Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2010, 14:53   #3
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=WLJY-N9QSD8[/MEDIA]

Drake uderzył pięścią w piaszczyste podłoże. Raz, drugi, trzeci. Starał się wyobrazić sobie czyjąś pękającą czaszkę. Wściekłość wręcz w nim kipiała, uchodziła uszami w towarzystwie lekkiego ślinotoku. Gniew rzucał się wewnątrz jak dzikie zwierzę na pordzewiałym łańcuchu. Pojawił się właściwie w momencie odzyskania świadomości i nieustępliwie narastał. Absurdalność obecnego położenia żołdaka zdołała tylko spotęgować owe uczucie. Dezorientacja i suchość w ustach wcale nie pomagały.
- Pieprzony, śmierdzący czarnuch! Jak on śmiał! Jak on kurwa śmiał…gah!
Nie wiadomo na kogo pan Blackwell był bardziej wściekły. Na siebie, z powodu braku odpowiedniej reakcji kiedy sytuacyjne gówno wleciało w wentylator, czy na podstarzałego osobnika, który uprowadził go przy użyciu jakiegoś tajemniczego hokus-pokus. Mężczyzna podniósł się z ziemi i trzęsącymi rękoma otrzepał spodnie z piachu. Dokładnie zbadał swój ekwipunek, upewniwszy się, że nic nie zginęło. Na szczęście wszystko co naprawdę istotne było na swoim miejscu. Drake potarł kark i niewyraźnie mruknął.
- Ehh… ok. Dobra, spokojnie. Co teraz…
Spojrzał na krajobraz, który już przyprawiał go o mdłości. W oddali dostrzegł niewyraźne zarysy zabudowań. Więc prócz antycznych, kamiennych bloków były tu jakieś fragmenty współczesnej cywilizacji. Dobrze. Doskonale wręcz. To, że dotarcie do nich mogło zająć mu około godziny było już zdecydowanie mniej pocieszające. Z zadowoleniem odnotował jednak, zbliżający się w jego stronę samochód. Jakiś zdezelowany furgon.


Żołnierz wyszedł na środek drogi, unosząc prawą dłoń do góry w próbie zatrzymania transportu. Niestety, jego autorytet nie miał tutaj prawa bytu. Co prawda Drake wciąż nosił na sobie mundur, ale nijak nie pasujący do tego regionu, zaś wszelkie posiadane uprawnienia wyskoczyły przez okno, nie mówiąc kiedy wrócą. Chociaż, przy odrobinie szczęścia, abstrakcyjność całej sytuacji będzie wystarczająca żeby wymusić na kierowcy postój. Furgonetka wydała z siebie kilka donośnych zgrzytów. Nie był to bynajmniej znak wskazujący na nieodpartą chęć stratowania niechcianej przeszkody. Auto zaczęło systematycznie zwalniać. Choć na tyle wolno, że bez chwili zastanowienia można było ocenić w jak tragicznym stanie jest jego układ hamulcowy. Ostatecznie zatrzymało się może dwa metry przed Blackwell’em. Przednia szyba pokryta grubą warstwą pyłu sprawiała, że nie sposób było dostrzec kto siedzi w środku. Dopiero po chwili z wnętrza wychylił się kierowca. Co dziwne nie wyglądał na tubylca. Był biały, liczył sobie nie więcej niż dwadzieścia pięć lat. Spojrzał na żołdaka unosząc wysoko brwi.
- Ktoś tu chyba pomylił strefy zrzutu.
Ciężko powiedzieć, żeby oczekiwał kogoś takiego, ale przynajmniej uniknął tym samym problemów natury komunikacyjnej. Chociaż nie istniał przecież problem komunikacyjny, którego nie dałoby się rozwiązać przystawiając komuś pistolet do skroni.
- Hah, żeby to było takie proste. Powiedz mi dowcipnisiu, jedziesz gdzieś, gdzie mają telefon i kibel przyłączony do kanalizacji? Bo, jak pewnie zauważyłeś, szukam transportu.
Drake zbliżył się powoli do zdezelowanego samochodu i kończąc swoje (dość nietypowe) pytanie znalazł się przy drzwiach kierowcy. Wcale nie zamierzał wyrzucić osobnika siedzącego za kółkiem z pojazdu, gdyby ta zdecydowała się mu odmówić. Skądże znowu.
- Staram się dotaszczyć tym gruchotem do piramid. Tam pewnie coś znajdziesz.
- Hrm…Brzmi jak plan.

