Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2010, 23:50   #12
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Kuba Wegnerowski

Luksusowe wnętrze autobusu nie zrobiło na tobie większego wrażenia. W końcu chwilę wcześniej wysiadłeś z nowiutkiego auta. Gra na konsoli uspokoiła nieco twoje nerwy związane z podróżą. Nerwy czy raczej zwykłą ekscytację.
Kiedy zaczęła się akcja z czarną grubaską twój młody, porywczy charakter wziął górę nad wszystkim. Nad dobrymi manierami, które i tak zasadniczo miałeś zazwyczaj w dupie. Nad językiem – lecz jak przemówić do rozsądku spasionej, czarnej krowie, która wyrzucała z siebie podobny potok bluzgów.
Kiedy jednak dotknąłeś ramienia wrzeszczącej grubaski poczułeś, jak twoje palce zagłębiają się przez cienkie ubranie w galaretowatą i ciepłą, mięsistą skórę. Poczułeś się tak, jakbyś złapał w dłoń jakieś oślizłe i ciepłe zwierzę lub białego, napuchniętego robaka. Było to tak obrzydliwe uczucie, że szybko wypuściłeś ramię babsztyla i zdecydowałeś pójść do toalety – bardziej celem umycia rąk niż załatwienia potrzeby fizjologicznej. Zauważyłeś, że do twoich wyzwisk w stronę grubaski włączył się jakiś wyglądający na militarystę mężczyzna siedzący wcześniej na końcu autobusu. Misję uspokojenia „czarnego nosorożca” zaczęta przez ciebie na pewno zakończy się sukcesem.
Poszedłeś do toalety.
Było to małe ale schludne pomieszczenie. Po twoim wejściu zapaliła się lampa dająca przyjemne, ciepłe światło. Toaleta pachniała środkami czystości i lśniła, jakby dopiero co ktoś ją wypucował. Prawdopodobnie jesteś pierwszym jej użytkownikiem od momentu, kiedy autobus wyjechał z parkingu. Zrobiwszy co trzeba zacząłeś myć ręce nad małą, metalową umywalką. Wtedy właśnie lustrze wiszącym na wysokości twojej twarzy ujrzałeś jakiś gwałtowny ruch. Ktoś był za twoimi plecami!
Szybko odwróciłeś się, obawiając że nie zamknąłeś drzwi wejściowych i myśląc, że właśnie ktoś ładuje ci się do środka, lecz wszystko było w porządku. Drzwi były zamknięte i byłeś sam w toalecie. Musiało ci się wydawać, jednak uczucie paniki, jakie wywołał ten omam nadal mocno dawał ci się we znaki.
Nadeszła pora na twoją „działkę”. Uspokoiłeś nerwy, wyjąłeś potrzebne do zrobienia zastrzyku przybory, sprawdziłeś czy wszystko jest tak, jak być powinno i powoli, nie spiesząc się wbiłeś sobie igłę w żyłę. Delikatny nacisk na tłoczek i substancja wpłynęła do twojego organizmu od razu poprawiając ci samopoczucie. Dłuższą chwilkę jeszcze postałeś w łazience przyglądając się swojemu blademu i spoconemu odbiciu w lustrze nim zdecydowałeś się wrócić na miejsce. Kiedy naciskałeś klamkę usłyszałeś krzyk ....

