Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 23:06   #11
Mizuki
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
Suna

Początkowo grupa shinobi podróżowała przez piaszczyste ziemie kraju Wiatru. Można śmiało stwierdzić, że dobra pogoda była dla nich niemałym utrapieniem. Słońce niemiłosiernie bombardowało swoimi promieniami ziemię, a nagrzany piasek parzył przy nawet krótkim kontakcie ze skórą.
Początkowo podróżowali w zwartym szyku. Cała grupa prowadzona była przez Yoshiro, u boku którego znajdował się Mihei. Dzięki swoimi zdolnością w porę miał informować wszystkich o ewentualnym zagrożeniu. Widać było, iż jego koleżanki z grupy całkowicie mu ufają i są przyzwyczajone do takiego stanu rzeczy.
O zachodzie słońca ninja z Sunagakure dotarli do terenów granicznych, znajdujących się pod jurysdykcją klanu Hyuuga .
- Tutaj się nieco rozdzielimy. Jeśli zobaczyli by ANBU, na pewno nie powstrzymaliby się od ingerencji. - oświadczył Kogaku.- Spotkamy się w tym punkcie, tuż za granicą wpływów klanu.- dokładnie wskazał palcem punkt na mapie. - Kiedy zajdzie słońce znajdźcie bezpieczne miejsce na odpoczynek. Umówmy się na czterogodzinny postój.
Po tej krótkiej rozmowie, zamaskowani ninja oddalili się w innym kierunku.
- TO nie byle kto... Dobrze potrafią skryć swoją obecność... Ale czy zdołają się skryć przed oczami klanu Hyuuga ?- zagadnął do wszystkich Mihei, kiedy grupy na dobre się rozstały.
Minęły kolejne godziny, pełne napięcia, ciszy. Przez ten czas grupa przemieszczała się o wiele wolniej. Wszystko byle tylko nie zdradzić w żaden sposób swojej obecności.
W pewnym momencie Mihei dał grupie sygnał, aby się zatrzymali.
- Ktoś tu jest... Jedna osoba. W pobliżu...- rozglądał się ostrożnie po koronach drzew. W jego ślady podążyła reszta. - Mam go ...- w dłoniach chłopaka błysnęły kunai'e, które następnie cisnął gdzieś w korony drzew. Atak okazał się jednak niecelny. Spośród liści wyskoczył rudowłosy mężczyzna w czerni, przypuszczając niemal natychmiast frontalny atak. Nobara zareagowała jednak błyskawicznie, wyskakując przed zielonowłosego z wyciągniętym ostrzem. Z taką samą szybkością odparowała atak obcego shinobi, a następnie kontratakowała , rozcinając go na pół jednym, ładnym cięciem. Ciało zamieniło się jednak w obłok białego dymu....
- To dziwne... Nie wyczuwam w pobliżu nikogo innego ...- Mihei w skupieniu spoglądał w miejsce, gdzie przed chwilą stał rudowłosy nieprzyjaciel. - Nie był z klanu Hyuuga ...

