Ogień powoli dogasał.
Vigus zziębnięty dorzucił trochę suchego drewna, aby podtrzymać płomień. Siedział na zimnym kamieniu i pocierając ręce rozglądał się dookoła. Wszędzie pachniało rosą. Zawsze lubił poranki. "
Dziś będzie lepszy dzień" powtarzał sobie każdego ranka. Lubił wschody słońca, dlatego też codziennie wstawał wcześnie rano, aby w pierwszych promieniach słońca poćwiczyć rzucanie nożami.
-
Można się dosiąść? - usłyszał kobiecy głos.
-
Jasne - odpowiedział i spojrzał na kobietę w zieleni.
-
Zwą mnie Mycil Roblin - powiedziała, po czym zaczęła objadać się śniadaniem.
-
Vigus, miło mi - odpowiedział szybko i także chwycił za grubą pajdę chleba.
W ciszy konsumowali swój poranny posiłek. Ogień znów zaczął dogasać. Powietrze ciągle było chłodne.
Vigus poprawił swoją brązową tunikę i założył kaptur na głowę. Wtem zauważył zbliżającą się do obozu grupkę ludzi, wśród których był także głośny krasnolud. Pokiwał głową, powstał i podnosząc prawą dłoń zwrócił się do przyszłych współtowarzyszy.
-
Jestem Vigus. Mam nadzieję, że moje umiejętności okażą się użyteczne - powiedział łotrzyk bawiąc się swoimi sztyletami.