Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2010, 10:53   #102
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Po słowach usłyszanych z radia wybuchła panika:
- Czy ktoś mi wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi? – zażądał Tomas, pełnym konsternacji głosem.
Cyrus coś przeklinał, wyprowadzony z równowagi, a i reszta dała się przez moment ponieść fali paniki. George Wasowsky, jako pierwszy spróbował jakoś uspokoić ludzi
-To pewnie wygłupy jakiś dzieciaków – powiedział - a Roban niepotrzebnie się denerwuje. Roban spokojnie, nie ma czym się denerwować. Panie Tomas przepraszam za kolegę, proszę się nie przejmować, wyjaśnimy to we własnym gronie jeśli Pan pozwoli.
Jednak młody Metal jakby nie usłyszał jego słów:
- Czy was pogięło?! – krzyczał spanikowany Kuba - Musimy uciekać. Już. Teraz. Nie ma czasu. - Krzyczał między wpychaniem różnych rzeczy do plecaka.
- Przecież dookoła nic nie ma. Dokąd uciekniemy?Michael Sanders mimo, ze przestraszony próbował zapanować nad emocjami.
- George ma rację porozmawiajmy – wtrącił się do rozmowy Derek - Z łaski swojej wybacz nam Tomasie. Wyjdziemy na zewnątrz by nie trajkotać Tobie nad uchem - spojrzał pytająco po wszystkich ocalałych z wypadku i rzezi w lesie.
Ale i jego spokojne słowa utonęły w krzykach kolejnego zdenerwowanego uczestnika katastrofy:
- Kuba. Spokojnie! Też chcę stąd kurwa spierdalać, lecz pomyśl! - zdenerwowany głos Johna Adlera wbijał się w nutki paniki. - Te zawodzenie słychać z CB! Z CB a nie z cmentarza! Zresztą na cmentarzu raczej nie będzie żywych. Jeśli już to ryzykowałbym ten indiański rezerwat czy coś o czym wspomniał Tomas. Ale nie wszyscy dadzą radę przejść górami. Mam propozycję. Tomas zna drogą! Poprowadzi mnie i kogoś jeszcze. kogoś najmniej poobijanego! Dogadamy się z ludźmi i wezwiemy do was pomoc! A wy spróbujcie przetrwać tutaj noc.

Derek lekko się uśmiechnął pod nosem zanim powiedział:
- Twoja wola przetrwania jest naprawdę kurewsko wielka Adler. Jak jeszcze rzucisz coś na temat kalek, starców i kobiet z dziećmi to się tobie na buty porzygam. Jak dla mnie możesz nawet na bosaka zapierdalać przez te góry. A skąd wiesz czy to właśnie nie Indianie wezwali tego czegoś w zemście na białych co?

- Ja uważam, że oni tu raczej nie przyjdą - nieśmiało wtrąciła Annie- myślę że chcą nas po prostu nastraszyć.
- W sumie to nie muszą straszyć dodatkowo Derek przeniósł wzrok na Annie - chciałbym żeby tak było ale sam nie wiem Annie...

- Co się mnie czepiasz, Derek! – nie dawał za wygrana John Adler – Ta twoja pieprzona noga to twój pieprzony problem, nie mój! Nie chcę zdychać tylko dlatego, że połamałeś sobie girę! A co do Indian. Kurwa! Może i to oni wezwali, ale jakoś nie wyobrażam sobie ich gadających po łacinie! Latro! Kurwa! Latro! To nie w indiańskim pieprzeniu! - widać po reakcji Adlera ze jest na skraju paniki.- A poza tym mają tam na pewno sprawne radio!

Słysząc, że zanosi się na dłuższą kłótnię Tomas dyskretnie opuścił pomieszczanie.

- Chyba źle mnie zrozumieliście – kontynuowała Annie po jego wyjściu - Oni tu nie przyjdą bo nie muszą. Teraz to już wystarczy ten pies i to coś co napadło na żonę lekarza, a czego nie było widać. Zresztą oni podczas tego ostatniego ataku tez się już nie mieszali tylko wyli coś tymi swoimi strasznymi głosami.

- Srać moją nogęDerek wyraźnie kierował te słowa do Johna Adlera - Mówię o twoim cholernym bohaterstwie. Twoim pieprzonym poświęceniu.... Derek wziął dwa głębokie wdechy by się uspokoić i nie pieprznąć Adlera w mordę. - Annie masz rację. Tam na dole się przyglądali ale dopiero później. Na początku atakowali. Teraz też tak mogą zacząć - przetarłem dłonią twarz "Myśl, myśl, myśl"

- Chyba rozumiem o co Ci chodzi Annie – znów wypowiedział się George Wasowsky - Gdyby się zastanowić, to ta "rozmowa" przez CB wyglądała tak jakby ktoś chciał nas wystraszyć, co mu się raczej udałoGeorge uśmiechnął się.