Kiri

Trzeba przyznać , że pod względem ekspresywności zespół wysłany przez Hamosha Gendou, był dobrany idealnie. Przez pierwszych kilka godzin podróży nie padło nawet jedno słowo , ze strony któregokolwiek członka zespołu. Docierając do granicy ziem kraju Wody , przesiedli się na prom. Oczywscie wymagało to sprawnego ukrycia swojego prawdziwego "fachu", przed pozostałymi podróżnymi. O tak wczesnej porze, promem zmierzającym do kraju fal podróżowali jedynie drobni kupcy i najemnicy.
Rankiem pogoda się pogorszyła. Szare chmury zasłoniły słońce, a wzburzone niebo mocno kołysało całym statkiem.
- Gdy znajdziemy się już w kraju Fal, będziemy musieli się spieszyć. Nie ma bowiem tam stałych promów z kontynentem, dlatego cały dystans będziemy musieli pokonać na nogach. Przeprawiając się przez cieśninę będziemy łatwi do wykrycia. Po opuszczeniu promu, musimy jak najszybciej wydostać się z miasta. - Kanashii pełnym spokoju głosem, wyjaśnił swoim towarzyszką plan działania. Stało się tak jak zapowiedział. Kiedy tylko statek dobił do przystani, trzyosobowy zespół wmieszał się w już rozbudzone miasto. Uliczki przepełniała ludzka masa, gwar, krzyki. Wszechobecny tłok tak naprawdę tylko im wszystko ułatwiał.
Wszystko szło jak po sznurku, do momentu , w którym mężczyzna nagłym gestem oznajmił im potencjalne niebezpieczeństwo. Zatrzymali się , po środku tłocznej ulicy. Dziewczęta początkowo nie były zapewne w stanie wychwycić niebezpieczeństwa jakie dostrzegł Kanashii. Po chwili nie było jednak żadnych złudzeń. W jednym z zaułków obok , na ułamek sekundy, ukazała im się postać w długim czarnym płaszczu i kapturze. Spod tego z łatwością wypatrzyły one białą maskę ANBU - niestety nie typową dla Kirigakure.
Cała sytuacja nie wzbudzałaby jednak takiego niepokoju, gdyby nie fakt, że postać w masce wykonała w ich stronę wyraźny gest, po czym zniknęła gdzieś w ciemnym zaułku.
- Mizukage-sama nie wyznaczył wśród nas dowódcy... Dlatego pozwolę sobie na takie pytanie... Co robimy ? - Shin zapewne nie wyczuła w głosie mężczyzny najmniejszej różnicy. Jego siostra wręcz przeciwnie - dostrzegła w nim nutę niepewności.


Dodane za Komiyame:

-Jaki jest plan działania?

Iruka naciągnął maskę na twarz.
-Musimy dostać się w pobliże wioski niezauważeni. Tak by przeciwnik nie domyślił się, w którą stronę oddala się Hokage. - spauzował zerkając na oddalających się towarzyszy. - Musimy również zlokalizować Shikamaru. Z tego co mi wiadomo, walczył na pierwszej linii przy wyłomie... Jednak walki ogarnęły szybko całą wioskę.

Komiyama przez chwilę ważył słowa senpaia. W jego umyśle kreśliły się różne sytuacje i możliwości.
-Myślę, że można to wykonać na dwa sposoby. Pierwszy to oczywiście dostajemy się w pobliże wioski, okrążamy ją zacierając ślady i wchodzimy od innej strony. Drugi sposób to po dostaniu się w okolice wioski rozdzielamy się i wchodzimy do wioski z trzech różnych stron. Choć i tak każdy z tych pomysłów ma swoje wady - pierwszy zbyt wolny, a drugi zbyt ryzykowny.

-Myślę, że wybierzemy plan numer dwa. Jednak, wy pójdziecie razem. Musimy się śpieszyć. I pamiętajcie ... Celem zadania jest odnalezienie Shikamaru a nie walka z wrogiem. - przemówił pouczającym tonem.

-Hai.. - odpowiedział cicho, a w fioletowych oczach przemknął błysk, gdy poczuł jak muzyka zaczyna grać gdzieś w jego duszy.

-Dobrze. W takim razie, zaczniemy od szybkiego zwiadu. - Iruka energicznym ruchem, wydobył z kiszeni niewielki zwój. Rozwinął go w powietrzu, jednocześnie zagryzając koniuszek palca. Przesunął zakrwawionym palcem po powierzchni zwoju. - Ninpo Kuchiyose no jutsu !- Na chwilę zasłonił go obłok szarego dymu. Kiedy rozwiał go wiatr, do ramienia mężczyzny uczepione były trzy , spore sowy. - Ikuzo ! - ptaki poderwały się w powietrze. - Wy ruszycie na północ. Ja na południe, jasne?

