Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2010, 02:00   #208
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Dagmara wzięła od Adriana księgę. Otworzyła na pierwszej lepszej stronie i zaczęła czytać. Kartki nie były już puste, ona widziała małe literki jaśniejące w oczach, a blednące gdy przestawało się je czytać. Zlepki przypadkowych liter tańczyły jej przed oczami, łamały język ale kobieta nie przestawała. Czuła, że tak właśnie trzeba. Dukała więc na głos kolejne litery mając nadzieję, że to ma jakiś większy sens. Gdy przestała literować, dostrzegła na twarzy Breslauera ulgę. Uśmiechnęła się, a więc jednak nie było to całkowicie pozbawione sensu.

Znów zaczęła czytać. Tym razem po cichu, pod nosem. To jednak nie zmieniło faktu, że twarz Ernsta Breslauera wykrzywił grymas. Tak, jakby każde kolejne słowo było sztyletem wbijanym w pierś.

Kobieta nie przestawała, dopóki gdzieś blisko, tuż obok siebie nie usłyszała zduszonego jęku. To Magda wiła się z bólu. Mężczyzna torturował ją i to zapewne, jak na niego przystało, w bardzo wymyślny sposób. Dagmara spojrzała na Adriana, on również źle wyglądał, każde kolejne westchnienie Sośnickiej powodowało u niego dziwne drgawki.

Co to? Jakaś cholerna empatia? – pomyślała kobieta ze złością.

Wyjęła z kieszeni zapalniczkę. Chwilę obracała ją w palcach, wreszcie zapaliła, potem znowu zaczęła się nią bawić i tak w kółko. Drugą dłonią pogładziła się po szyi. Wyczuła pod palcami gładką powierzchnię naszyjnika i uśmiechnęła się.


Początkowo nic się nie działo. Dopiero kiedy kolejny raz zapaliła zapalniczkę i ścisnęła mocniej naszyjnik z rubinowym oczkiem, dostrzegła je. Początkowo mgliste, później coraz wyraźniejsze, rozedrgane strumienie czystej energii. Otaczały każdy punkt w pokoju, krzyżowały się, uginały, wiły niczym długie, świetliste gąsienice. Było w nich jednak coś dziwnego, może wynikało to z umbralnego „pryzmatu”.

Dagmara spojrzała na Magdę. Wokół niej nie było żadnych linii, to znaczy były: lśniące, przypominające płynne złoto, ale wszystkie one wydawały się być pierwotne, żadna nie przejawiała nienaturalnego pochodzenia.

Kobieta przestała się bawić zapalniczką. Zgasiła ją i włożyła do kieszeni. Naszyjnika jednak nie puściła. Spojrzała jeszcze raz na Wirtualną Adeptkę. Dostrzegła w niej, w jej oczach, na powierzchni jej świadomości to, czego łatwo można było się spodziewać: krzyk i ból, które swą intensywnością zagłuszały całą resztę.


Magini musiała się bardzo skupić, by w oparach cierpienia dostrzec zarys czegoś innego. Kontury postaci były rozmyte, wspomnienia ledwo dostrzegalne, całą resztę zamazywał ból. Nie dało się nawet dostrzec, co właściwie wywołuje owo cierpienie, żadnej wizji, żadnej obcej myśli siłą wciśniętej do umysłu kobiety. Wszędzie tylko te nieprzeniknione opary.

Dagmara wróciła do rzeczywistości. Sytuacja zmieniła się niewiele. Magda była coraz bledsza, tylko słaby ruch klatki piersiowej i zduszone jęki świadczyły o tym, że jeszcze żyje. Trzymające ją szpony wrzynały się w jej kruche ciało dodatkowo potęgując ból. Adrian również nie wyglądał najlepiej. Za to Breslauer zdawał się już dojść do siebie po obrażenie, jakie słowa księgi zdawały się mu zadawać.

Prawniczka westchnęła. Liczyła, że uda się to jakoś lepiej załatwić, ale cóż… teraz już nie miała innego wyjścia, należało działać. Ścisnęła w dłoni naszyjnik tak mocno, że jego metalowe części nieomal przecięły jej skórę na dłoni. Spojrzała na Magdę ze smutkiem, po czym jeszcze raz wniknęła do jej umysłu. Tylko na chwilę, by wśród oparów boleści zagnieździć jedną prostą myśl. „Odwagi, to już niedługo się skończy”.

Otworzyła oczy. Rzuciła ostatni raz okiem na zakazaną mordę Breslauera, po czym zaczęła czytać. Czytała głośno, wyraźnie wypowiadając każde słowo, wkładając w nie tyle uczuć, tyle nienawiści i złości ile tylko była z siebie w stanie wykrzesać. Ernst Breslauer skrzywił się. Kobieta odniosła sukces, zadawała mu ból. Pytanie tylko czy to wystarczy? Dagmara nie chciała nawet myśleć o tym, co się mogło za chwilę stać.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline