Annie wpatrywała się w ciemność za oknem czekając aż autokar odjedzie. Pogoda robiła się coraz gorsza. Deszcz zmieszany ze śniegiem padał coraz mocniej. W końcu jednak policja najwyraźniej wyjaśniła wszystkie wątpliwości dotyczące zgonu starszej pani i można było jechać dalej.
W ostatniej chwili nadbiegł jakiś pasażer i wgramolił się do środka. Annie z lękiem zobaczyła, że mężczyzna ma rozwalony nos i mocno krwawi. Jednak na ofertę pomocy ze strony personelu zareagował, o dziwo, gniewem i wyzwiskami. Wyglądało to tak, jakby ktoś go przed chwilą pobił. Tym dziwniejsze było to, że nalegał na pozostawienie go w spokoju i szybki wyjazd ze stacji. Z drugiej jednak strony może po porostu się wywrócił, a należał do osób, które nie potrafiły przyznać się do swoich słabości.
Autokar opuścił stację i kontynuowali swoją podróż.
Przez jakiś czas Annie czytała jeszcze powieść, ale w końcu zmęczenie zaczęło brać górę. Wzięła kosmetyczkę, udała się do toalety. Zauważyła, ze większość pasażerów już udała się na spoczynek. W toalecie wyjęła szkła kontaktowe i umieściła je w pojemniczku i potem prawie po omacku wróciła na swoje miejsce. Ustawiła fotel w pozycji do spania i zwinęła się w koc. Przez chwilę wierciła się na posłaniu nieprzyzwyczajona do takich warunków lecz w końcu usnęła znużona monotonnym szumem silnika.
Obudziły ją krzyki przerażonych ludzi. Przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje. Poczuła powiew zimnego powietrza i poza wrzaskami słyszała huk pękających szyb, trzask rozrywanego metalu oraz dziwne słowa, jakby ktoś wykrzykiwał coś w łacinie!
- Łacina!? – pomyślała.
Jakaś siła szarpnęła autobusem, jakby jego przód zderzył się z czymś, i Annie poczuła, że leci bezładnie nogami w przód. Wpadła pod fotel przed nią czując, że prawą nogę przeszywa okropny ból. Czuła, że autokar przechylił się gwałtownie i wszystko poleciało w przód, łącznie z nią samą. Usłyszała kolejny huk i przeszywający bębenki uszne dźwięk dartego metalu. Znów coś uderzyło ją boleśnie w lewy bok, a biodrami jeszcze bardziej zapadała się w fotele. Była zbyt przerażona i zszokowana by krzyczeć.
Potem złapali przechył na prawą stronę i autokar znieruchomiał.
Nagle zrobiło się ciszej. Słychać było tylko jęki bólu. W autokarze było ciemno. Annie chciała wypełznąć spomiędzy siedzeń, lecz zakleszczyła się biodrami na dobre. Spanikowała. Zaczęła się szarpać i wspierać na rękach by wyrwać z uścisku, obawiając się, że przez swoje rozłożyste biodra utknęła na amen. Spanikowana zaczęła się rozglądać za jakimiś pasażerami, lecz nikogo nie zauważyła w pobliżu więc zaczęła wołać o pomoc.
Pojawił się jakiś mężczyzna – chyba drugi kierowca i przy jego pomocy wydostała się spod fotela. Kiedy mężczyzna wyszarpywał ją z pułapki usłyszała dźwięk dartego płótna i ból w nodze pogłębił się.
- Da pani radę wyjść sama? – zapytał spanikowanym głosem – Ja poszukam innych!
Pokiwała głową i zorientowała się, że to co uderzyło ja w biodro to jej plecak.
- „Cholera nic nie widzę! Ale nie będę teraz wkładać szkieł. Ale gdzieś na dnie plecaka powinny być moje stare okulary”
Otworzyła plecak i wśród tych ciemności próbowała wymacać dłonią podłużny kształt etui. W końcu udało jej się wygrzebać okulary i wtedy ktoś próbujący wydostać się z pojazdu trącił ja w ramię. Okulary upadły. Annie rzuciła się za nimi wyciągając rękę i mało co ktoś nie zmiażdżył jej dłoni ciężkimi butami. Zaczęła grzebać wśród sterty szkła i poczuła piekący ból gdy złapała za jakiś ostry odłamek. W końcu znalazła oprawkę okularów i mrużąc oczy dostrzegła na nich siatkę pęknięć. Aż zaklęła w myślach i ze złością odrzuciła je od siebie.
Wyjęła latarkę – paluszek z plecaka i przypomniała sobie o małym chłopcu. Postanowiła zobaczyć, czy nic mu się nie stało. Z zapaloną latarką próbowała przesuwać się na tył autobusu gdzie jak pamiętała siedział chłopiec z matką. Nagle punkcik światła oświetlił zakleszczoną stewardesę. Annie chcąc przyjrzeć się dokładniej zbliżyła twarz i zorientowała się, ze to tylko górna połowa jej ciała. Obrzydliwy fetor jej krwi i rozszarpanych wnętrzności powalił ja na kolana i zwymiotowała.
Chcąc oddalić się od smrodu w panice rzuciła się dalej ku tyłowi i znalazła leżącego chłopca. Zorientowała się, ze już niewiele może mu pomóc. Wtedy usłyszała, jak jakiś mężczyzna wrzeszczy histerycznie, że autobus wybuchnie i wszyscy mają z niego uciekać. Zdziwiła się, ze tak wielki facet mógł aż tak spanikować. Za to zorientowała się, że większość pasażerów już się pozbierała i o własnych siłach starają się opuścić pojazd. Z ulgą zauważyła, ze lekarzowi nic się nie stało.
Już miała wyjść, kiedy za jednym z siedzeń zobaczyła bezwładną parę nóg w rajstopach. Kiedy uświadomiła sobie, że jedyną kobietą w krótkiej spódniczce była Amanda Dee w panice rzuciła się do wyjścia.
Po drodze zgarnęła swój plecak o mało się o niego nie wywracając. Dotarła do wielkiej ziejącej dziury, w którą zamienił się przód autobusu ze zgrozą ujrzawszy, że z siedzenia kierowcy zostały strzępy.
Ktoś pomógł jej się wydostać z autobusu. Ugięła się pod nią prawa noga i poczuła, ze nogawkę ma przesiąkniętą krwią. Dokuśtykała do reszty pasażerów, którzy zebrali się w grupie poza autokarem. O dziwo mężczyzna, który był tak spanikowany wydostał się na zewnątrz i nawet zajął pomocą innym. Zobaczyła też, że inny mężczyzna rzucił na ziemię apteczkę i rozkazującym głosem kazał reszcie zająć się opatrywaniem.
-„ Co za trep!? Wydaje nam rozkazy? Myśli że jesteśmy jego oddziałem, czy coś?! Może to po prostu jego reakcja na stres.” – pomyślała.
Jako, że ludzie nadal wydawali się być zagubieni i w szoku, a rudowłosa kobieta zajęła się pomocą rannym Annie postanowiła też włączyć się do pomocy. W końcu kiedyś za namowami matki udało jej się skończyć kurs ratownictwa medycznego i niestety mogła się teraz sprawdzić w praktyce. |