Cyrus Parker

Czarny babsztyl zatrzymał się, jakby twoja dłoń była wymierzonym w nią pistoletem. Mogłeś przyjrzeć się jej nabrzmiałej gniewem twarzy. Dyszała ciężko, chyba zmęczona serią bluzgów. Chciała coś jeszcze dodać, ale jedynie zapluła się śliną i wielkimi, zmieszanymi z nią kawałkami pączka. Wyglądała teraz tak, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz dała chyba za wygraną.
- Dziękuję – uśmiech stewardesy był najlepszą nagrodą, jakiej mogłeś oczekiwać.
Dziewczyna korzystając z okazji szybko wycofała się na swoje miejsce.
Czarna „słonica” przez chwilę stała nieruchomo, by potem spocząć tyłkiem na zajmowane miejsca. Nadal coś mamrotała pod nosem, zapluwając się kawałkami ciastka, lecz przynajmniej nie wywrzaskiwała już obelg.
Spokojnie wróciłeś na swoje miejsce, wiedząc, że między tobą a Amandą Dee pojawiła się jakaś iskra. Kto wie, co może czekać na ciebie w Colorado Springs?
Jakby na potwierdzenie twoich myśli stewardesa ruszyła w twoją stronę. Zauważyłeś, że stara się nie patrzeć w kierunku opasłej murzynki.
- Zrobiłam panu kawę – powiedziała Amanda Dee podając ci na styropianowej tacce plastikowy kubek wypełniony ciemnym, aromatycznym napojem. – Nie wiedziałam, czy Pan lubi sypaną czy rozpuszczalną, więc zrobiłam tę drugą. Jest też cukier i śmietanka, bo nie wiedziałam czy woli pan gorzką czy słodką, czy białą czy czarną. Dziękuję panu za pomoc.
Zakończywszy tą tyradę spojrzała na ciebie jeszcze raz i uśmiechając się promiennie odeszła do swoich obowiązków, wcześniej jednak wymieniając kilka zdań z kolesiem, który również usiadł na końcu autobusu – pod drugim oknem, na tyle daleko, że do tej pory sobie nie zawadzaliście.
Rozsiadałeś się wygodnie czekając na lepszy moment by pogadać z dziewczyną. Kawa, jak na taką serwowaną w autobusie, wyglądała nieźle. Jednak jej zapach jakby się zmienił. Powąchałeś delikatnie napitek czując wyraźnie ... odór świeżo przelanej krwi. W Iraku miałeś wiele okazji by zapamiętać ten charakterystyczny, metaliczny zapach.
Z osłupienia wyrwał cię nagle przeraźliwy, prawie nieludzki wrzask ....


Jack Wallman

Jak można było przypuszczać sytuacja uspokoiła się. Gruba afroamerykanka najwyraźniej cierpiała na jakieś zaburzenia psychiczne. Słyszałeś nawet o takiej chorobie. Zespół Tourreta czy jakoś tak. Chory miewał niekontrolowane ataki przeklinania, których nie potrafił pohamować. Zresztą, nie było to ważne.
Wróciłeś do swojej pracy. To dawało poczucie spokoju i pewności siebie. Komputer był twoim małym światem. Twoim remedium na zapomnienie o tej dość śmiesznej i w gruncie rzeczy groteskowej scenie.
Nagle, w sumie bez powodu, ekran monitora pociemniał. Odruchowo spojrzałeś na diodę sygnalizującą poziom naładowania baterii. Świeciła na zielono. Co jest?
W tym momencie jednak ekran znów zalśnił. Ale nie był to blask do jakiego byłeś przyzwyczajony lecz ... czarno biała kasza plamek, jak w zepsutym telewizorze. W kilka uderzeń serca później ekran odzyskał barwy. Pełnia koloru a z ekranu wpatrywała się w ciebie ... gruba, plująca pączkami murzynka, która niedawno wszczęła tą awanturę. Z jej rozwartych szeroko ust wylewała się ślina, kawałki rozmamłanego ciasta i coś co mogło być albo dżemem, albo ... krwią.
Otworzyłeś szeroko oczy i usłyszałeś krzyk dochodzący z innej części autobusu ....