Pan Blackwell obszedł całego gruchota dookoła i otworzył drzwi pasażera na tyle ostrożnie żeby nie spowodować ich wypadnięcia z zawiasów. Wpakowawszy się do wnętrza pokusił się aby nieznacznie przytaknąć i wywołać na swej twarzy wymuszony uśmiech wdzięczności, który z właściwym odczuciem nie miał właściwie nic wspólnego. Ale obecnie był bardziej logicznym rozwiązaniem niż wybicie pomocnej osobie zębów.
- Dzięki za pomoc. Mów mi Drake.
Zakończywszy ową ogrzewającą serce wypowiedź, wyciągnął dłoń do kierowcy.
- Steve - chwycił wyciągniętą prawicę i potrząsnął nią energicznie. Przekręcił kluczyk. Pierwszy, drugi, trzeci i czwarty raz. Dopiero wtedy silnik zaskoczył. Choć nie odmówił sobie zademonstrowania swojej irytacji, wywołanej brutalnym przerwaniem drzemki.

- Nie wiem skąd się tu wziąłeś i prawdę powiedziawszy mam to w dupie.
Drake mimowolnie się uśmiechnął. Trzeba przyznać, że chłopak miał dość specyficzny akcent. Choć żołdak nie był w stanie połączyć go z jakimkolwiek krajem. Przede wszystkim należało jednak pochwalić jego podejście. Zapewne młodociany kierowca wiedział, że wtrącanie się w nie swoje sprawy nie wróżyło długiej przeżywalności.
- Mimo wszystko to niezbyt rozsądne paradować po mieście w tych stronach, jakbyś szykował się do jednoosobowej inwazji.
Oczywistość owego stwierdzenia wydawała się zbyt przytłaczająca aby wymagać jakiegokolwiek słownego komentarza. Steve pochylił się do przodu. W pierwszej chwili wydawało się to dość ryzykownym manewrem. Mimo wszystko, przez tą szybę i tak wiele zobaczyć się nie dało. Więc ostatecznie wzrok wlepiony tępo w plamę brudu, czy bliżej nieokreślone miejsce na podłodze nie robił różnicy.
- W tej torbie powinieneś zmieścić swoje graty.
Wyciągnął niewielki pakunek spod siedzenia i podał Blackwell’owi. O ile ten miał ze sobą swój wierny plecak, to upchanie w tym ostatnim karabinu wydawało się być nieosiągalne. Torba mogła okazać się przydatna podczas tej wycieczki.
- W środku znajdziesz też koszulę. Wczorajsza, przepocona i niezbyt gustowna. Podziękujesz innym razem.
Trzeba przyznać, że rzadko miało się okazję słyszeć tak szczery śmiech. Całkiem apatyczna, niemal kamienna w swoim wyrazie twarz pasażera zdawała się z nim silnie kontrastować.
- Obejdzie się. Jeśli na tym zadupiu akceptują Master Card, to po wizycie w pierwszym z brzegu sklepie z pamiątkami będę wyglądał jak zwyczajny turysta. Do tego czasu…
Wyrzucił ofiarowaną tkaninę do tyłu. Odpiął i schował hełm, ściągnął kamizelkę i nieśmiertelniki, po czym upchał je razem z bronią do wnętrza torby. Został w standardowej, białej koszuli, wojskowych spodniach i butach. Sprawdził czy jego portfel nie dostał skrzydeł, po czym wyjął okulary z bocznej kieszeni, zakładając je na nochal. Obecnie pan Drake wyglądał trochę jak drugorzędny fan militariów i survivalu.
-… to powinno wystarczyć żeby nie napytać sobie biedy u lokalnych władz.
Oczywiście zwrócenie uwagi przedstawicieli prawa stanowiło obecnie jego najmniejszy problem. Blackwell znajdował się tysiące kilometrów od „domu”. Bez wiedzy swoich przełożonych, czy chociażby podkomendnych. Bo jakiś cholerny, pseudo-boski asfalt z fetyszem w stronę Voodoo zażyczył sobie żeby odszukać dla niego tajemniczą błyskotkę. Drake bynajmniej nie miał zamiaru bawić się w bezmyślne aportowanie jak jakiś zawszony kundel. Wcześniejsze zbadanie szczegółów było czynnością jak najbardziej wskazaną.
 
Highlander jest offline