Później mówiono, że człowiek ten przybył od strony Suzail. Zwracał uwagę. Był wysoki i trzymał się prosto na swym wielkim karym wierzchowcu. Pierś zdobiła mu czerwona tunika z wyszytym złotą nicią wspiętym lwem. Z bladej twarzy tak częstej u rudowłosych spoglądały zimne niebieskie oczy. Za nim na podjezdku podążał młody, może dwunastoletni, jasnowłosy chłopak. Najwyraźniej służący. Obaj byli zakurzeni, ostatnie dni były upalne i najlżejsze nawet uderzenie kopyt o trakt wzbijało tuman kurzu.
Słońce chyliło się ku horyzontowi, by pogrążyć miasto całunem ciemności, gdy obaj znużeni podróżni podjechali do Bramy Powroźniczej. - Strażniku … - rzekł nieznajomy ochrypłym głosem.
Ton jego głosu kazał mężczyźnie opierającemu się o halabardę i przegryzającemu jabłko wyprostować się, jakby stał przed przełożonym. - Tak ? … panie rycerzu ?
Nieznajomy trzymając rękawicę otrzepał z pyłu złotego lwa na piersi. - Powiedz no mi jak dojechać do zajazdu „Pod Łbem Tura”.
- Musicie Panie pojechać w dół Wielką, aż do Bednarskiej, tam skręcicie Panie w lewo i jakie dwie przecznice dalej w prawo w Bławatną, a tam już obaczycie szyld. – objaśnił strażnik pomagając sobie ręką dla wskazania kierunku.
Rycerz pokiwał ze zrozumieniem głową i obrócił się w kulbace. - Tim. – rzekł do chłopca – Trzymaj się blisko, byś się nie zgubił.
Po czym ruszył we wskazanym kierunku. Do zajazdu który polecił mu stryj, rycerz w Mersember był pierwszy raz, choć słyszał co nieco o tym mieście.
Dzięki Timowi, który rozpytywał o drogę i wskazówkom strażnika szybko dotarli na miejsce. „Pod Łbem Tura” było czysto i schludnie, inaczej zgoła niż na zewnątrz, a i śmierdziało mniej niż na dworze.
Zostawili konie w pobliskiej stajni, sami udając się do głównej izby. Rycerz podszedł do przepasanego fartuchem nieco otyłego jegomościa. - Tyś jest Gern ? Gospodarz ?
Jegomość odwrócił się z szybkością zdumiewającą u kogoś jego tuszy. - Jam jest, w czym mogę pomóc ?
- A jak Ci się zdaję mój drogi ? Piwa i pokoju. – rycerz spojrzał nieufnie. Nie lubił mieć do czynienia z półgłówkami. - Naturalnie. Wybacz Panie, ale z kim mam zaszczyt rozmawiać ? Racz wybaczyć, ale grododzierżca nakazał spisywać godność wszystkich podróżnych zatrzymujących się na nocleg. Niedogodność, którą mam nadzieję mi wybaczysz, gdyż powstała nie z mej winy, czy też zdrożnej ciekawości. – gospodarz wyrzucił z siebie jednym tchem potok słów rozkładając ręce w geście bezradności. - Jestem Bran z Lon Hern. – odpowiedział rycerz uśmiechając się lekko. Gadulstwo wybaczał znacznie chętniej, niż głupotę. - A mój służący to Tim. A teraz z łaski swojej cny gospodarzu daj nam coś do picia, chłopcu jakiś kompot, przygotuj pokoje i kąpiel. Mamy za sobą długą drogę w upale i obaj śmierdzimy nie gorzej, niż nasze konie.
Bran także się rozgadał.
Później odświeżony zjadł w swoim pokoju kolację za towarzysza mając milczącego Tima. Siedząc przy oknie wyciągnął z torby kartkę i korzystając z ostatnich promieni jakie słońce słało na miasto przeczytał nierówne, pośpieszne, kobiece pismo :
„Żyj śmiało, kieruj się szlachetnością serca, ceń przyjaciół swoich, a szczęście nigdy Cię nie opuści”.
Rycerz w zamyśleniu przytknął kciuk do wargi. Dziwne. Mimo że minęło tyle dni wciąż czuł słodki smak jej ust …
Następna kartka była urzędowym pismem z miejscowej kancelarii prawniczej, według którego jakoby odziedziczył część spadku. I to było jeszcze dziwniejsze.
Następny dzień przywitał go mżawką, a smród miasta zyskał dodatkowy gnilny akcent. Pomimo niezbyt zachęcającego początku, dzień zapowiadał się ciekawie.
A nawet zabawnie jeśli wziąć pod uwagę wygląd ubranych w białe peruczki tutejszych prawników. Rewelacje jakie przyszło mu wysłuchać były intrygujące, nie mniej niż zebrane towarzystwo.
Pomny dobrych manier Bran na samym początku skłonił się przed damami i mężczyznami przedstawiając się. Raz się tylko wtrącił przerywając mowę prawnika. - Zdumiewające, że sto lat temu autor pisma znał nasze imiona. Nie sądzicie Państwo ?
Nie kontynuował jednak wątku. Dopiero gdy „spadkobiercy” znaleźli się sami we własnym gronie zaproponował. - Jeśli chcecie Państwo omówić trasę podróży, a sądzę, że dobrze byłoby tak uczynić, to zapraszam „Pod Łeb Tura” zajazd, w którym się zatrzymałem. Zapewni on nam konieczną w tym wypadku prywatność.
Skłonił się przed obiema paniami wyciągając ramię. - Służę pomocą, gdyby któraś z Pań zechciała skorzystać.
Bycie rycerzem zobowiązywało. - Osobiście opowiadałbym się za drogą morską. Wolałbym uniknąć podróżowania przez Sembię. Jeśli się nie mylę to najdogodniej będzie dopłynąć do Ilmwatch w Impiltur. Stamtąd będzie najbliżej drogą lądową do naszego „spadku”. Co Państwo sądzą o tym pomyśle ? Przyznaję że sprawa jest nieco zaskakująca, lecz również intrygująca.
Spojrzał na współtowarzyszy z uprzejmym zainteresowaniem. Zatrzymując wzrok dłużej na kobietach i przyglądając im się z należytą atencją. Podziw w jego wzroku dla ich urody był jedną z tych rzeczy, jakich go nauczono na królewskim dworze. Rycerz powinien umieć prawić komplementy nawet bez słów. |