- Poświęcić - zaśmiał się złośliwie John Adler - Myślę racjonalnie. Zakładam, że ogar wybierze większą grupkę i uda mi się ocalić. A jak już będziemy wśród ludzi, w moim apartamencie w Colorado to mam w dupie wszelkie piekielne, kurwa, moce! Pójdę po pomoc, bo uważam, że samotnie, mam większą szansę, że Ogar mnie nie zeżre. Ma 666 sekund - nie może być w dwóch miejscach na raz. Mogę iść nawet z Tomasem, jeśli staruszek się zgodzi. Wygląda na krzepkiego, pomoc wezwiemy jeszcze przed zachodem słońca.

- Chronisz własne dupsko i tyle – Naskoczył na Johna Adlera Derek - Może do Indian poślemy kogoś innego niż Ciebie? To weź sobie jeszcze jednego odważnego, może ogar poleci za Wami i będziemy mieli kolejną noc za sobą. Kurwa mać. A skąd tak ufasz temu Tomasowi?

- Jak dla mnie Adler to możesz sobie iść– poparł ex-sportowca George - Z resztą proponuję, żeby wszyscy się zadeklarowali co chcą zrobić. Jeśli ktoś nie chce trzymać się w grupie wolna droga. Szczerze, to nawet nie będę miał do Ciebie pretensji, każdy jest kowalem swojego losu, dlatego Derek nie miej pretensji do Pana Adlera bo to tylko jego wybór i ma do niego prawo.

- Posyłać to sobie Derek możesz ślinę na buty!John Adler naskoczył na Dereka - Kurwa! Nie jesteś jakimś pieprzonym dyrektorem. Zrobię co będę chciał i już!

- A rób sobie co tam chcesz. – wycedził przez zęby Derek - Panie pieprzony Braveheart – Widać było, że był strasznie wkurwiony na Adlera

- No to cieszę się, że sobie wyjaśniliśmy – najwyraźniej i Georga Wasowskyego drażniła postawa Jonha Adlera - Skoro Pan Adler chce nas opuścić to myślę, że możemy kontynuować bez niego, chyba, że ktoś jeszcze chce się rozdzielać-powiedział bez złośliwości. Proszę się nie obrażać Panie Adler, ale skoro chce Pan iść sam, to lepiej, żeby nie słyszał Pan co reszta z nas tutaj ustali. W przypadku gdyby Pan był ofiarą, lepiej żeby Łowca nie wyciągnął z Pana wiedzy o tym co planujemy.

- No nie. Spokojnie. Poniosło mnie - John Adler rozłożył ręce w pojednawczym geście - Derek. Sorry. Uważam, że trzymając się razem mamy szanse, Ale że ktoś umrze. Chyba, ze wymyślimy coś, co ochroni nasze dupska. Ja nie chcę, kurwa, skończyć jak ten cały DOM. Nie chcę stać się karmą dla jakiegoś pierdolonego psa! Chcę przeżyć i zrobię wszystko, by przeżyć! Ale nie chciałbym, byście i wy ginęli. Chociaż szczerze, lepiej wy niż ja. Bez obrazy. Co stanie się jednak, jak te pierdolone trzy szóstki ofiar zostaną zabite? Możliwe że to i tak doprowadzi nas wszystkich do końca. Myśleliście o tym?

- A kto chce? – wzruszył ramionami DerekSłuchajcie, nie jestem żadnym pieprzonym Dyrektorem. Uważam jednak, że razem mamy szansę. Mamy wspólnie większa wiedzę, jesteśmy po prostu silniejsi jako drużyna a nie jako jednostka. Czy ktoś zna w tym towarzystwie łacinę i wie o czym było to całe wycie? Niech każdy przedstawi też co uważa za stosowne w tej chwili. A ile już zginęło ludzi?

- Niech pan nie przesadza z tą szczerością Panie Adler – zganił człowieka w garniturze George - , zachowajmy chociaż pozory człowieczeństwa. Co do propozycji Dereka to absolutnie się z nim zgadzam.

- Ja już zaproponowałem swój plan – zdenerwowanym głosem powiedział John Adler - Wezwać pomoc od indiańców. Jedna - dwie sprawne osoby i pan Tomas jako przewodnik. Przed zmrokiem dotrzemy jeśli utrzymamy ostre tempo.

- Też nie macie co robić, tylko się kłócić. – próbowała uspokoić sytuację Jenny Wattson - Adler jak chcesz to idź, nikt cię zatrzymywał nie będzie. Dla nas lepiej, może zajmiesz czymś te demony. W końcu mniejsza grupka będzie łatwiejsza do zaatakowania. Kto nie podziela punktu widzenia Adlera i jego karkołomnej wędrówki, niech się na chwilę uspokoi i powie, co według niego powinniśmy zrobić.