Annie Carlson

Lektura wciągnęła cię na dobre. Odcięta od bodźców zewnętrznych dzięki słuchawkom na uszach i muzyki z twoje ulubionej stacji radiowej poczułaś, że czas zaczyna rozmywać się wokół ciebie. Zawsze się tak działo, kiedy książka, którą czytałaś była zajmująca. Po prawdzie większość książek jest zdecydowanie bardziej zajmująca niż proza życia z jego troskami, pogonią za sukcesem czy sławą.
Światło lampki nad siedzeniem było bardzo pomocne. Na tyle jasne, że bez trudu widziałaś litery, i jednocześnie na tyle nieduże, że nie zwracało uwagi innych pasażerów i nie przeszkadzało im w podróży.
W pewnym momencie jednak najwyraźniej oczy zmęczyły ci się. Zorientowałaś się, że od dłuższej chwili ślęczysz nad jedną stroną, a litery na niej rozmazały się w bezkształtną, nieczytelną plamę. Z tekstu jednak wybijało się jedynie kilka słów, które kłuły cię w oczy, niczym światło latarki w ciemną noc. „JA” „ZGINĘ” „POMÓŻ” „MI” „POMÓŻ” „MI” „BO” „TY” „TEŻ” „UMRZESZ” „WSZYSCY” „UMRZECIE”.
Oszołomiona zamrugałaś powiekami i litery znów stały się normalne, a tekst przejrzysty i czytelny.
W tym momencie, nawet przez głośno puszczoną w słuchawkach muzykę usłyszałaś przeraźliwy wrzask ....


Jenny Watson

Interwencja mężczyzn usadziła grubaskę na miejscu. Młodszy z nich – ten metal czy też got – udał się do toalety w której zniknął na dobre. Mogłaś wrócić do książki. Wrzaski grubaski nadal jednak odbijały się echem w twojej głowie. Wyzwiska, obelgi, straszne słowa, których nie słyszałaś nawet od swego ex. Trudno było ci się skupić na lekturze.
Wzięłaś tabletki i po dłuższej chwili głowa przestała cię boleć. Pozostało jedynie uporczywe ćmienie po lewej stronie twarzy, które dało się łatwo znieść.
W autobusie znów zrobiło się spokojnie, jeśli nie liczyć monotonnego szumu silnika.
Właśnie wtedy usłyszałaś jak ktoś coś ci szepnął do ucha. Szept był wyraźny i spowodował, że twoje serce zabiło gwałtowniej.
- Zaraz zdechnie!
Głos jak syk węża.
Odwróciłaś się w stronę skąd dobiegał i zamarłaś raz jeszcze. Fotel obok ciebie był przecież pusty!
I w tym momencie ktoś w autobusie przeraźliwie wrzasnął .....

Michael Sanders

Po tym wszystkim co się wydarzyło ludzie byli ci raczej obojętni. Może nawet obcy. Nie. To nie tak. Obojętni. To było dobre słowo.
Za oknem panowały wczesnowiosenne ciemności. Deszcz zmieszany ze śniegiem zalewał szybę gęstymi kroplami wilgoci. Muzyka ze słuchawek pozwalała się odprężyć. Nadać myślom właściwy bieg.
Odprężony, po dłuższej chwili zorientowałeś się, że twoja ręka nadal, bez udziału twojej woli, bazgrze po notesie.
Spojrzałeś na rysunek widząc coś takiego:



A pod rysunkiem napis „J. Jest teraz ze mną!”
Nie zdążyłeś jeszcze ochłonąć, kiedy przez głośniki twoich słuchawek przebił się straszliwy krzyk ....


Derek „Hound” Gray

Akcja z czarną grubaska skończyła się szybciej niż myślałeś. Babsztyl najwyraźniej zrezygnował. Jej furia ustąpiła równie szybko, jak się zaczęła. Opadła ciężko na fotel, a obaj „wybawcy” rozeszli się w rożne strony. Jeden poszedł do kibla, drugi na koniec autobusu – gdzie siedział.
Potem Amanda Dee zaniosła kawę „żołnierzykowi”. Wracając jednak zatrzymała się obok innego fotela. Mężczyzna kłócący się z kimś wcześniej przez telefon zamówił jakiś sok.
Stewardesa przyjęła zamówienie. Wracając spojrzała na ciebie i uśmiechnęła się promiennie.
- Pan Derek „Hound” – powiedziała zachwycona – Wspaniały „Pies” zespołu Chukars. Najszybsza piłka w 2006. Mój facet był pana wielkim fanem. Jezu! Ucieszy się, jak dostanę dla niego autograf od Pana. Nie mogę uwierzyć w swoje szczęście.
Rumieniec na ślicznej twarzy był nagrodą samą w sobie. Oddaliła się podekscytowana do swojego bufetu by przygotować zamówienie.
Nagle poczułeś, że twoje dłonie pocą się, jak nigdy wcześniej. Odruchowo spojrzałeś w dół i z przerażeniem zauważyłeś, że płynie ci krew z zaciśniętej na piłce ręki. Gęsta, czerwona i ciepła.
Nagle ktoś blisko ciebie przeraźliwie wrzasnął a krew ... znikła ...


