Karhal spoważniał i zmarszczył brwi.
- Panie, żebym ja was na osła nie wsadził, nie szukajcie ze mną zwady - głos znowu zgrzytał jak rżnięty kamień. - Jak was Matka nie wychowała dobrze, nie nauczyła szacunku do starszych, to wam nie siedzieć z porządną kompanią, tylko w stajni się obrokiem raczyć. Toż ja grzecznie zapytałem, nie dla interesu własnego, tylko z czystej ciekawości. Tak aby miłą rozmowę podtrzymać. Nie chcecie gadać, to powiedzcie grzecznie, albo w ogóle gęby nie otwierajcie, toż nie będziem naciskać. - Krasnolud podniósł kielich i wychylił do dna, sapnął, odetchnął głęboko i zaczął juz spokojniej.
- Puszcze to mimo uszu, ale tylko tym razem. Niech będzie że to wina zmęczenia daleką drogą, tego ze się nie znamy i tym podobnych duperel. Ale tylko tym razem Panie Wernon, to jest pierwszy i ostatni raz.
Karchal nalał kolejny kielich piwa i opróżnił do połowy. Wyglądało na to że już się trochę uspokoił, choć po pierwszej reakcji trudno było wywnioskować co się dalej stanie. Przez chwile panowała w alkowie cisza, nikt nie bardzo wiedział co powiedzieć i jak zareagują na to pozostali. Wszyscy patrzyli w swoje kielichy, czasem tylko zerkając to na tego, to na tamtego, oceniając na wszelki wypadek siły i możliwości.
- W pokera powiadacie - przerwał cisze Krasnolud, mówiąc całkiem już spokojnie. - A na jakich zasadach i czy dla przyjemności, czy bardziej na poważnie ???
__________________ And then... something happened. I let go.
Lost in oblivion -- dark and silent, and complete.
I found freedom.
Losing all hope was freedom. |