Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2010, 10:13   #16
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Miarowy bieg Tupika po dachach przypominał mu stare dobre dzieje...
"Ciekawe co z Nosikamykiem... dawno już skubańca nie widziałem... może przeniósł się w lepsze rejony? Nie ... tam nie ma tak wygodnych dachów..."- pomyślał przeskakując na kolejny. Normalnie traktował by to jak dobrą zabawę, teraz jednak nie myślał za bardzo o przyjemnościach. Może i po dachach biegło się łatwiej i szybciej niż po zaciśniętych wąskich uliczkach, ale w bieg wkładało się tyle samo wysiłku... Pomimo lepszych rezultatów tych wysiłków Tupik czuł jak powoli wkrada się w niego zmęczenie. "Kurwa" - zaklął w myślach, wiedzą, że gdyby nie sparingi z Chłopakami - szczególnie z naciskającym na to Levanem, straciłby kondycję do reszty... Co prawda wszędzie go jak zwykle było pełno, jednak kapłani zadbali aby goście nie mieli żadnych uszykowanych zajęć... Musieli się więc zająć sobą sami... "Podobnie jak teraz" - przemknęło mu przez głowę gdy zobaczył kątem oka jak strażnicy podchodzą do grupki. Co gorsza widział ich ciut wcześniej, tak że być może zdążyłby i ostrzec chłopaków - ale musiałby się zatrzymać, rzucić im kamień krzyknąć lub coś - a właśnie dostrzegał jak karoca znika za zakrętem... daleko miał do niego i obawiał się że jeśli choć na moment przerwie szaleńczy pościg, zgubi ją.
"No nie teraz, nie gdy jestem tak blisko, połowa tego biegu po prostu nie może pójść na marne!" - dopingował się starając złapać drugi a nawet trzeci oddech.

Wierzył, że chłopaki dadzą sobie radę ze strażnikami - miał tylko nadzieję, że poradzą sobie z użyciem inteligencji a nie siły... Był z nimi Max, miał właśnie idealną okazję do wykazania swych talentów. Grzeczny może i powiedział by coś mądrego...ale jego postura przeszkadzała mu częściej niż sam by przyznał. Nie tylko był łatwo rozpoznawalny i rzucał się w oczy w największym tłumie ( szczególnie jak pływał po ludziach... - dosłownie, na styl żabki, gdy tłum był gęsty i zwyczajnie nie było jak przejść. Najbliżsi zgromadzeni odpływali od Grzecznego na prawo i lewo - w zależności którą ręką ich odgarniał... i poruszanie się po mieście reszcie chłopaków było ułatwione...) O wiele większym problemem były próby wytłumaczenia Matta swoich podejrzanych czynów, jego postura, ślady po złamanym nosie, zaciętość na twarzy, nie mówiąc już o zaciśniętych pięściach przy rozmowie, czy charakterystycznym zgryzie gdy był wkurwiony... Z ust takiej osoby tłumaczenia jak" jestem niewinny", czy " ja niczego nie zrobiłem" - budziły śmiech, nie pasowały do siebie. Pierwsze czego oczekiwał rozmówca od Grzecznego to prędzej plombę w ryj niż jakiekolwiek tłumaczenia...
Swoją drogą Tupik dostrzegł, że straż podeszła a nie podbiegła do chłopaków. "Dziwne... minęły lewie trzy miechy i już nas nie pamiętają??"
Nie miał jednak czasu by pomóc chłopakom, a przynajmniej nie teraz. Wierzył w swoich ludzi, gdyby byle patrol strażników miałby być dla nich przeszkodą - to nie za dobrze by o nich świadczyło... ani o ich szefie który przerywa misję w trosce o to czy pierwszy lepszy patrol nie zatrzyma chłopaków. Po prawdzie był uspokojony tym , że zostawił Maxymiliana w grupie Grzecznego, wiedział, że ten będzie gładko kłamał lub delikatnie mijał się z prawdą byle tylko nie doszło do rozróby...