"Sowy?" - pomyślał ze zdziwieniem Eijiro, lecz na zewnątrz jego oblicze pozostało niezmienione - "Do zwiadu to one się nadają cudownie, ale w przypadku walki będę chyba zdany tylko na siebie.." - myśli jak puzzle powoli układały się w umyśle Komiyamy w jeden spójny obraz. Niektóre miejsca pozostawały niewypełnione, ale na to nie było rady, nie wszystko można przewidzieć. Pozostało parę ostatnich klocków do ustawienia, a wiec..
-W takim razie ruszamy w dwóch kierunkach, wkradamy się do wioski z dwóch różnych stron i szukamy Shikamaru-san.. gdzie w razie czego ustalamy punkt zbiorczy? Wzgórze Wielkich Hokage?

-Nie. Zbyt wielu cywilów. Punkt zbiórki jest tutaj. Przy czym jeśli odnajdziecie Shikamaru, wezwijcie sowę - wskazał palcem na niebo- wtedy pozostałe dają znak nam. Od tego momentu , każdy ma około dwudziestu minut aby tutaj dotrzeć. Dłużej nie wolno zwlekać . Jeśli po tym czasie ktoś się nie zjawi, ruszacie dalej. Czy to jasne ?

Ostatnie kawałki układanki wpadły na swoje miejsce, wszystkie aspekty zadania przeanalizowane i zaakceptowane, teraz już pozostawało tylko i wyłącznie ich wykonanie. Wewnętrzna muzyka z każdą chwilą coraz bardziej wypełniała duszę i umysł Eijiro ekstazą próbując ruszyć ciało w rytm swego odwiecznego brzmienia. Muzyka jest jak kolory którymi maluje się świat. Posiada tak wiele kolorów, odcieni, i połączeń tworzących razem przepiękny obraz, a jednocześnie hipnotyzujący słuchającego z siła wzroku dzikiego tygrysa. Jeśli zechcesz ją usłyszeć będziesz musiał się wsłuchać w jej cichy szept, ale nim się spostrzeżesz runie na Ciebie ogromną fala chcąc porwać i podporządkować sobie. Jednak silna wola wojownika powstrzymała te zapędy i utrzymała ciało pod swoją kontrolą, a jedyną oznaką tej wewnętrznej walki był błysk w fioletowych oczach. Sekundę później już nie pozostało nic oprócz chłodnego umysłu i precyzyjnej kalkulacji.
-Zrozumiano. Co z Hokage? - zapytał odruchowo zabójca.

-Hokage-sama jest z Sakurą i Hinatą. Nie martw się o jego zdrowie. Teraz twoim zadaniem jest odnalezienie Shikamaru. Jeśli to jasne, w drogę. Nie wolno tracić czasu. - odbił się od gałęzi, po czym jego sylwetka zaginęła gdzieś w listowiu.

Nim przebrzmiały słowa Iruki-san, Eijiro już zniknął z gałęzi pędząc w odwrotnym kierunku - na północ. Kilka odepchnięć i Hokage wraz z resztą grupy zniknęli w mroku wśród gąszczu gałęzi i drzew jakim były lasy wokół Konohy. Wewnętrzna muzyka, choć spacyfikowana, wciąż brzmiała gdzieś na granicy słyszalności. Za to wokół panowała głucha cisza. W tę ponurą noc nawet zwierzęta nie wychodziły ze swoich przytulnych legowisk. Jedna z sów Iruki szybowała bezszelestnie na wysokości na której poruszał się chłopak, ale kawałeczek oddalona od niego. Komiyama naśladował najlepiej jak mógł bezszelestnego przyjaciela, ale w odróżnieniu od niego on nie mógł latać. Co jakiś czas wprawny słuchacz mógłby usłyszeć delikatne stąpnięcie buta o gałąź drzewa. Na szczęście wyglądało, że nikogo w okolicy nie ma. Ani słuch, ani wzrok niczego nie zauważyły mimo, że pozostawały czujne cały czas. W ciągu kilku minut Eijiro przemierzył większą część drogi. W oddali nad lasem zaczęła się jarzyć łuna - widocznie pożary szybko się rozprzestrzeniły, a na ziemi od czasu do czasu przemknęła sylwetka jakiegoś zwierzęcia. W pewnym momencie poczuł zapach dymu, a w następnym wpadł w chmurę unoszonego pyłu, dymu i gorących iskier pochodzących z pożarów w wiosce i tych szybko rozprzestrzeniających się po okolicy. Chłopak zwolnił nieznacznie i obniżył delikatnie wysokość po której się poruszał. Zgodnie z zaleceniami Iruki trzymał się cieni unikając jak najbardziej możliwego spotkania. Na szczęście dym mu w tym pomagał więc nie zauważony przez nikogo przemykał z drzewa na drzewo, z gałęzi na gałąź wykorzystując każdy dostępny cień do zmniejszenia możliwości wykrycia przez wroga. Muzyka też najwidoczniej nie miała nic przeciwko skradaniu dzisiejszej nocy, nie narzucając się brzmiała spokojnie co jakiś czas akcentując jakąś nutkę. Minęło kilka kolejnych minut zanim zabójca przykucnął na gałęzi ukryty za grubym konarem, a przed nim rozpostarł się szeroko widok na wioskę. W wielu miejscach szalały pożary, a gdzieniegdzie kilka pożarów połączyło się tworząc morze ognia. Jeśli istnieje piekło to w tym momencie Konoha mogła kandydować jako jego przedsionek. Główna brama była wyważona, a mur w paru miejscach skruszony. Wszędzie unosił się smród spalenizny, dymu i popcornu. Z kolei myśli Eijiro krążyły po zupełnie innej orbicie "Brama. Łatwiej będzie wejść. Mury. Kilka potencjalnych dróg ucieczki. Pożary. Utrudni ciche skradanie. Dym. To akurat dobrze. Cywile. Kilku, reszta pewnie w schronach, też dobrze. No to ruszamy" - kilka sekund uczucia pędu i nieważkości, delikatne wyhamowanie o drzewo i sprint do bramy. Zabójca przywarł do ściany obok byłych ogromnych zawiasów do odrzwi. Bomba adrenalinowa właśnie wybuchła i powoli rozchodziła się po całym ciele użyczając swej siły całemu organizmowi. Chwila ciszy, szybki rzut okiem na ulicę za bramą. Muzyka jakby się obudziła pod wpływem napięcia i zaczęła żywiej krążyć wewnątrz chłopca. Na ulicy pusto, po lewej stronie pożar, część budynków już zawalona. Prawa strona jeszcze nie ruszona, tylko ściana jednego budynku została skruszona jakby pod wpływem ogromnej pięści. Ktoś tu walczył, ale chłopak nikogo już nie wyczuwał. Szybkim ruchem wyprysnął zza zawiasów i pomknął wzdłuż płonących budynków. Ogień na dachach budynków i dym skutecznie powinny utrudnić zlokalizowanie go przy samej ścianie. "Dobrze. Zadanie. Shikamaru-san był przy pierwszym wyłomie, na wschodzie, czyli tam zacznę szukać." Podjąwszy decyzję młody zabójca przeskoczył jednym susem ulicę, odbił się od ściany, wskoczył i przeturlał się po dachu po nie zniszczonej stronie ulicy by płynnym ruchem przejść do biegu jednocześnie starając się stanowić jak najmniejszy ciemny punkt wśród nocy.


W najbliższej okolicy wyłomu wszystko było zdewastowane. Piętrowe domy trawiły liczne pożary, część już dawno stała się ruiną. Ulice zasypane były przez gruzy, a prócz dymu i ciemności nocy, widoczność zmniejszał unoszący się w powietrzu pył.
Pomimo dobiegających zewsząd odgłosów walki, eksplozji i krzyków, Ejiro szybko mógł wyłapać jeden konkretny - głos Shikamaru.
- Kiba ! Kiba ! - miejsce , z którego dobiegał głos , znajdowało się gdzieś na dalej, w górę ulicy przy nim. Przez dym i pył tańczący w powietrzu, nie był jednak w stanie go dostrzec.


