Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2010, 02:05   #3
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik zastanawiał się kiedyś czy nie zostać kapłanem... Trzymiesięczny pobyt w klasztorze ostatecznie wybił mu to z głowy. Nie chodziło nawet o ograniczenia, bo jak mniemał słudzy halflińskiego boga ziela niespecjalnie poddają się ograniczeniom. Jednak sposób życia Sigmarytów zwyczajnie nie był tym do czego dążył Tupik.
Mimo wszystko zdołał się nieco wyciszyć, wykurować i wyspać - jak chyba nigdy w życiu. Przy okazji zauważył, że dużo lepiej radzi sobie z targowaniem, z jednej skromnej porcji jaką dostawał wraz z innymi na początku, dojechał do trzech na koniec pobytu! Oczywiście coraz skuteczniej tłumacząc się tym, że wraca do zdrowia i zwiększa mu się apetyt...
Tupik realnie wypoczął... już po jakimś miesiącu, a kolejne gdyby nie co rusz wyszukiwane zajęcia byłyby istną katorgą nudy. Przynajmniej mnisi nie zamierzali fundować im rozrywek...pozostawała reszta bandy. W tym kilku z poza bandy Grabarza. Czy byli po właściwej stronie czy też dali się oszukać? To prawie nie miało znaczenia. Liczyło się że od trzech miesięcy przebywali z bandą Tupika i jako tako zdołali nawiązać nić porozumienia. Tupik zaś doskonale wiedział, że musi być przyszykowany na powrót, bardziej niż na walkę z Miżochem czy z Burym. "Ośmiu zaprawionych w boju ludzi w tym doskonały strateg..." - Tupik wiedział, że to niewiele w porównaniu z całą masą wrogów, z drugiej strony jeszcze nigdy nie czuł się tak silny, dodatkowo z poparciem Sigmarytów mógł zdziałać wiele, być może wystarczająco wiele by nieco zmienić wizję kapłanów... A jeśli nawet nie zmienić, to zwyczajnie ją przetrwać. " Jak zawsze".

Gdy wychodzili z więzienia halfling poczuł ulgę, co by nie było żył, był zdrowy, miał nawet trochę pieniędzy z głów bandy Burego - swoją piątą część. " Czy nie powinienem brać więcej jako szef??...Chyba będę musiał obmyślić jakieś składki..." - cóż efekty wyuczonego targowania się objawiały się na różne sposoby...

Tak czy inaczej na koniec wizyty w klasztorze - zbyt długawej wizyty jak na jego turystyczne wymagania... kolega Sigmaryta zafundował wszystkim kolejne przedstawienie, jakiego się nie spodziewał a jakie żywcem przypominało mu kilka innych wybuchów wściekłości, jakie Sigmaryta objawiał - w tym ostatnie u Harapa , kończące się rozrubą...zaczynał się już do tego przyzwyczajać... " On jest chyba jeszcze bardziej narwany niż Grzeczny...aż mi szkoda Matta , pod nosem rośnie mu taki konkurent..."

(...) - Za to co zrobiłeś. Za to że wyrzuciłeś sigmaritę ze świątyni należy ci się wszystko co najgorsze. zakończył Animostasis wyrzucać kapłanowi.

- Amen - zawtórował mu wesoło Tupik...- wyraźnie rozbawiony i dziwnie radosny z powodu zasłyszanych słów. Po rozmowie z kapłanami, z całej gorącej siły swego serduszka zanosił jego prośbę wraz z Animositasem do Sigmara.

Tupik miał sporo czasu na przemyślenia... bardzo sporo, większość ustalał już w klasztorze, ale pożegnanie jakie zgotowali mu klasztornicy, ich wiedza, nagle objawiona halflingowi, stanowiły przełom.