Tupik nie zważał na akcję ze strażnikami, wzrok miał utkwiony w karocy, po torze jazdy i kierunku oceniał na bieżąco cały czas gdzie jedzie, gdzie skręci... Raz wystraszył się nie na żarty, gdy noga utknęła mu w dachu. Jakieś biedne domostwo którego dach smoły nie widział od lat. Drewniano - gliniana konstrukcja przyjęła stopę Tupika, na szczęście ten zdołał ją szybko wyciągnąć i kontynuować bieg nie przejmując się prześwitem w dachu jaki zostawił. Biegł ile miał tchu i sił, pamiętał jak ważne są wszystkie strzępy informacji, nie zamierzał być psem gończym na usługach braciszków - ty bardziej, że obecnie niemal wiedział, że to oni stali za rządami Harapa... a przynajmniej mieli z tym cos wspólnego...

"Jeżeli jadą poinformować i przygotować kogoś na nas , muszę koniecznie zobaczyć kogo, za tydzień może być już za późno na dowiadywanie się takich rzeczy, zresztą okazja ze śledzeniem karocy ze świątyni już więcej może się nie powtórzyć... Lewan z resztą powinni już być w kryjówce...ciekawe jak tam jest i czy sąsiadujący burdel pozwala się wyspać..." - myślał biegnąć, choć mysli czesto gęsto były burzone poprzez napływ pojedynczych słowo-myśli: "Kurwa-komin", "stromo", "Daleko ten kolejny dach..." "O kurwa jak wysoko" - które sporadycznie podczas biegu nawiedzały Tupika.

Nie raz trochę żałował swej decyzji, wiedział że z Nosikamykiem nie byłoby mu źle...ale tam byłby jednym z wielu, przydałby się na ten czy inny sposób... patrząc zaś na to jak cennym był wkładem do drużyny Grabarza nie mógł żałować swej decyzji. Wiedział, że bez niego banda Grabarza mogłaby już nie istnieć, wykończona na torturach Harapa, lub dokończona przez Miżocha. Oczywiście nie zamierzał przeceniać własnych dokonań i popadać w samozachwyt, wiedział, że sam niczego by nie zmienił, ale i że chłopacy działając bez Tupika byliby bardziej zdeterminowani.

Przydałby mu się na dachu Nosikamyk... nawet cała jego banda - z nią nie miałby problemów ze śledzeniem karocy. Nosikamyk mógł być równie cennym nabytkiem dla przyszłej gildii jak bzyki, ponad to miał doskonały teren, zarówno do dokonywania kradzieży jak i podsłuchów...
Poza tym co by nie było w jego bandzie było trzech niziołków jeden gnom i z dwóch bzyków zwerbowanych do bandy z uwagi na zręczność i umiejętności. Wszyscy tak samo niscy jak Tupik, wszyscy godni większego zaufania niż większość zbirów w mieście. A przynajmniej Tupik po prostu sympatyzował z grupą Nosikamyka. Prawdą było, że gdyby Grabarz nie był przekonujący i gdyby pozostałe chłopaki szydziły z Tupika ( a potrafił on odróżnić szyderstwo od żartów czy zaczepek ) długo by u nich miejsca nie zagrzał. Potrafił odwzajemnić pokładane w nim zaufanie - tym bardziej że od ludzi doświadczał go rzadko.
Wiedział że każdy niemal ma swoich stronników i przeciwników w mieście - szczególnie teraz przy braku Harapa... Odpowiednie rozegranie sympatii i antypatii, zebranie możliwie dużej ilości stronników i rozprawienie się z pozostałymi dawało choć ogólnie rozrysowany plan przejęcia - ten jednak musiał uwzględniać zagrożenie ze strony kapłanów - a to założenie uwzględniało szalony pościg za karocą, który Tupik po prostu musiał kontynuować...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 19-03-2010 o 10:25.
Eliasz jest offline