Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-03-2010, 22:54   #4
Sani
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
To była spokojna noc. Któraś już z kolei, kiedy ani jej, ani Mizukage nie przeszkadzało zupełnie nic. On pracował, ona robiła za oficjalnego ochroniarza. Oficjalnego, bowiem tak naprawdę Mizukage nie potrzebował ochrony. Dla niej to było jednak bardzo dobre usprawiedliwienie swojej "bliskości" z Mizukage. Niby rodzina ale nikt nie wiedział kim tak naprawdę była. Wszyscy znali ją jako jego kuzynkę, Shin. Mniejsza o to, że nie byli do siebie podobni. Tutaj nie miało to zbytniego znaczenia. Inaczej juz dawno musiałaby szukać innej wymówki.
Stała za jego plecami. Doskonała pozycja, by wbić nóż w plecy i odpowiednia, by tym nożem samej nie dostać. Wiedział co robi, pozwalając jej stać za jego plecami.
- Jeśli chcesz, możesz się już udać na spoczynek, Shin-chan - usłyszała.
Głos Mizukage przywrócił ja do odpowiedniej rzeczywistości, dalekiej od zabójczych planów.
Aż tak odpłynęła? To był niewątpliwy znak, że praca yojimbo Mizukage zaczynała się jej nudzić. Ostatnio nie było nic ciekawego, żadnej groźnej sytuacji. Utrzymywało się to przez kilka tygodni i było conajmniej niepokojące...
Otworzyła usta, żeby cos powiedzieć, jednak zamiar ten został przerwany przez niespodziewane wejście Kawayamy Saibito. Nie lubiła tego człowieka. Uważał, że wszystko należy rozwiązywać przy użyciu brutalnej siły. Nie rozumiała takich ludzi. Owszem, lubiła walczyć, jednak jej walka w większości przypadków była inna. Walki toczyła na innych płaszczyznach, mniej uczęszczanych i mrocznych. Śledzenie ofiary i czekanie na dogodny moment... Niekiedy maskarada, umożliwiająca jej zbliżenie się do nieświadomego celu... Uwielbiała patrzeć im w oczy, kiedy orientowali się, że przyszła po nich sprawiedliwość, ukryta pod jej postacią.
- ... Można przyjąć zapewne, że nie sa w celach pokojowych - usłyszała. I to ściagnęło ja na ziemię. Ktoś się zbliżał, a sądząc z wyrazu twarzy Kawayamy, nie mieli dobrych zamiarów.
Z oczu dziewczyny dało sie w tym momencie wyczytać wszystko. Nikt jednak w tym pomieszczeniu nie zadawał sobie tego trudu. Kawayamie nie wystarczyło skinięcie głową przez Mizukage, zresztą, poświęcał jemu całą uwagę. Mizukage siedział do niej plecami, a ona nawet nie zadała sobie trudu, by ujawnić wzbierajace podekscytowanie.
- Musimy podjąć błyskawiczne kroki. Przygotować sie do walki! - A Kawayama co tu jeszcze robił? - Postawię ANBU w stan gotowosci. Każdy mie...
- Kawayama-san... - Głos Mizukage sprawił, że poniechała zabójczych zapedów dorwania tego starego idioty gdzieś w ciemnej uliczce. - Zbierz wszystkich mieszkańców oraz wszystkich shinobi poniżej rangi jounina w głównym budynku. Członkowie rady również mają się tam znaleźć... Resztę pozostaw mi. I nie podnoś na mnie głosu.
Czasami Mizukage zadziwiał ją. Wciąż nie mogła zrozumieć, jak on to robi. Nie krzyczy, nie patrzy chłodno, a jednak małe upomnienie zawsze brzmiało groźnie... Wręcz wywoływało ciarki, jesli ktokolwiek by patrzył Mizukage w oczy. Jak to dobrze, że stała za nim...
- Shin-chan. Jednak nie mozesz odpocząć. Idziemy.
Własciwie odpoczynek był dla niej nieistotny. Podświadomie chciała, żeby coś sie zaczęło dziać.
- Hai, Nii-sama - odpowiedziała tylko. Krótko i beznamiętnym głosem. Jak zawsze.
