Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-03-2010, 16:45   #3
Megg
 
Megg's Avatar
 
Reputacja: 1 Megg nie jest za bardzo znany
Znała Fell’s Tomb jak własną kieszeń. I ją także znano. Sprzedawczynie sklepów w centrum miasteczka witały ją ponurymi uśmiechami i kręciły głowami, kiedy zgarniała z półek puszki z napojami i paczki chipsów. Mieszkańcy postawieni wyżej od jej rodziców, głównie pod względem finansowym, patrzyli na nią z mieszaniną niesmaku i niezdecydowania na twarzach. Bo może zamiast traktować ją jak margines dzisiejszej młodzieży, należałoby wspaniałomyślnie i - co ważne - na oczach całej społeczności Fell’s Tomb, nawrócić ją na ścieżkę prawego obywatela.

- Co z jej rodzicami? Zupełnie nie interesują się, że ich córka płoszy nam dzieci z ogródków? – Sąsiedzi wymieniali drwiące komentarze obserwując, jak Lain rozkopując pył na drodze zmierzała w kierunku dzielnicy, którą gospodynie domowe gotujące w szpilkach od Gucciego i głowy rodzin z czarnymi, skórzanymi teczkami omijali szerokim łukiem.

Tam właściwie się wychowała, mimo że pochodziła z dobrego domu. Taką przynajmniej opinię wystawiło społeczeństwo, które, jak wiadomo, uważane jest za nieomylne. Kolacje z matką spędzone w kompletnej ciszy, bo ojciec znów wyjechał na delegację w podejrzanie odległe miejsce bez zasięgu i budek telefonicznych, perfekcyjnie czysty dom i nakaz wracania do domu o 21 szybko wywołały bunt.

Bunt zaowocował specyficznym trybem życia. Którego konsekwencje odczuła, gdy wtorkowego ranka otworzyła oczy. Leżała w fotelu z nogami przewieszonymi przez oparcie. Wokół, na wykładzinie o paskudnej, zielono-sraczkowej barwie, walały się puszki po piwie, popielniczki i podkoszulki chłopaków, którzy spali w najlepsze na kanapie, pod ścianą i …
- Uhm, Luke znowu z głową w zlewie. - Wymruczała trąc oczy. Cóż, impreza udana. Głośna muzyka, alkohol, trawa, hermetyczne dowcipy. Jedynym minusem było obecne samopoczucie. I nagły powrót do rzeczywistości.
- Szlag by to trafił, szlag by trafił szkołę i zajęcia o tej godzinie. – Zmięła w ustach kilka przekleństw.
- Jakie zdjęcia… Bez zdjęć, jak jestem w takim stanie. Bez błyszczyka, bez stanika… - Mick, śpiący do tej pory na brzuchu, podniósł się na rękach i popatrzył sennie na Lain.
Chwyciła trochę spraną, czarną bluzę z kapturem i wciągnęła ją na siebie.
- Spóźnię się. Nie mam siły biec. – Odetchnęła głębiej i z bezradną miną zerknęła na blondyna mierzącego ją mętnym wzrokiem od stóp do głów.
- Weź deskę. – Uśmiechnął się i powoli usiadł.
- Mhm. Wpadnę wieczorem po gitarę. – Odparła wiążąc sznurówki zielonkawych trampek. Wzrokiem odszukała torbę, w której trzymała Zeszyt-Lain-Do-Wszystkiego-I-Niczego, po czym porwała jeszcze ze stolika kilka ostatnich orzeszków ziemnych i cicho zamknęła za sobą drzwi. Chciało jej się pić, ale nie miała ani czasu ani drobnych na kupno czegokolwiek po drodze. Postawiła na ziemi deskę Micka i oparła na niej nogę osłaniając oczy przed jasnymi promieniami słońca. Zapowiadał się długi i męczący dzień.

