Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2010, 18:04   #3
Kroni.PJ
 
Kroni.PJ's Avatar
 
Reputacja: 1 Kroni.PJ nie jest za bardzo znanyKroni.PJ nie jest za bardzo znany
Las skąpany był w ciemności. Gdzieniegdzie na gałęzie, spomiędzy gęstych liści, spływały snopy białego światła. Czarne, czyste niebo usiane było licznymi, jasno żarzącymi się gwiazdami. Wielka srebrna tarcza księżyca zdawała się wisieć przyklejona do nieboskłonu. Między wysokimi drzewami panował idealny spokój. Delikatny wiatr tylko od czasu do czasu porywał na chwilę do tańca liście, które po chwili opadały znowu w swój spokojny sen. Nagle, przy wierzchołkach drzew śmignęła czarna plama zakłócając na chwilę harmonię. Poruszała się tak szybko, że niemożliwe było ocenienie jest kształtów. Już po chwili zniknęła nie zostawiając po sobie nawet odgłosu.
Kannouteki gnała przed siebie. Jej niewielkie stopy bezszelestnie uderzały o grube konary. Dziewczyna poruszała się właściwie w pozycji poziomej. Jej nisko pochylona sylwetka i ułożone wzdłuż ramiona pozwalały utrzymać to zabójcze tempo bez specjalnego zmęczenia. Biegła leżąc na wietrze. Większość długich czarnych włosów była mocno ściśnięta w specyficznym koku jednak niewielkie kosmki czasami, zwłaszcza przy zmianie kierunku, wpadały jej na twarz delikatnie łaskocząc policzki. Oczy wlepiała gdzieś w dal wyszukując niebezpieczeństw i całkowicie porzucając myśli. Nastawiała uszu by słyszeć wszystko jednak cały las pozostawał cichy i spokojny. Jedynie szósty zmysł, umożliwiający wyczuwanie energii naokoło, alarmował czasami - wszystkie impulsy pochodziły jednak od niewielkich, niegroźnych istot.
Gokai spojrzała na wiszący nad głową księżyc i uśmiechnęła się w duchu przypominając sobie odgłos wodospadu, który towarzyszył wszystkim pełniom spędzanym na dachach, z bratem... Szybko otrząsnęła się i wyczyściła umysł. Musiał być już niedaleko. Powietrze zaczynało robić się mroźne, wydechy młodej kunoichi zmieniały się w obłoki pary. Nagle zauważyła w oddali, na ziemi śnieg. Była na miejscu.
Jedno mocne kopnięcie w gałąź pod nogą i towarzyszący mu głuchy odgłos. Sylwetka dziewczyny wyprostowała się w powietrzu i napięła jak cięciwa. Przeleciała między ostatnimi rzędami drzew wykonując szybkie salto. Zdjęła z pleców szybkim ruchem pochwy swoich wakizashi i wyciągnęła oba. Najpierw posłała w dół pokrowce, a gdy były już blisko dachu rzuciła mocno jednym ze sztyletów. Pochwy połączone sznurkiem zawisły na wbitym w dach budynku ostrzu, drugie wbiło się zaraz obok pierwszego. Operacja była właściwie bezgłośna, jednak nawet gdyby wywołała ogromny hałas nie zwróciło by to zapewne uwagi nikogo, nikt by bowiem tak czy inaczej jej nie usłyszał. Z karczmy pod przelatującą Kannouteki dochodziły głośne okrzyki i śpiewy. Kunoichi uśmiechnęła się pod nosem lądując kilka metrów przed drzwiami w zaroślach. Chwilę przed zetknięciem się jej stóp z podłożem wykonała piruet tak, że wylądowała z twarzą zwróconą w stronę budynku. Ruszyła przed siebie i obejrzała się bezwiednie. Cała miasteczko po lewej było uśpione, jedynie gospoda tętniła życiem i światłem.


