Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2010, 08:56   #9
Sani
 
Sani's Avatar
 
Reputacja: 1 Sani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputacjęSani ma wspaniałą reputację
Mizukage wraz z Shin szli długim korytarzem. Mężczyzna zdawał się nieobecny, jego spojrzenie patrzyła gdzieś w przestrzeń przed nim. Obok szedł młody shinobi z jednostki szyfrantów. Odczytywał powoli wiadomość z wioski Konoha - tą, którą przyniósł ptak. Za plecami "kuzynostwa" wlekła się cała rada starszych z Kawayamą na czele.
- Wygląda na to, że nieszczęścia chodzą parami. - przemówił Gendou, kiedy znaleźli się pod drzwiami gabinetu, a szyfrant odczytał całą wiadomość. Chmury już znikły z nieba, a blade światło księżyca otuliło wioskę. - Konoha to przyjaciele , czy wrogowie? Czy korzystniejsza może być ich śmierć czy życie? Lecz czy śmierć kiedykolwiek może być korzystniejsza niż życie? Ach! Ile pytań, tutaj... Pod twym bladym obliczem! Panie Księżycu!- weszli do gabinetu.
Kiedy tylko to zrobili, Shin zajęła swoje zwyczajne miejsce. Chociaż przyznała przed sobą że niektóre teksty "kuzyna" nie były słowami kogoś zdrowego na umyśle. Nie mówiła mu jednak o tym. Zawsze uważała, że ściany mają uszy i lepiej nie kusić losu.
- Pewnie spotkało ich to samo, co nas, tyle że z większą stratą - powiedziała wreszcie, przeczesując włosy. - Nie dziwię się więc, że korzystają z pomocy.
Do drzwi gabinetu przez cały czas dobijał się Kawayama. Hamosha odwrócił rzucił się na swój obszerny fotel i oparł podbródek na ramieniu. Część włosów opadła mu na twarz, zasłaniając ją. Odwrócił się plecami do wejścia, rzucając spojrzenie na jakiś punkt za oknem.
- Konoha, Konoha... Byłaś tam kiedyś? Ja nie... Ale słyszałem, że mają tam piękne lasy. Szkoda aby wśród nich przelano krew... Wyobraź to sobie! Te prastare lasy, szepty sprzed tysięcy lat... To musi być piękne. Wysłać tam ANBU? Ehh... Te szepty. - przymknął zamyślony oczy.
- Byłam - przyznała po dłuższej chwili. - Troche czasu temu.
Na pewno nie była zbyt poetyczna, a marzycielska natura Mizukage w tym momencie powodowała chęć zatkania mu ust. Ilekroć tak mówił zawsze miała wrażenie, że bredzi, ale dzisiaj... Dzisiaj denerwowało ja to podwójnie. Nie była typem marzycielki.
- Zapewne się domyślasz, w jakich okolicznościach - rzuciła jeszcze po czym zupełnie niespodziewanie odgarnęła włosy z jego twarzy.
- Tak... - wyszeptał z zamkniętymi oczami.- Więc słyszałaś szepty? Tak ci zazdroszczę. - otworzył oczy, spoglądając na księżyc. - Przyjaciół miej blisko, wrogów jeszcze bliżej. Czy Konoha była i czy jest naszym przyjacielem? A może te szepty, skrywają ją lepiej niż liście? Jakie to ciekawe, iż wioska nie nazywa się Hagakure! - westchnął - Pomyśl tylko... "Skryta w listowiu"... Jeśli są przyjaciółmi, należałoby pomóc. Jeśli wrogami? Czy tym bardziej nie powinniśmy tam wysłać naszych ludzi, kiedy nam na to pozwalają? Ba! Proszą się... Hagakure, Hagakure... Może posadzić wiśnie w swoim ogrodzie? - dopiero po tym pytaniu spojrzał na nią, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
Nadal nie wiedziała, o co mu chodzi. To mówienie zagadkami i niezrozumiałymi alegoriami trochę ją meczyło, zmuszało do myślenia nad tym, co miał na myśli. Męcząca sprawa...