***

Cudem zdążyła, chyba tylko dzięki desce, która teraz stała obok, oparta o ścianę.
Lain jedną ręką przytrzymała podręczniki, drugą wsunęła do kieszeni i wyczuła opuszkami palców przyjemną, gładką fakturę bibułki. Dzwonek już był, ale wystarczą trzy minuty. Zdążę.
Rozpychając się łokciami między śpieszącymi się do klas uczniami i sycząc na co poniektórych, żeby zeszli jej z drogi, dotarła do łazienki dla dziewcząt i zamknęła się w jednej z kabin. Uniosła na wysokość oczu okazałego skręta i chwilę trwała w bezruchu. Zapaliła go swoją ulubioną zapalniczką i przysiadła na zamkniętym klozecie, po czym zaciągnęła się z wyraźną przyjemnością. Czytając bez większego zaangażowania napisy na drzwiach kabiny, bez pośpiechu wypuściła dym ustami. „Sraj się, Jess, Mick jest mój”. O, proszsz. Ciekawe, czy tak by na niego leciały, gdyby wiedziały, jak wygląda po dzisiejszej nocy. „Sarah to zołza”. Nie znam, nie wypowiem się. „Nie pujde na lekcje! ! !”. Zaśmiała się cicho gasząc niedopałek na drzwiach, zaraz nad „u”. Zaraz. Lekcja już trwa. Cholera.
Wymknęła się na korytarz. Zdmuchnęła z oczu kosmyki włosów i szybkim krokiem skierowała się do klasy. Zahaczyła jeszcze o kranik z wodą pitną na korytarzu i pchnęła drzwi do sali. Nieznacznym ruchem ręki zasalutowała zebranym, w tym nauczycielowi i opadła na swoje miejsce, zaraz przed jakimś nowym, którego wcześniej tu nie widziała. Odwróciła się do niego na moment, popatrzyła na niego uważnie, uniosła kąciki ust, choć nie uśmiechnęła się i znów usiadła przodem do tablicy.

- Odpowiadamy na pytania ze strony 54, masz podręcznik? – Usłyszała cichy głos Clary, dziewczyny, która zajmowała miejsce obok niej.
- Ta. Masz już odpowiedzi? – Rzuciła krótkie spojrzenie na zeszyt sąsiadki.
- Nie, jestem w trakcie. – Clara przesunęła zeszyt w kierunku Lain i najwyraźniej poczuła zapach dymu, bo skrzywiła się leciutko. - Lain... dlaczego się spóźniłaś?
Zmarszczyła brwi i posłała ponure spojrzenie Clarze.
- Należy mi się szczypta przyjemności przed męką, jaka nas czeka na następnej lekcji. - Pochyliła się nad swoim zeszytem, ale nie zapisała nic. Wysili się przepisując same rozwiązania. - Co to za jeden w ławce za nami?
Clara Wykrzywiła usta i odkaszlnęła.
- Nowy uczeń, Mark czy jakoś tak. - Zerknęła przez ramię ukradkiem, żeby upewnić się, czy chłopak jej nie słyszy.
Lain przytaknęła tylko. Większość lekcji spędziła bazgrząc w zeszycie i wyglądając przez okno. Skorzystała jedynie z chwili nieuwagi nauczyciela, by odwrócić się znów do nowego, żeby się przedstawić i zamienić z nim kilka słów.
W duchu modliła się, żeby móc już wyjść z pachnącego wiedzą i obowiązkami budynku.

***

- Do zobaczenia. – Mruknęła zatrzaskując swoją szafkę, nr. 414. Chwilę stała przy niej, odprowadzając Michaela wzrokiem. Zmarszczyła nieznacznie brwi, jakby zastanawiała się nad czymś. Fioletowy, piskliwie opatrzony wykrzyknikami plakat rzucił jej się w oczy.
Pociągnęła nosem. Bal? Szkolne wydarzenia zazwyczaj nie stanowiły części jej grafiku imprez. Jej myśli szybko zmieniły tor, teraz rozważała ucieczkę ze znienawidzonej biologii. Jęknęła cicho, kiedy uprzytomniła sobie, że zostawiła torbę w klasie.

Wyminęła Yoshihiriego w międzyczasie posyłając mu ponury uśmiech i zajęła swoje miejsce. Nie umiała permanentnie nic. Najlepiej byłoby się zmyć, zanim zostanie sprawdzona lista lub profesor zanotuje w pamięci jej obecność. Łypnęła na okno. Potrafiłaby otworzyć je, bezszelestnie wymknąć się na dziedziniec i nawet zamknąć tak cicho, żeby nauczyciel stojąc przodem do tablicy się nie zorientował. Zerknęła też na drzwi. Tu trudniej byłoby przebiec przez salę. I tak rozmyślając, tkwiła w jednym miejscu wystukując cicho rytm piosenki, która nie dawała jej spokoju.
"You must have been, so high..." Pampara pam.
"You must have been, so high." Padum.
 
__________________
Jędza i nędza.
Megg jest offline