Gokai przeskoczyła nad dużą hałdą śniegu lądując bezszelestnie na kostce brukowej zaraz przed wejściem. Ruszyła mozolnym krokiem wykonując pieczęci. Koło niej, w obłoku dymu, pojawił się klon, który szybko zmienił się w starca podpierającego się na długiej drewnianej lasce. Oryginał złożył ręce w kilku specyficznych gestach.
- Aka Ren'ai. Koigokoro – mruknęła cicho Kannou. Przez jej ciało przeszedł dreszcz rozkoszy. Delikatnie się wzdrygnęła i sapnęła cichutko. Uchyliła drzwi karczmy.
„Zapłacisz kiedyś za tę zuchwałość i pewność siebie” – usłyszała słowa brata gdy ukazała się jej pełna pijanych mężczyzn knajpa. Od razu zlokalizowała swój cel. Iwai – potężnie zbudowany mężczyzna ze skórą o kolorze lodu. Mimo, że na dworze panował mróz ninja miał na sobie tylko brązowa chustę przypiętą to skurzanego pasa. Całkowicie nagi tors przecinał tylko gruby pas z naramiennikiem. Przez bark na silnie umięśnioną klatkę piersiową opadał czarny warkocz.


Gdy Kannou weszła do chaty Iwai trzymał w powietrzu jakiegoś człowieka i ewidentnie mu groził. Po ilości kufli na stole można było się domyślić, że jest pijany – zresztą podobnie jak jego koledzy. Na ławach w kącie, za śnieżnoskórym siedzieli trzej mężczyźni zanosząc się ze śmiechu z powodu niedoli nieszczęśnika, który wpadł w ręce ich wściekłego przywódcy. Gokai spodziewała się zobaczyć podobną scenę, wiedziała z kim przyjdzie się jej spotkać.
Iwai był kiedyś shinobi wioski mgły. Po wojnie stał się nukeninem, zresztą jak wielu innych. Zniknął i nikt go więcej nie widział. Kannou nie wiedziała jak znalazł się w tej małej mieścinie, ale wiedziała co tu robił. Kilka dni temu do Mizukage przybył zdyszany młodzieniec oświadczając, że jego rodzinne miasteczko zaatakowała bestia. Bestią był oczywiście Iwai. Przybył wraz ze swoją świtą do tej niewielkiej wioski i zaproponował, że będzie jej „chronił” w tych ciężkich czasach w zamian za utrzymanie. Gdy mieszkańcy się nie zgodzili zagroził im i dzięki swoim umiejętnością ściągnął na nich wieczny śnieg i mróz. Na początku mieszkańcy bali się uciekać jako, że śmiałkowie, którzy tego spróbowali zginęli w katuszach z rąk potężnego ninja lodu. Dopiero gdy Iwai oddał się hulance i wiecznie chodził pijany młodzieniec odważył się uciec by poinformować Kage. Z informacji Gokai wynikało, że stojący w kącie mężczyzna tylko groźnie wyglądał, a w rzeczywistości nie był specjalnie utalentowany.
Na odgłos otwieranych drzwi jeden z pomagierów Iwaia spojrzał w stronę Kannou, szybko rozdziawił usta i już chciał wstać gdy nagle jego wielki przyjaciel rzucił biedakiem trzymanym w potężnej łapie o ścianę i ruszył w stronę niewielkiej kunoichi. Jego aparycja zrobiła na niej wrażenie i przez chwilę poczuła nawet dreszczyk przerażenia, ale szybko go zwalczyła. Wiedziała, że panuje nad sytuacją.
Klon pod postacią starca udał się do lady pytać o pokój, ale nikt nie zwracał na niego uwagi, wszyscy wlepiali oczy w nadzwyczaj piękną sylwetkę dziewczyny w progu – wszystko zgodnie z planem. Olbrzym podszedł do niej na kilkanaście centymetrów i schylił się patrząc jej prosto w oczy.
- Witaj piękna pani – rzekł zachrypniętym i przepitym głosem. Odchrząknął lecz wiele to nie dało. – Mogę Ci jakoś pomóc?
Kannou wyminęła go ignorując jego słowa. Zbliżając się do jego kolegów nacięła niezauważalnym ruchem opuszek małego palca paznokciemi przechodząc koło ich stołu skropiła dwa piwa krwią. Krople rozeszły się delikatnie po tafli lecz nikt tego nie zauważył, wszyscy obserwowali jej falujące biodra. Nagle poczuła ogromny ciężar na swym barku – dłoń Iwaia.
- Pytałem o coś?! – zapytał zdenerwowany i podniecony olbrzym, ale Gokai obróciła się tylko przerażona nie odpowiadając.
- Ona jest głuchoniema – rzekł klon, a kolos uśmiechnął się pod nosem. W tym momencie pozostałe dwa kufle zostały skropione kroplami krwi. Było już po wszystkim. Teraz trzeba było się tylko wycofać. Starzec przy barze pokazał coś na migi szepcąc pod nosem „Cofnij się po rzeczy mała.”. Kunoichi kiwnęła głową i zawróciła. Gdy wszyscy obserwowali jej cudownie ponętne kroki klon ukrył się w kącie i ulotnił, jego rola się skończyła. Pierwszy z pomagierów Iwai pociągnął łyk z kufla obracając się za dziewczyną, a w ślad na nim kolejni. Kannou wyszła na ulicę, a zaraz za nią kolos. Złapał ją w pasie i przycisnął do muru:
- Nie możesz krzyczeć, co?! – trzymając ją za szyję przycisnął do muru i pocałował. Dziewczyna zdążyła przegryźć wargę. Ciepła, bordowa ciecz wlała się do ust olbrzyma. Zachłysnął się i odstawił ja na ziemi. Nagle zakręciło mu się w głowie, poczuł się strasznie pijany, oparł się o ścianę. Dziewczyna szybko wyciągnęła karteczkę z napisem „Podziękowania należą się Mizukage. Nie pijcie piwa.” i wbiła ją tuż obok głowy Iwaia. Uśmiechnęła się do niego i jednym skokiem znalazła się na dachu. Wyciągnęła wakizashi i umocowała je u pasa.