Wiedział, że będzie musiał się przyszykować na powrót, sam, niezależnie od reszty, wiedział, że to na nim będą się skupiać pytania i żądania innych miniszefów. A on będzie musiał błyskawicznie odpowiadać i decydować... Czuł, w przeddzień rozróby z Harapem, że mało ma czasu na myślenie i działanie. Teraz nie było lepiej, odgrodzony od miasta nie miał żadnych dokładnych informacji... ale nie było tez najgorzej, mieli niby nie spaloną siedzibę, choć świadomość że klasztornicy o niej wiedzą, sprawiała, że była równie spalona jak wcześniejsza nora... choć jeszcze nie przez tydzień...
Wiedział, że ma mało czasu a musi sprawdzić wiele rzeczy. W samym centrum zła musiał chwilowo umiejscowić... Sigmarytów, szczególnie po ostatniej rozmowie. To oni zdawali się kierować sznurkami, na których podczepiony był Miżoch i nowy Harap. "Plan nie był głupi, klasztornicy za pomocą Miżocha i Harapa chcą przejąć władzę w mieście, zapobiec wielkiemu złu ( a czemu to ma zapobiec...? ) i kierować nowym szefem tak aby było dobrze." Sytuacja w mieście jasno pokazywała jak jest w nim źle jak nie ma przywódcy, Tupik pamiętał to z wcześniej, wiedział że tak to się skończy.

"Czegoś mi jeszcze brakuje... Karl, Złotousty Karl, czarny karl, karl wartościowy niczym sztabki złota i przeklęty niczym najgorsze zlecenie... Miżoch chciał go dopaść... realnie chciał a Miżoch był od kapłanów... Wielki szef szefów decyduje kto jest chroniony a kto nie, nie ma problemu z pozbyciem się Karla i ratuje miasto przed wielkim złem... Kurwa, czy ja naprawdę wierzę w te przepowiednie?? Nie ważne zresztą, oni wierzą a to już wystarczy by to rozważać... i poznać ich plan , ich zamiary. Ale dlaczego po prostu Mizoch sam nie wykończył Karla, przecież dobry był skurwysyn... To...to trochę tak , jakby kapłani sami nie mogli pozbyć się zła...i potrzebowali do tego rąk zbirów...a te zbiry które chciały z nimi gadać już nie żyli...reszta zaś jest pewnie jest nie do opanowania, nie w czasie strachu i terroru i rzucania się sobie do gardeł... Tym razem ja muszę być o krok naprzód, jak te chuje mogli mi kazać wybrać jednego z chłopaków a resztę skazać na śmierć? Ciekawe czy Animostas podzieliłby los reszty "skazańców", ciekawe czy się choć domyśla, jak szybko jego kapłani skazaliby go na śmierć, zresztą przez trzy miesiące już go traktowali jak wyrzutka... nawet nie pozwolili mu mieszkać z nimi..."

" A nowi? Może zostali nam przydzieleni, podrzuceni... nie chyba ich widziałem w środku, ale to nadal nie wyklucza indoktrynizacji... o mnie skubańcy coś niecoś wiedzieli, mogli i o nich... mieli dość czasu żeby dowiedzieć się wszystkiego...i na pewno to zrobili." - Tupik zrozmuiał po kilku rozmowach, że czcigodni mnichowie ze świątyni nie próżnowali i że siedzieli głębiej w intrydze związanej z Harapem niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

"A Animostas? Dość dziwny zbieg okoliczności, nie ma co mu zawdzięczać życia, ocalił nas medalion a ten byśmy mieli niezależnie czy Sigmaryta dotarłby na spotkanie z Harapem czy nie. Pożegnanie kapłanów zdawało się przekonujące...ale czy nie za bardzo?" - zastanawiał się dociekliwy Tupik.
Z drugiej strony modlił się wraz z Sigmarytą raz w tygodniu ale szczerze... przynajmniej przez kwadrans, dopóki nie zrobił się głodny. Dziękując Sigmarowi za ocalenie z rozróby. Jego codzienne szczere, błagalne niemal modlitwy do Pheniasa jakoś nie skutkowały, zioła za nic nie chciał się pojawić a kapłani zarzekali się , że nie hodują ani nie handlują. Gdy zaś oddali mu wszystkie rzeczy Tupik omal się nie rozpłakał, z wyrzutem spojrzał jedynie na kapłanów - Przez cały czas to mieliście!? - zadał wręcz bzdurne pytanie połączone z wyrzutem wymalowanym na jego twarzy... gdyby wiedział, że jego rzeczy są wciąż na terenie klasztoru, niechybnie naraziłby się na świętokradztwo próbując odzyskać swój zapas... Niemal doskoczył do swych pakunków wygrzebując fajkę i sprawdzając czy nie zabrali mu... -No ! " Jest!" - niemal natychmiast, nie bacząc na krzywiącego się kapłana zapeklował i odpalił, wciąż nie mogąc wyjść do końca ze złości. " Trzy tygodnie mnie świnie przeciągnęli , mając wszystko pod ręką !" - kolejne buszki uspokajały i wkrótce halfling był gotów na wyjście, nic dziwnego że tak wesoło rozmawiało mu się z kapłanami, i że tak wesoło przyjął pożegnanie Animositasa. Ale byłby w błędzie ten kto by myślał, że wesołkowatość potrafi uśpić czujny umysł Tupika.

Wiedział już jak wiele rzeczy może okazać się oszustwem. Czyż sam właśnie nie igrał z losem? Czy nie powinien powiedzieć przyjaciołom o rozmowie? Obawiał się , że w niczym by to nie pomogło, a wręcz rozbujałoby wyobrażenia reszty, przez cały tydzień pilnowano by jego zamiast skupić się na działaniu i osłonić przed tym co nieuniknione. Wiedział, że nim zajmie się Karlem, będzie musiał ogarnąć sytuację w mieście, wiedział, że nim zajmie się świątynią i jawnym zagrożeniem skierowanym na chłopaków będzie musiał się przygotować i poznać sposób w jaki podstawili Harapa.Nie mógł pozwolic sobie na Tupików dwóch... 'Ciekawe jak długo z nimi współpracował nim postanowił zagrać na własna rękę...czyżby poszło o Karla? O chaos? - całkiem możliwe, biorąc pod uwagę fanatyzm nowego... i kapłanów." Tupik podejrzewał , że Nowy się mylił... i to bardzo, że kapłani byli zdolni do znacznie większych poświęceń niż stawanie w otwartym boju z orężem w dłoni... Gdy przychodziło poświęcić najbliższych...członków własnego kultu...braci - to było prawdziwe wyzwanie, prawdziwa próba wiary...
Tupik logicznie wnioskował, że skoro wymagano takich poświęceń od niego, sami kapłani wobec siebie stawiali co najmniej takie samo...
"Ta sztuczka z alkową była całkiem niezła... będę musiał sam ją kiedyś wypróbować... pewnie mają tam wydrążone tuneliki w ścianach...już kiedyś widziałem coś takiego" Tymczasem spokojnie obserwował wzburzonego jeszcze Animositasa, oraz resztę bandy, wiedział , że powinien coś powiedzieć... ale nie śpieszył się z tym zbytnio. Wolał usłyszeć co inni mają do powiedzenia, nim jego słowa ukierunkują ich myślenie, nim zaciemni znaki, które mógłby otrzymać milcząc. Tupik wiedział ile prawdy jest w powiedzeniu, że mowa jest srebrem a milczenie złotem. Swoje przemyślenia, przynajmniej sporą ich część i tak musiał pozostawić dla siebie, a co do powrotu do miasta pewne rzeczy zdawały się oczywiste...

Oczekiwał pytania o rozmowę z kapłanami... mógłby powiedzieć od razu, że wezwano go by poinformować o melinie ... lub coś więcej, jednak gdyby zrobił to od razu, nie wiedziałby kto go pyta - a dokładniej, kogo to interesuje. Animositasis przykładowo zdawał się nie być zainteresowany, choć w jego przypadku można było rozumieć to dwuznacznie... a nawet wieloznacznie...

Tupik tymczasem ponownie nabił fajkę, choć tym razem niemal wyłącznie z tytoniu, wciąż jeszcze szumiało mu w głowie...miał długą przerwę...
Zawsze nabijał fajkę gdy chciał zyskać na czasie w rozmowie, ale wiedziała o tym praktycznie wyłącznie stara gwardia...nowa nie miała okazji jeszcze się przekonać.

-Wiesz co - powiedział po pewnym czasie halfling ... - nadaję Ci Ksywkę Ani-mru-mru , w skrócie Ani, ale każdy będzie wiedział o co chodzi... bo nowy to Ty już nie jesteś - powiedział, dając mu do zrozumienia znacznie więcej niż tylko to, że otrzymał właśnie ksywkę - nie chodziło tylko o wyrażenie tego aby lepiej już nie mówił do oficjalnych person - co niemal zrównywało go z zakazem Grzecznego ( gdyż ten tez czasem potrafił wypalić...z grubej rury ujmując to delikatnie) , ale nadanie ksywki oznaczało formalne przyjęcie, a przynajmniej oficjalna akceptację, poza tym jego imię i tak było zbyt skomplikowane w codziennej wymowie, a ksywka pasowała jak ulał...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-03-2010 o 13:53.
Eliasz jest offline