Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2010, 22:28   #9
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość

Noc spędzona w tym mało istotnym miejscu mogła być całkiem przyjemna, gdyby było tu jakiekolwiek ciekawe zajęcie. Siedzenie w miejscu i przyglądanie się więdnącym z wolna kwiatom nie należało do ulubionych zajęć Ericha. Na terenie szpitala nie wolno było trzymać ściętych kwiatów, czegokolwiek co pyliło i pachniało, wszystko w imię dobra pacjenta, co by się nie zakaził pałeczką ropy błękitnej. Na studiach jeszcze przyszła mu myśl, czy oby przypadkiem był to jedyny powód, wszak dla niepoznaki każdy argument jest dobry by skuteczniej ukryć swoją tożsamość...

Istniał jeden problem, który zajął nieco przyćmiony procentami umysł, spoglądając na abstrakcyjne malowidło naprzeciw łóżka. Typowy człowiek wszak niezbyt rzucał się w oczy, każdy miał jakąś aurę, czymś emanował. Kolejne przekleństwo niosącego lekką śmierć, niewiele przyjemniejsze od samego faktu ponurej posługi – mała czarna dziura roztaczająca się wokół postaci idealnie kryła potencjał maga, jednak unoszący się nad ziemią kurz od najdawniejszych czasów informował o zbliżającej się armii, nawet jeśli zwiad nie potrafił stwierdzić kto atakuje. Założywszy ręce pod głowę, padł głową w miękkie poduchy by miast inspirującego nieba ujrzeć fikuśny żyrandol. Istniał on w swój własny, mało wymyślny sposób, poskręcany, zawinięty na końcach dając ostatecznie oświetlenie w kilku istotnych miejscach pokoju, jednak mijał się z gustami praktycznego Niemca.

Nawet jeśli Pierwsza nie była ulubioną sferą Ericha należało się z nią teraz zmierzyć. Tkanie wzorca... normalności? Tak, nazwałby to zapewne normalnością, nie było wcale takie proste. Jaki on tak naprawdę jest? Ważniejsze pytanie to tak naprawdę jaki jest na co dzień? Nie o mentalność wszak się rozchodziło, a o to jak widoczny będzie między ludźmi, aby jego magyiczne ja ukryć za obrazem zgodnym z paradygmatem śpiących. Choć nie będzie to obraz idealny, zawsze aktualny, to zapewni dozę bezpieczeństwa.
„I tak lepiej, by ten kto mnie przeskanuje odkrył maskowanie pierwszej, niż wielką czarną dziurę entropii...” Z tą myślą sięgnął po notes i wynotował 9 cech, które miały zakryć całe jego teraźniejsze „ja”. Po chwili nici płynące z samego Arché oplotły go niczym kokon i zakryły wstydliwą część para-natury maga. Niczym kapłan zarzucający kaptur na swą głowę ukrył swą tożsamość i mógł ruszyć by sięgnąć po to co każe mu jego przeznaczenie.

1. Młody
2. Chłodna determinacja
3. Nie może liczyć na szczęście
4. Wysoka koherencja, zorientowany w przestrzeni i czasie
5. Tkanki bez zmian patologicznych
6. Uporządkowany, jednolity charakter i prezencja
7. Brak cech nadnaturalnych (jak wygląda brak?)
8. Zdecydowany, silna osobowość
9. Zdrowy, wrzody żołądka (mógłbym je mieć, gdybym się przejmował)

Patrząc na notatkę, która miała służyć jedynie jako wzorzec uśmiechnął się sarkastycznie. Choć dla postronnego wyglądało to idiotycznie, mu pomogło wcielić myśl w metafizyczne ciało.

***


Zapominając o nieprzyjemnym początku podróży do kraju nad Wisłą młody lekarz spoglądał przez okno pociągu na rozległe lasy i pola. Życie tutaj toczyło się jak wszędzie, ziemia jak każda inna, a możliwe że i miejscami piękniejsza, bardziej dziewicza. Czy oznaczało to mniejszy rozwój tych terenów? Wyjeżdżając z rozległego miasta widział, że czarne scenariusze o kraju strawionym wojną są mocno przesadzone. Komuniści wszak też musieli gdzieś mieszkać i niestety odbiło to swoje piętno. Budynki były niezadbane, brudne, niczym najgorsze ulice Wiednia, nie mówiąc już o Frankfurcie...

„Nie jestem obiektywny...” – myśl jednak szybko uleciała, gdy w umysł wbiły się obrazy nędznej jakości dróg, starych samochodów i zniszczonych chałup stojących na skraju miasta. Takich zabytków jeszcze nie widział, a przez chwilę miał wrażenie, że znalazł się w zupełnie innym miejscu. Rzeczywistości przywrócił go z trudem ukryty chichot panny Alicji, któremu zawtórowały szemrania dwóch niesympatycznych pasażerów.