Poczekała, aż wstanie. Jak zwykle opanowała podekscytowanie. Innego wyjścia nie było.
Wyjście z biura Mizukage na szczęście nie zajęło długo. Kawayama natychmiast zorganizował wszystko, więc dla niej zostało tylko stanie obok Mizukage i gapienie sie na pedzących do budynku ludzi. Wszyscy mieli miny, jakby zbliżał się koniec świata a nikt nie chciał umierać jeszcze. W sumie, każdy boi się smierci, tylko niektórzy na nia czekają...
- Popatrz Shin... - Głos Mizukage zdradzał, ze znowu wpadł w jakiś trans. - Kiedy ludzie biegną po ziemi , w szale, przed siebie... Te chmury zdają się ociężale... bez celu zmierzać tylko w sobie znanym kierunku... Czy to nie piękne?
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdyz podniósł się lekki wietrzyk, oznaczajacy czyjeś przybycie. Dokładnie za ich plecami pojawili się ANBU.
- Mizukage-sama , na rozkaz.
- Mówcie.
- Będą tutaj za kilka minut. Wkradną się przez zachodnią ścianę.
- Rozumiem... Skryjcie się w środku.
- Ale...
- Shin-chan... Czy jestem na tyle zmęczony, że zacząłem mówić niewyraźnie?
- O ile dobrze widziała, był zdziwiony. Potrząsnęła lekko głową, majac nadzieję, ze będzie bardzo ciekawie z ANBU nie placzącymi się pod nogami.
Nawet nie minęło kilka sekund, jak zniknęli im sprzed oczu.
- No dobrze... Teraz zabezpieczymy całość...
Miała nadzieję, że nie będzie musiała pilnować tego zabezpieczenia...
Seria pieczęci w wykonaniu Mizukage przypominała jedynie rozmazany obraz. Szybkość, z jaką je wykonał bya niesamowita, chociaż Shin rozróżniała poszczególne. Nie przypominało to żadnej znanej jej techniki, zresztą, i tak niewiele znała tych zwyczajnie używanych.
- Hyouton: Hyorou no jutsu.
Ziemia się zatrzęsła nieznacznie. Nie na tyle, żeby próbowała starać się utrzymać równowagę. Na jej oczach wyroosły z niej lodowe słupy i stworzyły cos na wzór bariery. Chyba to miał na myśli, mówiac o zabezpieczeniu... Z drugiej jednak strony on i techniki lodu? Zawsze myślała, że to niemożliwe.
- Może być tam nieco chłodno... - zaczął Mizukage, nawet na nią nie patrząc.
- Przejmujesz się? - zapytała odruchowo, jak za dawnych czasów.
- Niech poczytają poezję! To ich rozgrzeje.
Czasami naprawdę go nie rozumiała. Wydawało się jej, że w jednej chwili mają podobne myśli, ale w następnej... Nawet juz nie próbowała go zrozumieć, to byłoby zbyt skomplikowane. Przynajmniej nie miała ochoty rozumować tego teraz. Miała już sięgnąć po zwój, oczekiwać na ofiary, dążące do myśliwego...
- Shin-chan. - Znów ją wyrwał z zamyślenia. - Kiedy przybędzie wróg, masz schronic się pod jakimś dachem. I nie wychodzić, póki nie wydam takiego polecenia.
Rozczarowanie. Głebokie rozczarowanie myślą, że nie będzie brała w tym udziału. Ofiary zabije inny myśliwy, a ona miała na to patrzeć... Ekscytacja uleciała, rozstało tylko głebokie rozczarowanie.
- Inaczej możesz przypadkiem podzielić ich los - dodał jeszcze z przesłodzonym uśmiechem.
Nadal była rozczarowana. Ale to był rozkaz. Niestety... Sprawdziła, w którą stronę wieje ten lekki, nocny wietrzyk. Na szczęście w stronę schronień.
- Jakie piękne... - Mizukage najwyraźniej jej nie słuchał, oddalając się od niej i spoglądając w chmury. - Znajdź schronienie - powiedział jeszcze.
