam skręcicie Panie w lewo i jakie dwie przecznice dalej w prawo w Bławatną, a tam już obaczycie szyld. –
objaśnił strażnik pomagając sobie ręką dla wskazania kierunku.
Rycerz pokiwał ze zrozumieniem głową i obrócił się w kulbace.
- Tim. – rzekł do chłopca – Trzymaj się blisko, byś się nie zgubił.
Po czym ruszył we wskazanym kierunku. Do zajazdu który polecił mu stryj, rycerz w Mersember był pierwszy raz, choć słyszał co nieco o tym mieście.
Dzięki Timowi, który rozpytywał o drogę i wskazówkom strażnika szybko dotarli na miejsce. „Pod Łbem Tura” było czysto i schludnie, inaczej zgoła niż na zewnątrz, a i śmierdziało mniej niż na dworze.
Zostawili konie w pobliskiej stajni, sami udając się do głównej izby. Rycerz podszedł do przepasanego fartuchem nieco otyłego jegomościa.
- Tyś jest Gern ? Gospodarz ?
Jegomość odwrócił się z szybkością zdumiewającą u kogoś jego tuszy.
- Jam jest, w czym mogę pomóc ?
- A jak Ci się zdaję mój drogi ? Piwa i pokoju. –
rycerz spojrzał nieufnie. Nie lubił mieć do czynienia z półgłówkami.
- Naturalnie. Wybacz Panie, ale z kim mam zaszczyt rozmawiać ? Racz wybaczyć, ale grododzierżca nakazał spisywać godność wszystkich podróżnych zatrzymujących się na nocleg. Niedogodność, którą mam nadzieję mi wybaczysz, gdyż powstała nie z mej winy, czy też zdrożnej ciekawości. – gospodarz wyrzucił z siebie jednym tchem potok słów rozkładając ręce w geście bezradności.
- Jestem Bran z Lon Hern. – odpowiedział rycerz uśmiechając się lekko. Gadulstwo wybaczał znacznie chętniej, niż głupotę.
- A mój służący to Tim. A teraz z łaski swojej cny gospodarzu daj nam coś do picia, chłopcu jakiś kompot, przygotuj pokoje i kąpiel. Mamy za sobą długą drogę w upale i obaj śmierdzimy nie gorzej, niż nasze konie.
Bran także się rozgadał.
Później odświeżony zjadł w swoim pokoju kolację za towarzysza mając milczącego Tima. Siedząc przy oknie wyciągnął z torby kartkę i korzystając z ostatnich promieni jakie słońce słało na miasto przeczytał nierówne, pośpieszne, kobiece pismo :
„Żyj śmiało, kieruj się szlachetnością serca, ceń przyjaciół swoich, a szczęście nigdy Cię nie opuści”.
Rycerz w zamyśleniu przytknął kciuk do wargi. Dziwne. Mimo że minęło tyle dni wciąż czuł słodki smak jej ust …
Następna kartka była urzędowym pismem z miejscowej kancelarii prawniczej, według którego jakoby odziedziczył część spadku. I to było jeszcze dziwniejsze.
Następny dzień przywitał go mżawką, a smród miasta zyskał dodatkowy gnilny akcent. Pomimo niezbyt zachęcającego początku, dzień zapowiadał się ciekawie.
A nawet zabawnie jeśli wziąć pod uwagę wygląd ubranych w białe peruczki tutejszych prawników. Rewelacje jakie przyszło mu wysłuchać były intrygujące, nie mniej niż zebrane towarzystwo.
Pomny dobrych manier Bran na samym początku skłonił się przed damami i mężczyznami przedstawiając się. Raz się tylko wtrącił przerywając mowę prawnika.
- Zdumiewające, że sto lat temu autor pisma znał nasze imiona. Nie sądzicie Państwo ?
Nie kontynuował jednak wątku. Dopiero gdy „spadkobiercy” znaleźli się sami we własnym gronie zaproponował.
- Jeśli chcecie Państwo omówić trasę podróży, a sądzę, że dobrze byłoby tak uczynić, to zapraszam „Pod Łeb Tura” zajazd, w którym się zatrzymałem. Zapewni on nam konieczną w tym wypadku prywatność.
Skłonił się przed obiema paniami wyciągając ramię.
- Służę pomocą, gdyby któraś z Pań zechciała skorzystać.
Bycie rycerzem zobowiązywało.
- Osobiście opowiadałbym się za drogą morską. Wolałbym uniknąć podróżowania przez Sembię. Jeśli się nie mylę to najdogodniej będzie dopłynąć do Ilmwatch w Impiltur. Stamtąd będzie najbliżej drogą lądową do naszego „spadku”. Co Państwo sądzą o tym pomyśle ? Przyznaję że sprawa jest nieco zaskakująca, lecz również intrygująca.
Spojrzał na współtowarzyszy z uprzejmym zainteresowaniem. Zatrzymując wzrok dłużej na kobietach i przyglądając im się z należytą atencją. Podziw w jego wzroku dla ich urody był jedną z tych rzeczy, jakich go nauczono na królewskim dworze. Rycerz powinien umieć prawić komplementy nawet bez słów.
 
Tom Atos jest offline