Starszy mężczyzna razem z osiwiałą kobieciną, zdawali się być małżeństwem. Skrzyżowanie spojrzenia z niemieckim obcokrajowcem niemal wywołało trzask przeskakującego wyładowania elektrycznego. Skrywając w sercach niechęć, być może nawet nienawiść, nie opuszczali jednak przedziału. Przypatrywali się im jedynie, a sporadyczne wymiany spojrzeń z przewodniczką z Wrocławia zdawały się być jeszcze bardziej jadowite. Rozważania maga skierowały się w stronę ciemnej natury człowieka, pełnej zawiści i karmienia się gniewem. To był ich przedział, w ich polskim pociągu – mogli tam siedzieć i napawać się swą nienawiścią. Kto wie czy ostatnia wojna nie dotyczyła ich osobiście?

Erich nie potrafił jednak wczuć się w tak niskie uczucia, by się umocnić czy też odrzucić swoje mało optymistyczne podejrzenia. Starsi państwo siedzieli dumnie, niczym ostatni bastion polskości. Starając się ich zignorować przyłączył się do nic nie znaczącej rozmowy z towarzyszami, ględząc o słodkich, czasem nieco poważniejszych sprawach.
Za oknami mijała wieś, pełna zniszczonych domów, źle ubranych ludzi, pełna brudu i zapomnienia.
„Czy oni mają chociaż prąd?” Biedni ludzie, biedny kraj...
Uśmiech pełen współczucia i sympatii, ale też szacunku, do kogoś kto potrafi żyć mimo trudów jaki zgotował człowiekowi nieprzychylny los, rozbił się o marsowe oblicza staruszków, którzy musieli szukać w tym jakiejś drwiny. Kobieta z beretem na głowie pochyliła się do staruszka i coś mu szepnęła na ucho. Pokiwał głową, zmrużył oczy patrząc na Ericha i coś odburknął.
„Nie moja to rzecz. Stary człowiek wie swoje. Jedynie w opatrzności można szukać lepszego losu dla nas wszystkich.” Przyłączył się do lekkiego śmiechu na opowiedzianą przez Kurta anegdotkę. Facet umiał rozładować napięcie, najwyraźniej umiał obchodzić się z ludźmi. Erichowi to bardzo odpowiadało, szczególnie w tej sytuacji.

***


Przybycie na miejsce, to jest na dworzec we Wrocławiu był triumfem żebraka w walce o kromkę chleba z rudym kundelkiem. To co zwało się dworcem było może i wielkie, ale jeśli Erich jakoś sobie wyobrażał koniec świata, to to miejsce byłoby idealnym miejscem do ukrywania się niedobitków już teraz. Ruszające miejscami prace remontowe dawały cień nadziei, jednak lepiej by dworzec był mniejszy i się godnie prezentował, niż straszył obcokrajowców taką szpetotą. Wychodząc do holu skierowanego na miasto miało się wrażenie przechodzenia przez jakiś bazar, gdyż po bokach były jakieś budki z jedzeniem, chyba zresztą nie pierwszej świeżości. Nieco dalej jakieś kramy z książkami i skrzyżowany drugi hol, pełen małych sklepików. Projektant chyba pomylił to miejsce z pasażem handlowym, a sprzedawcy branżę bo prócz jedzenia i azjatyckiej tandety nie było tu chyba nic więcej. Tylko załamać ręce i płakać. Według dostarczonej przez Hallervordena mapy był to sam środek niegdyś dużego miasta. Strach pomyśleć jak wyglądało, z bliska, bo nie zwrócił uwagi że wjeżdżają już na miejsce.

Przed dworcem był wielki plac, dużo pustej przestrzeni i kilka ulic zapchanych starymi samochodami. Chyba serce zabolało Ericha, gdy spostrzegł, że faktycznie, dokładnie przed nimi znajduje się ich cel podróży. W samym centrum miasta, przy dworcu, tam gdzie kręci się najwięcej ludzi.
„Idealne miejsce na węzeł i siedzibę... chyba tylko dlatego, że nikt by się tego nie spodziewał...”
Zabudowa w okolicy wiele się nie różniła, istniała więc nadzieja, że ten cały Wrocław nie jest aż takim pogorzeliskiem za jaki go z Kurtem uważali. Jeśli jednak centrum wygląda jak dzielnice robotnicze na zachodzie, to lepiej nie spodziewać się zbyt wiele po okolicy, o obrzeżach miasta nie wspominając.

***

Zaproponowany przez pannę Alicję obiad zdawał się Erichowi istną stratą czasu. Szczególnie, że zaraz po dotarciu do miasta mogli się zająć nieszczęsnym hotelem. Świadom jednak powagi zagranicznych biznesmenów, dla których jest to zwyczajna inwestycja, a już na pewno nie podejrzana intryga, musiał w duchu pogodzić się z opóźnieniem. Pocieszeniem było jedynie to, iż zabawią tu na pewno dłużej niż jeden dzień, inaczej Hallervorden już dawno rozwiązałby sprawę osobiście.

