Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2010, 00:26   #237
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Dzień zapowiadał się piękny. Słońce wznosiło się powoli na błękitne niebo, użyczając wszystkim swego blasku, grzejąc przyjemnie w twarze i napełniając otuchą. Soczysta, zielona trawa szumiała i aż prosiła, aby rzucić się na nią i odpocząć. Tym bardziej, że chyba wszyscy mieli ochotę się przespać. Ach, jak miło by było leżeć w tym morzu zieleni, patrzeć na płynące leniwie po niebie kudłate obłoczki i delektować się. Konie najwidoczniej też myślały o trawie, choć w nieco innym kontekście, bo raz po raz któryś próbował wyciągnąć w jej stronę łeb i złapać zębami choć kilka ździebeł. W pewnej odległości od drogi toczyła swe wody Silea. Żółte łachy piasku na zakolach, szumiące trzciny i tataraki, leniwy nurt i pluskające raz po raz ryby i inni mieszkańcy wód dopełniały sielskiego obrazka.
Drużyna jechała przed siebie. Maldred rozglądał się dookoła, bardziej chcąc nasycić swe oczy pięknym widokiem niż z ostrożności. W sercu zaś modlił się do swego boga. A miał mu trochę do powiedzenia. Musiał mu podziękować za bezpieczną noc i za piękny poranek. Musiał go poprosić o dotarcie bez przygód przynajmniej do Wilczego Grodu. Wiele też czasu poświęcił Mikhailowi, który wszak odszedł od nich na zawsze i to w bardzo niemiłych okolicznościach. I oczywiście, jak codzień, zanosił błagania o to, by jego stare ciało zniosło jakoś trudy podróży i by mógł jeszcze choć raz ujrzeć Silgrad. I o cierpliwość do swoich towarzyszy, szczególnie zaś do krasnoluda, który zamknięcie się choć na moment uznawał by chyba za ujmę na honorze.
Po dwóch godzinach podróży dotarli do Wilczego Grodu. Dla kapłana był to symbol dość istotnej zmiany. Brama w nieznane. Wszak od tej pory mieli porzucić dość bezpieczne rejony, będące cały czas pod władzą cesarstwa, a zapuścić się na obszary zasileańskie, zawładnięte przez rebeliantów, niegościnne i niebezpieczne. Od tej pory musieli mieć oczy dookoła głowy. Najpierw jednak trzeba było przejść przez obóz najemników, odwiedzić kasztelana grodu i być może uzupełnić nieco zapasy.
- Jadę do grodu - oznajmił Hasvid towarzyszom. - Muszę się tu spotkać z pewnym człowiekiem i myślę, że zastanę go raczej tam niż w tym bagnie.
- Najpóźniej za dwie godziny musimy opuścić miasto. W razie czego spotkamy się przy bramie - szepnął mu kapłan, gdy ten go wyprzedzał i szybciej niż reszta drużyny udawał się do miasta.
Reszta zaś jechała dalej tym samym tempem, aż dotarła do centrum obozu najemników. Zapach potu, brudu, szczyn i kiepskiej jakości alkoholu zapowiadał to miejsce już ze sporej odległości. Podobnie z resztą jak jęki i przekleństwa. "Nie ma to jak wojsko o świcie, bez bitwy w okolicy pomyślał Maldred rozglądając się po miasteczku namiotowym. Po chwili od ogniska wstała jakaś kobieta w zielonej sukni i wyszła im na przeciw.
- Ekhem. Witam. Nazywam się... nie, inaczej, przepraszam. Zwę się Mycil Roblin i jestem bardem-magiem. Chyba będziemy razem współpracować, mam nadzieję, że ta współpraca będzie owocna - powitała ich.
- Świetnie nowy bard, po tym jak nasz poprzedni, nadział się na broń oprycha, czuło się iż przegląd profesji w drużynie jest strasznie monotonny. Witamy - odparła z nutką sarkazmu w głosie Zoi, a kapłan dziękował Wielkiemu Słońcu, że nie puściła za dużo pary, jak mawiali pracownicy gorzelni.
- Ach, witam - powiedział z uśmiechem i entuzjazmem starzec. - Jestem Maldred, sługa Wielkiego Słońca. W istocie, po tym nieszczęśliwym wypadku na trakcie już nam zaczynało brakować muzyki. Bylibyśmy przeszczęśliwi, gdybyś mogła nam towarzyszyć w dalszej podróży. Obawiam się jednak, że będzie ona zbyt krótka, byśmy mogli nacieszyć uszy Twoimi występami - kontynuował markotniejąc nieco. Pokazał w stronę Wilczego Grodu: - Wszak oto cel naszej wyprawy już widać. Wilczy Gród, czyż nie tak zwą to miasto? Właśnie tam mamy zamiar się dostać i wspomóc kasztelana swymi nieocenionymi radami - tu wskazał na siebie i Theodore'a - oraz wspaniałymi zdolnościami bojowymi - zatoczył szeroki łuk wskazując pozostałych członków drużyny. - Nie powiedziano mi zaś, jakoby w radzie zasiadała jakakolwiek niewiasta. Jeśli jednak nocujesz w tym obozie, niewątpliwie zobaczymy się jeszcze, a miejmy nadzieję, że i zaszczycisz nas swoim występem. Zaś gdybyś przypadkiem niedomagała, koniecznie pytaj o mnie w głównej świątyni miasta. Tymczasem wybacz, czas byśmy przywitali się z kasztelanem i oddali swoim obowiązkom.
Rzekłszy to spiął konia i powoli pojechał w stronę wzgórza, na którym stał gród. Gotów był też w każdej chwili rzucić zaklęcie uciszające na krasnoluda, gdyby ten przypadkiem nie zrozumiał, że nie po to opuszczali Kamienny Gród cichcem, w obawie zdrady, żeby teraz wyśpiewać wszystko jakiejś dziewczynie i zabrać ją ze sobą tylko dlatego, że ich powitała.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline