***
Nóż świsnął tuż koło ucha Telia, zahaczając je lekko i trafił w wiszącą za nim ozdobną tarczę. Prawdę mówiąc, trafniejszym stwierdzeniem było by: nóż wbił się w ścianę, po drodze rozłupując tarczę na dwie części; z których jedna z łoskotem upadła na podłogę. W karczmie zapadła głucha cisza, zakłócana jedynie przez brzęczenie unoszących się powoli w powietrze sztućców, gwoździ i monet...
- Zawsze.. zawsze możecie złożyć mi hołd...
Palona dotykiem Żmii księga syczała z bólu...
***
- Mówiłeś coś Gwilithu? Wyglądasz na strapionego.
- Nie ważne.
- En giliath celeir aen, i sűl eriol, avo estel awartho.
- Dziękuję ci za te słowa. A teraz wybacz, muszę przypilnować końca orszaku.
***
- Elbereth! Dodaj nam sił!
Strażnicy stali w obronnym kręgu, plecami do siebie. Każdy z nich trzymał przed sobą rozpaloną pochodnię. To i ich wiara w siebie było jedyną bronią jaką mogli przeciwstawić napierającej na nich ze wszystkich stron sile. Formujące się z wszechobecnej mgły upiory kurhanów z każdą chwilą stawały się coraz bardziej materialne. Wyciągały kościste łapy, szarpały skraje szat i włosy, zostawiały krwawe rysy na trzymających pochodnie dłoniach...
***
- Dalej! Nie szczędźcie koni!
Avaron z kompanią pędzili na złamanie karku. Nie wiedzieli po co i dlaczego. Do galopu pchało ich straszne przeczucie, którego źródło znajdowało się gdzieś w Bree. Pędzili bo gdy przyjaciele są w potrzebie pędzić trzeba...
***
Przerażony hobbit przedarł się przez zbity kłąb mgły. Przebiegł kilka uliczek słysząc za sobą przyprawiający o dreszcze dziki śmiech. Nawet nie zauważył strzegącego uchylonej furty mężczyzny. Minął go i wypadł na trakt, powoli tracąc resztki tchu. Jego bieg zakończył się równie niespodziewanie jak się zaczął. Potknął się o sterczący korzeń i trzasnął głową w pień przydrożnego drzewa, momentalnie tracąc przytomność.
***
- Dalej łajzy! - Zaryczał potężnej postury easterling, dosiadający godnego siebie wierzchowca. - Kat powiesi nas na hakach i żywcem wypatroszy jeżeli nie będziemy na czas!
***
Skulony w cieniu wschodniej furty stary, wytatuowany od stóp do czubka głowy dunleding szarpał resztki swoich długich, białych włosów. Były tu! Czuł jak wyciągają po niego ręce, wdzierają się do środka głowy i szepczą tuż przy naderwanym uchu! Jedynie ból pozwalał zachować mu przytomność.
- Bracia! Rhylaf, Brada, Yere! Gdzie jesteście bracia! Oszukał nas! Czarownik nas oszukał!
***
Jadący na czele ciężkozbrojny Numenorejczyk nie powiedział nic. Każdy z jego podkomendnych robił dokładnie to, co należy. Tupot ich koni i towarzysząca im złowroga aura płoszyła wszystko żywe, co mogło stanąć na ich drodze. Dobrze!
***
Wielki, chociaż wciąż bardzo młody, orzeł krążył nad Starym Lasem. Jaki wiatr zaprowadził go tak daleko od jego gniazda w Górach Mglistych, nie wiadomo. Może była to zwykła żądza przygód, może coś więcej. Z przestrachem, ale i fascynacją obserwował co też dzieje się w tych dzikich krainach. Zastanawiał się nawet czy nie obniżyć lotu, by zapytać któregoś ze swoich mniejszych kuzynów dlaczego, na Manwego, całe Śródziemie zmierza do tej małej ludzkiej osady...