Mijając dwóch, jak można przypuszczać, Polaków magowie ze swą przewodniczką wdarli się do podejrzanej kamienicy. Erich był nieco podekscytowany, że sprawa sięga powoli punktu kulminacyjnego, jednak całe napięcie opadło, gdy minąwszy próg ujrzał cień niegdyś zapewne światłego hotelu. Puste korytarze i sala z kilkoma przykrytymi folią stołami i krzesłani – zapewne dawna restauracja, dawały jasno do zrozumienia, że życie w tym miejscu się zdecydowanie nie toczy. Osypujący się miejscami tynk i zdarta tapeta gryzły się z poczuciem porządku młodego maga, jedyne pocieszenie, że ktoś starał się by się tu nie kurzyło, przynajmniej na trasie schody-drzwi...

Po rozejrzeniu się po parterze przyszła kolej na piętro. Do tej pory nikt ich nie przywitał, zdawać by się mogło, że to zwykły blok mieszkalny, gdzie każdy może przyjść i odwiedzić swojego znajomego. Poziom na którym rezydowało nieszczęsne stowarzyszenie może nie oszałamiał przepychem, ale w porównaniu do korytarza na dole dawał o wiele przyjemniejsze odczucie. Alicja próbowała wyjaśnić co to jest Wrocławskie Towarzystwo Przyjaciół Ossolineum i jak to poprawnie wymówić, jednak zarówno Kurt jak i Erich szybko stwierdzili iż „tofaszy-stfo” jest łatwiejsze w wymowie, a i tak wiadomo o co chodzi.

Między nowymi drzwiami, na których wisiały eleganckie tabliczki, stały w kilku miejscach duże kwiaty w donicach i ławeczka. Dodawały one nieco sielankowego nastroju. Przechodząc przez korytarz, by zliczyć pokoje podróżni stąpali po zielonkawej wykładzinie, mającej zapewne ukryć braki w podłodze. Dziw brał, iż mieszkańcy potrafili się na tyle zorganizować. Byli to wszak ludzie, którzy mieszkają w starym, opuszczonym budynku, właściwie mając za granicę z miastem jedynie wiecznie otwarte drzwi wejściowe. Może ktoś się tym jednak zajmuje? To jednak kwestia do omówienia na później i to po zapoznaniu się z lokatorami.


Następne kondygnacje nadawałyby się zapewne do kręcenia filmów grozy czy filmów wojennych. Chrzęszczące szkło i kilka zabitych deskami okien dowodziły iż zimą musi być tu co najmniej zimno. Nie da się też uniknąć zagrzybienia, a może i uszkodzeń w instalacji elektrycznej. To na pewno niezbyt przyjemne miejsce. Erich jednak pomimo gratów wytypował jedno pomieszczenie, z w miarę szczelnymi oknami i sprawnymi drzwiami – choć bez kompletu kluczy, na miejsce gdzie będą mogli przebywać pracując nad sprawą hotelu. Co prawda należało to najpierw uprzątnąć i być może wstawić kilka mebli, jednak główny cel ich misji wymagał większej praktyczności (i oszczędności) niż ciągłe podróże do hotelu i przesiadywanie w restauracjach, gdzie zresztą będą stanowili małą atrakcję.

Opuścili pokój, który i tak na ten czas był nieistotnym punktem zaczepienia Erich na prośbę Kurta jedynie kiwną głową i z aprobatą przystał na propozycje.
- Nawet jeśli jesteśmy tu w celach biznesowych, nie powinniśmy zapominać iż nadal jesteśmy ludźmi i potrzebujemy nieco wygód. – Erich uśmiechnął się, gdyż dobrze rozumiał zmęczenie swojego towarzysza. - Dobrze też byłoby poznać miasto, gdzie nasza organizacja ma zamiar wspomóc lokalny rynek, miejmy nadzieję znajdując tu nie tylko nabywców. I zgadzam się z Kurtem, dobrze będzie zaznać trochę lokalnej kultury, bo też nie znoszę takiego próżnowania jak w tym... Gdansk-u. Los mam nadzieję się do nas teraz uśmiechnie, a pani Alicja raczy nam dopomóc. – Miał nadzieję nie psuł wieczoru Kurtowi, ale wnioskując po obrączce na jego palcu i bliskich relacjach Alicji z Markiem, nie miało to dla niego większego znaczenia. Nie przybyli tu dla rozrywki, a pozyskanie informacji i zaufania tłumaczki, zdawało się istotnym zagadnieniem.
 
Kritzo jest offline