Dominik „DOM” Jarrett

Wezwanie stewardesy pozostało bez odpowiedzi, ale cóż się dziwić, po tym jak czarne alter-ego twojego kumpla z celi zrobiło jej taką jazdę. Dziewczę musiało dojść do siebie. Nawet ty potrafiłeś to zrozumieć. W końcu awantura skończyła się. Równie szybko co bójka na spacerniaku. Po chwili dziewczyna przyszła z kawą na koniec autobusu, lecz przyniosła ją kolesiowi, który również zajął miejsce na końcu – po drugiej stronie. Nie przeszkadzaliście sobie wzajemnie, aż do teraz.
- Przepraszam – powiedziała stewardesa – Będzie pan chciał kawy, herbaty czy coś zimnego?
Poczekała, aż złożysz zamówienie i ruszyła w swoją stronę. Przez chwilę mogłeś podziwiać zgrabny tyłeczek wciśnięty w służbową spódniczkę – nie za krótką, nie za długą. Taką akurat.
Odprowadziłeś dziewczynę wzrokiem, aż wróciła do swojego stanowiska „dowodzenia”. W powietrzu unosił się tylko zapach jej perfum. Delikatny i powodujący bolesne wspomnienia. Podobnej marki używała twoja dziewczyna.
I nagle subtelna nuta zmieniła się w odór gnijącego mięsa. Smród zgniłej skóry i cuchnącej padliny, jakby w klimatyzację zassało woń ścierwa leżącego na poboczu. Smród, który czułeś, zdawał się przyklejać do skóry, wciskać w usta i całkowicie zatykał nozdrza. Nie mogłeś złapać oddechu. Tak mógł cuchnąć tylko rozkopany grób! Co tam grób! Masowa mogiła!
Wtedy ktoś dość blisko ciebie zaczął straszliwie krzyczeć ....


George Wasowsky


Kłótnia skończyła się równie gwałtownie, co się zaczęła. Spokojnie więc mogłeś powrócić do swojej drzemki. W tym wieku docenia się każdą chwilę na odpoczynek. Szczególnie, kiedy jest się zabieganym dziennikarzem pracującym w terenie.
Powieki same opadły i znów zapadłeś w płytki, niespokojny sen. Przebudziłeś się gwałtownie sam nie wiesz ile później.
W ustach poczułeś nagłą gorycz. Żółć podeszła ci pod gardło. Poczułeś jednocześnie silny nacisk w okolicach mostka. Jakby jakaś niewidzialna dłoń próbowała zgnieść życie w twoim sercu. Drugi zawal! Ale przecież, cholera, wziąłeś tabletki! Co jest!? Z trudem łapiąc oddech poczułeś, jak coś miękkiego i rozlazłego podchodzi ci do gardła. Z wysiłkiem odkrztusiłeś to coś z ogromnym zdumieniem dostrzegając przez załzawione wysiłkiem oczy .. kawałek pączka.
W tym momencie ktoś niedaleko ciebie zaczął wyć przeraźliwe ....