Eijiro starał się w miarę dokładnie określić położenie senpaia. Ton głosu Shikamaru odruchowo spowodowało reakcję obronną umysłu zabójcy i wyostrzyło jego zmysły w celu zidentyfikowania dowolnego zagrożenia. Chwilę później ruszył w stronę ruin z których dobywał się głos. Chłopak dobiegł do końca dachu i zeskoczył w dół między dym i ruiny budynków. Nasłuchiwał dalszych odgłosów, lecz już niczego nie usłyszał.

Po chwili ciszy , gdzieś pośród szarości "mgły" znowu usłyszał krzyk: "Kiba ! Otwórz oczy, Kiba !". Dopiero po chwili, ujrzał postać Shikamaru, który stara się unieść wielki głaz - kawał stropu budynku, którego gruzy leżały wszędzie dookoła. Jego ciało całe pokryte było drobnymi i średnimi ranami oraz sadzą.

-Shikamaru-senpai.. - szepnął Komiyama analizując nowe kawałki układanki życia. Kiba-senpai leżał przygnieciony, przypadkiem się tam nie znalazł. Także rany Shikamaru mogły się stać dość poważne jeśli za długo będzie je ignorował. Wciąż myśląc kierował się ostrożnie w stronę znajomych shinobi. Gdy wydawało się, że nic w okolicy niepokojącego nie ma Eijiro szybko skrócił dystans i pojawił się za senpaiem.
-Shikamaru-senpai, cieszę się, że żyj.. - zaczął, lecz ten obracając tylko głowę przerwał.
-Nieważne! Pomóż mi, szybko!
Eijiro spojrzał na Kibe. Spod głazu widać było tylko jego głowę i większą część klatki piersiowej, całe w poważnych oparzeniach. Mocno krwawi przez usta, prawdopodobnie ma krwotok wewnętrzny. Majaczy i nie kontaktuje. Może któryś z medyków, może Sakura-san mogłaby go odratować, ale głazu raczej się nie uda ruszyć we dwójkę. Szkoda...
-Shikamaru-san, Hokage-sama wysłał po Ciebie, mam rozkaz odnalezienia Ciebie i wycofania się na z góry określone pozycje..

- Hokage-sama mówisz ? - usłyszał niski, złowrogi głos za plecami. Z ciemności wyłonił się postawny mężczyzna, w niebieskim kimonie i naciągniętą na twarz, czarna maską. - To teraz panie ANBU powiesz mi grzecznie, gdzie jest Hokage-dono, czy mam to z ciebie wycisnąć ? - odgiął lekko głowę. Kilka kręgów w jego karku strzeliło głosno.

Eijiro przekręcił lekko głowę by zobaczyć kto do niego mówił. Muzyka żywiej zabrzmiała w duszy, jak krew i adrenalina ruszyła wzdłuż żył i tętnic. Muzyka z początku spokojna, polana gniewem rosła niczym fala, groźna i bezlitosna, niczym dziki żywioł wchłaniający ludzkie życia bez opamiętania.
-Śmieć, atakujący niewinnych nie powinien szeleścić w obecności ludzi. - po czym zwrócił się do senpaia, swoim wypranym z emocji głosem - Shikamaru-san, to smutne, ale Kiba-san raczej nie przeżyje, jego obrażenia są zbyt wielkie, a my nie mamy ani sił ani umiejętności, żeby go uratować..

Po policzkach Shikamaru spłynęły pojedyncze łzy, zmieszane z potem, krwią i sadzą.
- Kuso !
- Hora, hora ! Nie słyszałeś mnie panie ANBU ? - zamaskowany shinobi zdawał się jeszcze bardziej zirytowany. - Saa... - błyskawicznie wcisnął dłoń pod kimono, po czym równie szybkim ruchem cisnął w kierunku mężczyzn dwa kunai'e zaopatrzone w eksplodujące talizmany.