- Posadzić zawsze można - rzuciła z pozoru niedbale, nie dając po sobie poznać, jak bardzo chciała, żeby zaczął mówić mniej kwieciście. - Sztuką jest odpowiednia pielęgnacja i troska. Ale to nie pomoże, jeśli klimat wciąż targa biednym drzewkiem... Kogo więc tam wyślesz?
Jej dloń została w pobliżu jego włosów. Czasami miała taki głupi odruch, kiedy przechodziła do bardziej rzeczowych treści.
- Nie lubię roślin, które trzeba pielęgnować bardziej niż ludzkie serca ... - na jego nieskazitelnej twarzy pojawił się na krótką chwilę grymas.- Nie. Wiśnie to zły pomysł. Dajmy szansę chwastom. Pójdziesz ty i rodzeństwo Gokai.
- Ja...? - na chwilę wstrzymała oddech.
Miała, co chciała. A chciała przecież, by coś sie zaczęło dziać i by mogła w tym uczestniczyć. Miała doskonałą okazję, by z kimś popracować. Chociaż w większosci przypadków pracowała sama.
- Nie wiem, czy porównanie do chwasta mam uznać za komplement - powiedziała po dłuższej chwili milczenia. - Mogę przypuszczać, że zatęsknisz za tym jednym "chwaścikiem"? - chyba zbytnio się podekscytowała nadchodzącą akcją...
- W przyrodzie wszystko ma swoje miejsce. Czy bez chwastów, kwiaty byłyby kwiatami? - znowu odpłynął. - Tak. Chwasty są silne, kwiaty piękne. Chwasty zabijają kwiaty swoim zdecydowaniem. Bądź zatem jak chwast! I unikaj zręcznej dłoni ogrodnika. - zaśmiał się cicho. W tym momencie do gabinetu wlazł rozjuszony Kawayama.
- Ile można mnie trzymać przed drzwiami! Jestem członkiem rady, do diaska! - pozostali członkowie tejże rady wcisnęli głowy za próg.
Zastanawiała się, jak Mizukage wytrzymywał z tym narwańcem. Gdyby to była ona, Kawayama juz dawno skończyłby z czymś ostrym w gardle bądź w mózgu przez oko. Oj, nie lubiła go nawet jeszcze bardziej, niż wcześniej.
- Nii-sama - zauważyła, przesuwajac dłonią po jego ramieniu jakby chciała w ten sposób ściagnąć go do rzeczywistości. - Rada najwyraźniej ma jakieś pomysły, które nie mogą czekać...
- Uważaj na słowa! - pogroził starzec.
- Kawayama-san...- Mizukage odwrócił się przodem do drzwi. - Skoro już się wprosiłeś, jak mogę ci pomóc?
- Nie zgadzam się na wysłanie kogokolwiek do Konohy! Nikogo. Teraz trzeba zadbać o bezpieczeństwo naszej wioski, ale taki gówniarz jak ty, tego nie zrozumie... Nie wiesz jak się prowadzi wojnę! Ba! Nie chcesz wiedzieć, bo nie słuchasz starszych ...
- Kawayama-san... prosiłem abyś nie podnosił na mnie głosu... - pomasował się po skroni. - Cóż za utrapienie. Dziękuje za twoje pełne energii uwagi. Na pewno wezmę je pod uwagę, podejmując już podjętą decyzję.
- Bezczelny... -jego dłonie zacisnęły się w pięści.
- Kawayama-san - tym razem odezwała się Shin. - Jeśli planujesz zaatakować Nii-samę, będzie ci to poczytane jako zdrada. Wiedz też, że i ja stanę ci na drodze, gdyż znasz mój obowiazek. Jeśli masz jeszcze trochę rozsądku, uspokój się i odstąp.
Powiedziała to pozornie niedbale jednak spojrzenie, jakie mu rzuciła, mogło wywołać ciarki na plecach. Przynajmniej u mniej doświadczonych shinobi.
- Głupia kobieto ... - mruknął - W takim razie ja również będę musiał podjąć odpowiednie kroki... - odwrócił się pięcie , po czym wyszedł.
- Miej go na oku... i znajdź rodzeństwo Gokai.
Wyszła, poprzedzajac to jedynie lekkim ukłonem. Cos czuła, że podstawowe potrzeby ciała pozostaną niezaspokojone dzisiejszej nocy.
 
__________________
Destruktywna siła smoczego płomienia...
Sani jest offline