Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-03-2010, 08:38   #10
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Antoni przygotował się do wyprawy szabrowniczej najlepiej, jak potrafił. Mocne buty, dwie zaostrzone maczety zawieszone tak, by nie obijały się o nic, ale też by dało się je szybko wydobyć ćwiczonym wiele razy ruchem, pistolet, który kiedyś należał do jakiegoś umundurowanego gliniarza i dwa zapasowe magazynki do niego. Do tego długi nóż - ostatnia deska ratunku. Ubranie miał wygodne, bez zbędnych troczków i luźnych elementów, za które mógł chwycić truposz. Przy boku manierka, a w kieszeni spodni latarka. No i łomik, który przytroczył do prawie pustego plecaka przeznaczonego na łupy.
Czujnie obserwował okolicę, kiedy Rafał otwierał, a potem zamykał bramę. Również on nie był za murem już od pewnego czasu.
Kiedy Rafał polecił mu, by prowadził przez chwile poczuł przypływ paniki, który jednak szybko zdusił w sobie. Był odpowiedzialny za życie reszty kompanów w niedoli. Nie mógł zawieść pokładanego w nim zaufania.
Przez chwilę stał nieruchomo pozwalając sobie na luksus przymknięcia oczu. Przywołał przed oczami układ ulic Warszawy wokół działek, które służyły mu kiedyś jako "dom". Był bezdomnym nim wybuchła epidemia i doskonale znał topografię miasta wokół terenów zielonych. To było jego królestwo. jego kryjówka przed strażą miejską, ulicznikami, gliniarzami, opieką społeczną i innymi bezdomnymi. To było tak, jakby cofał się w czasie. "Widział" inne ulice - pełne życia, z przejeżdżającymi autami, ze śmiejącymi się dzieciakami i dorosłymi obserwującymi go nieufnie, kiedy ich mijał szukając złomu lub idąc żebrać pod marketem.
Wiedział już jak pójdą. Wybrał trasę wiodącą bocznymi ulicami, gdzie mieli mniejszą szansę napatoczyć się na zombi. Zakładał, że pozbawione żeru potwory poszły do tych rejonów miasta, gdzie ukryło się więcej ludzi.
Pierwsza uliczka - zaledwie kilka zaparkowanych aut. Jedno z podniesioną tylną klapą bagażnika, zachlapane krwią. W środku, na tylnym siedzeniu fotelik dla dziecka z rozerwanymi pasami. Małego pasażera nigdzie nie było widać, lecz ślady krwi na tapicerce oraz drobiny szkła z potłuczonego okna świadczyły o tym, co stało się z maluchem.
Antoni zacisnął zęby i prowadził dalej. Starał się maszerować tak, by nie deptać szkła i śmieci pod stopami, jednocześnie jednak czujnie rozglądał się wokół.
Przedmieścia kończyły się niedaleko stąd. Kawałek spękanej, asfaltowej drogi szerokim łukiem docierał do większej ulicy prowadzącej do innych dzielnic Warszawy. Od podniszczonej afaltówki odbijała wysypana kruszywem droga prowadząca do parkingu pod działkami. Szeroka, wysoka brama nadal była zamknięta, a na szerokim placu, służącym działkowiczom jako zbiorczy parking nie widział zbyt wielu aut. Dawało to nadzieję, że na ogródkach działkowych nie będzie zbyt wielu zombi.
Niepokojące były jednak chaszcze rozciągające się na dawnych terenach działkowych. Właściciele przestali dbać o swoje ogródki. Chwasty zarosły niegdyś eleganckie grządki i rabatki, owocowe drzewa zdziczały, krzaki zrosły się ze sobą. Niektóre altanki - te mniej solidnie zbudowane - zapadły się, zawaliły. Pozostało jednak sporo takich murowanych, dość stabilnych. To one dawały największą szansę na ciekawe łupy.
- Kiepsko to wygląda - stwierdził Antoni zatrzymując się i wpatrując, aż do bólu oczu, w zdziczałe tereny działkowe. - Proponują obczaić kilka najbliższych altanek i zobaczyć czy to ma sens. Nie rozdzielajmy się. Co wy na to, chłopaki?
 
Armiel jest offline