Usłyszała głuchy huk z karczmy, a potem dwa kolejne. Olbrzym zatoczył się raz jeszcze i opadł na kolana, a po chwili padł martwy twarzą w śnieg. Z tawerny wybiegł pierwszy człowiek i spojrzał na ciało zszokowany podniósł wzrok, ale Kannouteki już dawno bezszelestnie torowała sobie drogę pośród drzew.

***

„Zabawne,” – uśmiechnęła się w duchu dziewczyna – „jeśli stanęłabym między nimi jutro zastanawialiby się skąd znają moją twarz, a za dwa dni nie będę kompletnie wiedzieć kim jestem.” - tym razem usta wygięły się jej w szerokim grymasie zadowolenia. „Dziękuję.”
Mogła się już rozluźnić. Było po wszystkim, wystarczyło wrócić do domu.

***

Kiedy znalazła się w okolicach wioski był sam środek nocy. Wskoczyła na pierwszy dach pędząc do Mizukage – kazał jej stawić się zaraz po wykonaniu misji. Nagle poczuła coś za plecami, ludzką obecność. Chciała się obróć lecz nie zdążyła. Do gardła przywarł jej sztylet.
- Kim jesteś i czego tu szukasz – Kannouteki poznała ten głos.
- Kannouteki Gokai idiotko. Wracam z misji… Miłe powitanie – odrzekła.
- A.. to ty… - rzekła zmieszana członkini ANBU. - Nie zakradaj się tak więcej w środku nocy.
Kunoichi chciała się już obrócić by zaśmiać się w twarz nad ambitnej członkini ANBU, ale gdy tylko spojrzała przez bark nie było za nią nikogo. „Co ona taka spięta?”.
"Może i jest szybsza i lepiej opanowała walkę, ale... co najlepsza ewidentnie jest w zidioceniu... Poza tym nie poznać mnie po tym co jej zrobiłam?.. Po prostu tłumok... - rozmyślała chuuninka w drodzę do apartamentu Mizukage. Gdy tylko stanęła przez jego drzwiami odetchnęła ciężko. Chciała wrócić już do domu i zwyczajnie pójść spać...
 
__________________
...I'm still alive...Once upon the time...Footsteps in the hall...
Kroni.PJ jest offline