Dziewczyna złożyła pieczęć nie słuchała juz więcej jego marzycielskich wynaturzeń. Chwila koncentracji i sprawdzenia, czy kierunek wiatru się nie zmienił. Nie, nadal wiał tam, gdzie chciała.
- Kagesochi.
W mgnieniu oka dziewczyna rozpłynęła się i kilka cienistych smug zawędrowało do jednego z domostw. Wślizgnęły się do środka przez szczelinę pomiędzy drzwiami a podłogą i przybrały postać dziewczyny. Podeszła do okna, chcąc zobaczyć, co się będzie działo. Ledwo to zrobiła, zobaczyła grupkę, o której mówił Kawayama. Ubrani na czarno, rzeczywiscie nie mieli przynależności. A nawet jeśli, to tego nie zauważyła.
Jak zahipnotyzowana wpatrywała sie w postać Mizukage, blokującą każde ciosy agresorów. Po chwili zniknął; wyczuła, że jest na dachu. Zupełnie jakby coś planował... Nie za bardzo słyszała słowa, oczy drapieżnika wpatrywały sie w sytuację na placu. Nawet huk eksplozji nie wyrwał jej z tego transu. Wręcz przeciwnie, pogłębił go.
Z wyraźną fascynacją wpatrzyła się w padajacy z nieba śnieg. To mogło coś oznaczać, bowiem o tej porze roku śniegu było jak na lekarstwo. Nie mogła się powstrzymać od tej fascynacji... Jeden z nich pozwolił, by płatek opadł na niego. Jakby to był zwykły śnieg... Ale zaraz się okazało, że snieg to tylko przykrywka dla sopli, rozrywajacych ciało od środka... Makabryczny widok, ale trochę zbyt efektowny. Działający na większe obszary... Analizowała każdą sekundę techniki. Wchłonięcie roztopionego śniegu spowodowało przeskoczenie ładunku czakry Mizukage do organizmu tego gościa... Ciekawe tylko, jakim cudem robiły sie sople.
Niestety, dalszy widok został jej zakłócony przez wiatr. Momentalnie na placu zrobiło się przez chwilę biało, a potem... cisza. Tylko wsiakajace w ziemie sople były jedynym świadetwem masakry, jaka tutaj się odbyła, a kiedy Mizukage zeskoczył z dachu, dla niej stao się jasne że wiecej juz nie zobaczy.
- Shin-chan już po wszystkim. - Kiedy to powiedział, natychmiast ruszyła do wyjscia. - Ale mogło być niebezpiecznie...
Stanęła na chwię w drzwiach, nadal lekko rozczarowana brakiem możliwości udziału. Chociaż z drugiej strony miała bardzo ciekawe widowisko...
- Pamiętaj, że to, co widziałaś, to tajemnica - zwrócił sie w jej stronę z uśmiechem. - A my musimy dbać o swoje wzajemne tajemnice, ne?
Podeszła blizej, przeczesując ręką włosy. Jak zwykle neutralna mina, bez emocji.
- Ma sie rozumieć, Nii-sama. - Na jej twarzy pojawił sie grymas, mający chyba robic za usmiech. Sztuczny.
Mizukage już jej chyba nie słuchał. Spoglądał w niebo, a wyraz jego twarzy był zaniepokojony.
- Ptak? - zapytał nagle, zmuszajac ja, by też spojrzała w niebo.
Rzeczywiście było tam coś, co przypominało ptaka. W dodatku takiego, którego nie było na tych terenach Ostatnio widziała je kilka lat temu..
- Z Konohy - powiedział Mizukage, potwierdzając jej domysły. Czyli cos wisiało w powietrzu. - Chodź. Czuję, że to wszystko... To tylko początek czegoś naprawdę paskudnego...
Nie on jeden. Ale do tych złych przeczuć u dziewczyny dochodziło jeszcze lekkie zniecierpliwienie. Miała nadzieję, ze wreszcie coś się zacznie dziać i nie bedzie musiała na to patrzeć. Tylko brać w tym czynny udział.
- Hai - ruszyla za nim. Ptak był zwiastunem kłopotów. Ale moze te kłopoty nie bedą takie złe...
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...

Ostatnio edytowane przez Sani : 14-03-2010 o 22:33.
Sani jest offline