Yellow miał ochotę na wyklinać obydwu towarzyszy. Sonny i Mathiew niczym zieloni wystrzelali kilkanaście naboi w jednego człowieka! Narobili przy tym szumu i hałasu takiego, że oddział od którego odłączyli się ci gońcy musiał ich usłyszeć, wściekle spojrzał na Mathiew ale nic nie powiedział, nie potrzebował jeszcze teraz kłótni w grupie. Postanowił, że tej nocy nie będzie odpoczynku, muszą odejść jak najdalej.
Gdy Yellow usłyszał dalsze rozkazy nieomal nie parsknął śmiechem. Przecież to była jakaś kpina, sam fakt, że w dwójkę utrzymali ten bunkier przez tyle czasu na terenie wroga był czymś nie realnym i jego kochani "rodacy" musieli mieć w tym jakiś cel, skoro zostawili sierżanta przy życiu. Zresztą co to do kurwy miało być?! Mieli ratować go, a tymczasem on wysyłał ich na kolejny spacerek, gdzieś tam w dżungle, żeby pokicali sobie jak zające między stadem wilków. Zły i wściekły wyszedł na dwór. Dostrzegł Cyrusa stojącego i palącego trawkę. Nie miał wcześniej na to czasu, teraz jednak postanowił porozmawiać z kamratem.
- Chciałbym ci pogratulować strzału. Wtedy w nocy. Piękny profesjonalny strzał. Nie to co nie którzy. Masz oko jakie rzadko się spotyka, cieszę się, że nie jestem twoim wrogiem.
Uśmiechnął się szczerze i wyciągnął dłoń w ramach pogratulowania ku Amerykaninowi. |