Holy Charpentier


Ze snu wyrwał cię dotyk zimnych palców na karku. Jak muśnięcie mokrej pajęczyny lub płatek śniegu, który dostanie się za kołnierz. Było to tak niespodziewane i nieprzyjemne uczucie, że już otwierałaś usta do krzyku. Jednak ktoś wewnątrz pojazdu cię ubiegł! Wrzasnął takim krzykiem, że nawet w domu wariatów nie słyszałaś podobnych. Krzykiem, który przebił się nawet przez słuchawki na uszach. Nieludzkim, potwornym, straszliwym, poruszającym lęki uśpione w twoim sercu.
A gdzieś, przez ten obłąkańczy krzyk przebiło się do twoich uszu wypowiedziane szeptem słowo ... coś, co brzmiało jak „primus”. Ale mogło to być jedynie złudzenie lub nagranie odtwarzane przez i-poda. Tylko dlaczego poczułaś zimne krople potu wzdłuż kręgosłupa.


Wszyscy


Krzyk, który usłyszeliście, wydobywał się z gardła wielkiej murzynki, która nie tak dawno była sprawczynią całego zamieszania. Nim zdążyliście zareagować wrzask ucichł, jak ucięty nożem. Grubaska opadła na fotel, z którego usiłowała najwyraźniej unieść swój gigantyczny tyłek.
- Niech nikt się nie rusza – jeden z pasażerów, mężczyzna w średnim wieku który do tej pory drzemał obok żony podniósł się ze swojego miejsca – Jestem lekarzem.
Takie słowa zawsze działają na grupę ludzi jak remedium na strach. „Jest lekarzem. Doskonale. Niech więc lekarz coś zrobi. Pomoże jej lub nie. Ale niech to on się martwi ewentualnym procesem, który może wytoczyć poszkodowana! Nie my!
Lekarz podszedł do murzynki, która siedziała teraz z głową pochyloną w przód, z rozwartymi ustami z których wyciekały nie zjedzone, na pół przeżute pączki i kawa. Zbadał dokładnie puls przykładając ręce do szyi i nadgarstków murzynki oraz wykonując inne, niezbędne do oględzin działania.
- Nie żyje – powiedział doktor nieco nieswoim, drżącym z napięcia głosem. – To najprawdopodobniej rozległy zawał spowodowany nadmiernym stresem. Być może jakieś powikłania chorobowe. Nic już nie możemy zrobić.
Kobieta podróżująca z kilkuletnim chłopcem wykrzyknęła coś zasłaniając usta ręką. Jej synek zaczął dopytywać się natarczywym głosem, co się stało, ale zdenerwowana matka uciszyła go nerwowo.
- Panie kierowco – doda lekarz zamykając oczy zmarłej. – Proszę przez radio skontaktować się z odpowiednimi służbami w najbliższym miasteczku. Zmuszeni będziemy zjechać z trasy.
- Najbliższa miejscowość to Palisades. Za kilka minut będziemy mieli zjazd z drogi szybkiego ruchu.

To było kilka naprawdę długich minut. Zjazd z wyznaczonej trasy w stronę świateł jakiegoś miasteczka. Spojrzeliście na zegar w autobusie wyświetlający godzinę 18:45. Niemożliwe. Minęło dopiero troszkę więcej niż godzina jak jesteście w drodze. Autobus podjechał pod jasno oświetloną stację paliw.




- Musimy poczekać na karetkę i policję – powiedział spokojnym głosem kierowca kiedy zatrzymał autobus na parkingu obok stacji. – To może zająć dłuższą chwilę, więc jeśli Państwo chcą, można opuścić autobus. Proszę się jednak od niego nie oddalać, ponieważ ruszymy, jak tylko uda się nam pozałatwiać niezbędne formalności związane z tym tragicznym wypadkiem.

Za oknem autobusu widać niewielką stację: mały sklep, zapewne toalety czy jakiś fast-food. Wszystko tonie w zimnym, zmieszanym ze śniegiem deszczu, a poza kręgiem ciepłego światła rzucanego przez latarnie na stacji panuje już ciemność. Godzina 18.50. przymusowy postój. Sądzicie że jednak nie dłuższy niż 20-30 minut ponieważ w oddali widać już migające błękitne światła karetki.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 16-04-2010 o 10:56. Powód: Kolor czerwony
Armiel jest offline