Fala muzyki runęła.. Widząc, że chwilowo Shikamaru-san nie jest zdolny do walki Eijiro ruszył naprzód jak najdalej od obu senpaiów. Czarny materiał semy i hakamy zawirował harmonicznie w obrocie, a ręce wyćwiczonym ruchem chwyciły rękojeści wysuwając płynnym ruchem sejmitary zza pasa.
-Shikamaru-san, proszę się otrząsnąć, albo przynajmniej trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. - rzucił na odchodnym do zdruzgotanego shinobi. Chwilę później muzyka porwała zabójcę w swój wir. Tym razem nie bronił się tylko poddał nurtowi. Spojrzał w stronę zamaskowanego przeciwnika zimnymi oczami bez wyrazu. Nadlatujące kunai'e poruszały się tak powoli. Uderzenie serca, dwa akordy, błysk stali i huk eksplozji po bokach. Podmuch gorąca, dymu i pyłu, a przed nim trup. Jak wielu wcześniej przed nim. Ciągle przyspieszając Eijiro ruszył w stronę wrogiego shinobi.

Shitetsu , widząc zbliżającego się przeciwnika, nieco ugiął kolana. Kolejny jego ruch był na tyle szybki, iż jego postać zdawała się dosłownie zniknąć , wtapiając się w jeszcze nie opadły pył. Kolejne kunai'e i shiurikeny wyleciały kolejno z prawej strony, zza pleców Komiyamy oraz po jego lewej stronie. Wszystko w krótkich odstępach czasu.
- Baka ! To zbyt wiele ! Musimy się wycofać ! - Shikamaru widocznie chciał ruszyć z pomocą, jednak po wykonaniu zaledwie kilku ruchów, jego twarz wygiął silny grymas bólu. Opadł na jedno kolano.

"Wyjścia mam trzy, albo on zginie i spokojnie się ewakuujemy albo staram się ewakuować Shikamaru samemu walcząc albo ostatecznie uciekamy obydwaj.. Iruka-san kazał unikać zbędnych konfrontacji.. Wakarimashita..". Myśli Eijiro przebiegały z prędkością błyskawicy. Kilka pierwszych kunai i shurikenów udało się sparować sejmitarami, kilka drasnęło chłopaka. Widząc jednak kolejne serie, Komiyma płynnie i z gracją przeszedł z biegu w obrót jednocześnie przycisnął sejmitary do siebie. Dzięki pędowi szybkiego biegu obrót nabrał jeszcze większej żywiołości i siły.
-Ken Odori.. Kaiten Kenbu! - powiedział cicho obracając się wokół własnej osi, po czym wyprostował ręce tworząc silny opór powietrza, a ciśnienie odśrodkowe wybuchło na zewnątrz wirującego kręgu który stanowił Eijiro.

Podmuch powietrza odrzucił we wszystkich kierunkach pozostałe ostrza oraz rozwiał pył i dym. Nie był on jednak wystarczająco silny, by stanowić większą przeszkodę dla Shitetsu. Shinobi nachylił się mocno, kopiąc jednocześnie nogami o ziemię . Szybko zmniejszył dystans, a na kilka metrów przed Komiyamą wykonał serie pieczęci.
- Raiton : Jibashiri ! - przedramiona mężczyzny pokryły wyładowania elektryczne, które następnie "wylały się" na ziemię przed nim. Z ogromną prędkością, wstrząsając ziemią, popędziły w kierunku ninja z Konohy.

Zaskoczony zabójca próbował odskoczyć, ale nie zdążył i elektryczna sieć go pochwyciła paraliżując i rzucając na ziemię. Po chwili ciało zamieniło się w kawałek jakiejś drewnianej podpory.

Shitetsu wykonał natychmiastowy zwrot. Chwycił za ostrze, po czym ruszył prosto na padniętego Shikamaru.

-Błąd.. - Eijiro wyskoczył z boku szarżując na przeciwnika ze wzniesionymi sejmitarami celując kilkoma pchnięciami i cięciami w ręce przeciwnika.

Nim ostrza dosięgnęły ciała zamaskowanego mężczyzny, ziemia pod stopami Ejiro zadrżała. Spomiędzy pęknięć w niej powstałych wyłoniła się sylwetka Shitetsu.
- Raiton : Hiraishin ! - naładowane dłonie chwyciły ramiona członka ANBU, a jego ciałem wstrząsnęło dojść silne wyładowanie elektryczne. Niemal w tym samym momencie , ciało ninja w niebieskim kimonie , który wyłonił się spod ziemi , zmieniło się w obłok białego dymu. Jak się okazało , pierwszy, być może prawdziwy Shitetsu pchnął Shikamaru. Członek rodziny Nara ostatkiem sił wykonał misterny unik. Ostrze kunai'a wbiło się głęboko w jego obojczyk. Następnie silne kopnięcie uderzyło w jego krtań , odbierając dech. Jounin padł na plecy kaszląc i próbując desperacko złapać oddech.

Eijiro poczuł wyładowanie elektryczne tak jakby ktoś go zdzielił młotem kowalskim. Widząc jednak co się dzieje z Shikamaru, szybko otrząsnął się i ruszył na postać wroga. Wpadł między nich i jednym z sejmitarów sparował kolejny cios wymierzony w Shikamaru, drugim zaś wyprowadził kontrę, której przeciwnik niestety z łatwością uniknął. Eijiro nie zrażając się wyprowadził kilka ciosów starając się dać senpaiowi czas na złapanie oddechu. W między czasie mruknął do będącej w pobliżu sowy Iruki:
-Leć, poinformuj Irukę o sytuacji.. ten tutaj jest ździebko kłopotem.
Shitetsu unikał kolejnych pchnieć i cięć .
- Chcesz mnie tym zranić ? - warknął chwytając za kolejny kunai. Ugiła nogi, po czym wybijając się z nich wyprowadził atak. Ejiro nie miał innego wyjścia niz zablokować to cięcie krzyzując oba ostrza w pobliżu swojej szyi. Męzczyzna wyprowadził ukradkiem niskie kopnięcie w bok kolana chuunina, wywołując ból oraz sprawiając , iż jego noga sama się ugięła. Teraz właśnie młody ninja z konohy mógł poczuć całą siłę ramion zamaskowanego przeciwnika.
- Mokuton no jutsu ! - gdzieś w pobliżu dało się słyszeć znajomy Ejiro głos. Z ziemi pomiędzy nim a zamaskowanym ninja wyrosły , z niewyobrażalną prędkością dwa konary. Shitetsu w ostatniej chwili dał dużego susa w tył, drewniane twory jednak wystrzeliły w pogoń za nim. Widząc to dał kilka fikołków w tył, ostatecznie wybijając się z rąk wysoko w powietrze. Jego ręcę poruszały się tak szybko, iż obaj ninja z konohy, do samego konca nie zauważyli szykowanej przez niego techniki.
- Raiton : Denpo no Jutsu ! - znowu niemal splótł dłonie na wysokości klatki piersiowej, a między nimi zaczęła kumulować się energia elektryczna. Widząc to , Yamato postanowił zareagować w stanowczy sposób. Wyskoczył przed jeszcze chyba zaskoczonego całym obrotem sytuacji, Ejiro i wykonał serię pieczęci.
- Moku Juheki no jutsu - przed nimi, z ziemi wyrosła drewniana kopuła, która w ostatniej chwili ochroniła ich przed wielkim , świecącym pociskiem wystrzelonym przez Shitetsu. Sam Yamato był zaskoczony prędkością z jaką poszybował w ich kierunku nieprzyjacielski pocisk. Cała drewniana bariera zadrżała, a na powierzchni, po wewnętrznej stronie pojawiły się widoczne czarne plamy - oznaczało to, iż technika raiton niemal przepaliła się przez barierę.
- Uff.. było blisko. - bariera zniknęła pod ziemią w tej samej chwili. Shitetsu właśnie umykał gdzieś pomiędzy ruinami. - Zajmij się Shikamaru-san. Ja postaram się go dogonić. Jeśli jesteś z grupy eskortującej Hokage, zamelduj mu to, będę ich śledził. - Nie oczekując reakcji, Yamato ruszył w pogoń.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 25-03-2010 o 21:06.
Mizuki jest offline