Aspiryna zaczęła działać prawie natychmiast.
Szkoda, że te tabletki nie mogą zaleczyć siniaka. – mruknęła i odruchowo nasunęła włosy na połowę twarzy. Pozostało jej jedynie powrócić do lektury. Musiała przypomnieć sobie kilka zagadnień z zakresu wykrywania u analizy wirusów. Musi przecież teraz podjąć pracę.
O dziwo po awanturze z „babą od pączków” w autokarze zrobiło się bardzo spokojnie. Jedynie monotonny dźwięk silnika leciutko świdrował jej głowę.
Dobrze, że metal poszedł do toalety, bo muzykę puściłby pewnie na cały pojazd – ucieszyła się Jenny przewracając kartkę. W tym momencie usłyszała bardzo wyraźny syczący szept:
”Zaraz zdechnie!”. Serce momentalnie skoczyło jej do gardła i waliło jak oszalałe. Powolutku odwróciła głowę w stronę, z której dobiegł szept. Fotel obok był pusty, leżała na niej jedynie torba.
Krzyk, jaki rozległ się w autokarze mógłby obudzić umarłego. Jenny zamarła na chwilę. Przed sekundą ten dziwny szept znikąd, a teraz ten przeraźliwy krzyk. Zwalczyła szybko przerażenie budzące się w niej i wyjrzała zza fotela. „Pączkowa” murzynka osuwała się z siedzenia. W ciągu sekundy przypomniała sobie, wszystko, czego nauczyła się na kursie ratownictwa... nieskończonym kursie ratownictwa. Już miała ruszać z pomocą kobiecie, lecz znów przeszkodziła jej torba zalegająca obok niej. Walcząc o przedostanie się obok bagażu usłyszała tylko:
”Niech nikt się nie rusza. Jestem lekarzem.”. Ktoś już szedł do poszkodowanej.
Może to i lepiej, jeszcze bym coś źle zrobiła, poza tym, mimo wszystko nie mam ukończonego kursu, więc jeszcze by się mnie czepiali. – Pomyślała szybko Jenny i usiadła spokojnie. Nie zdążyła dobrze zając miejsca, a usłyszała kolejne słowa lekarza:
”Nie żyje. To najprawdopodobniej...” Nie słuchała dalej. Po co? Co to zmieni dla niej albo dla murzynki, dlaczego umarła? Ważne tylko, że będą musieli się zatrzymać i czekać na policję. Następne słowa „przypadkowego” lekarza były równie negatywne:
”(...)Zmuszeni będziemy zjechać z trasy.(...) Świetnie, postój, opóźnienie, tego tylko brakowało. – sama dobijała się psychicznie.
Chwilę później podjeżdżali na stację benzynową. Kierowca oznajmił:
”To może zająć dłuższą chwilę, więc jeśli Państwo chcą, można opuścić autobus. Proszę się jednak od niego nie oddalać, ponieważ ruszymy, jak tylko uda się nam pozałatwiać niezbędne formalności związane z tym tragicznym wypadkiem.”
Jenny wciąż miała w głowie ten sykliwy szept. Pomyślała, że najlepiej będzie skorzystać z okazji i się przewietrzyć. Wstała z miejsca, przeciskając się między siedzeniami, narzuciła włosy na lewą stronę twarzy. Stanęła w pewnej odległości od drzwi pojazdu, aby nie prowokować prób rozmowy z nią. Wyjęła paczkę papierosów.
Cholera ostatni. No nic, trzeba kupić nowe. Ciekawe, czy na tym zadupiu mają moje Red Apple. – pomyślała i szybkim krokiem udała się na stację.
- Poproszę dwie paczki Red Apple – niedbale rzuciła do sprzedawcy.
- To będzie 3$. Zapalniczkę dokładam gratis dla tak pięknej kobiety – próbował flirtować ekspedient.
- Dziękuję, ale mam swoją... oto 3$. – Zakończyła nieudolne próby podrywu jej, zabrała papierosy i ruszyła w stronę autokaru.
Wychodząc z budynku, podpaliła papierosa i zaciągnęła się, czując przy tym błogość. Nie była uzależniona, ale lubiła czasami zapalić. Ten smak, ten wyzwalający przy każdym zaciągnięciu spokój pozwoliły, przynajmniej chwilowo zapomnieć o dziwnym szepcie. Gdy w jej dłoni pozostał jedynie ustnik, wyrzuciła go do śmietnika (nie cierpiała tych, którzy śmiecą) i wróciła do autokaru. Idąc na swoje miejsce zauważyła jeszcze dwóch dziwnie zachowujących się mężczyzn na tyle. Jeden był jakby skądś znajomy, ale nie mogła pojąć skąd.
Jakby jakiś sportowiec z TV – myślała przez chwilę, ale śledząc jedynie rozgrywki NHL, nie mogła go skojarzyć. Przecisnęła się obok swojej torby, usiadła na miejscu i starając się zapomnieć wydarzenia z ostatnich godzin, powróciła do lektury.