-: Ja jestem gotów zaryzykować, jeśli mi zaufacie – nie dawał za wygraną John Alder - Podczas wypadku tylko lekko się potłukłem. Prowadziłem zdrowy tryb życia. Uprawiałem sport - codziennie rano biegam i jem dużo błonnika. Dbam o siebie. Jestem w stanie szybko maszerować lub nawet biec w razie konieczności. jeśli tylko Tomas wskaże mi drogę mogę iść do Indian po pomoc. Uważam ze jestem w stanie pokonać ten dystans w szybkim tempie.

- No to ten ogar będzie miał z pana prawdziwie zdrowy posiłek, panie Adler – powiedział z kpiną siedzący do tej pory cicho Cyrus Parker. - Bogaty w błonnik - żołnierz wyłączył w końcu radio - Radio działało i bez mojej pomocy. To coś przylazło za nami i będzie za nami lazło póki się tego syfa nie pozbędziemy.

Nikt nie zwrócił uwagi na to, ze Cyrus podczas gdy oni kłócili się ze sobą podszedł do karabinu Tomasa i wyłuskał z niego amunicję.

- Słuchajcie Derek znów postanowił podzielić się swoim pomysłem - Może to co powiem nie zabrzmi pozytywnie, ale nie mamy z tym czymś szans, chyba że znajdziemy osoby, które przeżyły taką samą sytuację wcześniej. Padło już nazwisko jakiejś kobiety. W tej chwili nie pamiętam jak miała na imię, no i ten Nathaniel. Druga sprawa, co będzie jak ten szef Tomasa nie dotrze? Może ta cała sprawa z nim to jakiś pic na wodę? Może Tomas zajmuje się tutaj czymś innym? Cholera wie. To co mówi Adler nie jest głupie, ponoć indianie wierzą w duchy i całe to gówno, tylko czy są w stanie nam pomóc? Zróbmy tak. Cyrus - zwrócił się do żołnierza - jesteś obeznany z sytuacjami podnoszącymi adrenalinę. Chciałbym, żebyś się rozejrzał po okolicy. Nie musisz iść sam. Na razie w pobliżu tego całego campingu. Zobaczysz czy może nie ma w pobliżu jakiegoś środka transportu, czegokolwiek. Poza tym dzięki temu sprawdzimy alibi Tomasa. Ktoś ma inne pomysły? Mówcie. Śmiało. Tylko szybko bo czasu mało

- Ludzie, nie czas na kłótnie! – do rozmowy dołączyła Holy - Pomyślmy rozsądnie... To coś najwidoczniej będzie za nami lazło niezależnie gdzie pójdziemy ... Według Dereka mamy czas do zmroku, w tej chwili nie może nam nic zrobić tylko straszyć.... John ma rację, pomijając „altruistyczne” przesłanki nim kierujące... ktoś powinien spróbować przedostać się do tego rezerwatu i wezwać pomoc... Co do reszty... wydaje mi się że tym domu możemy przetrwać... O ile teraz zrobimy wszystko by dostatecznie odgrodzić się od tego czegoś by nie wdarło się do środka...

Derek spojrzał smutno na Holy
- Nie chcę Ciebie Holy, ani innych odzierać z nadziei ale... Nathaniel mówił, że nic, żadne drzwi czy coś innego nie powstrzyma tego ogara – powiedział.


- Jasne, mogę iść się rozejrzeć. – zgodził się Cyrus - Ale na wojnie to wygląda inaczej, a i moje kondycja już nie ta sama co przed poparzeniami. Kto idzie ze mną? Tylko żebym nie musiał go nieść... A i jeszcze jedno, Derek wyglądasz na kogoś odpowiedzialnego, więc pozwól tu na ucho - gdy sportowiec stanął obok żołnierze ten powiedział mu szeptem - Trzymaj - wręczył wyjęte naboje z karabinu Thomasa - Mogę wam się przydać a staruszkowi, chociaż to żołnierz, za bardzo nie ufam. Będziesz umiał je załadować?

Derek poszedł za Cyrusem. Trzymał w dłoniach naboje, które mu dał - Szczerze Cyrus? Ja nigdy nie trzymałem w łapach gnata. Nie umiem ich załadować

- Mogę iść z Tobą Cyrus. – zaproponowała Jenny - Tylko nie przesadzajmy z tym zwiadem. Trzeba w miarę szybko wrócić i ustalić co robimy.

- Patrz Derek Cyrus kontynuował rozmowę szeptem - Masz tam po prawej stronie, takie jakby lufciki. Po prostu wpychasz w nie naboje lekko je popychając do przodu. Gdy już się nie będą mieściły, unosisz rygiel do do góry, do tyłu, do przodu i do dołu. Ma całkiem sporą lunetę więc celowanie to pikuś nawet do cywila - tutaj odwrócił się od chłopaka i powiedział do Jenny - Twarda z Ciebie babka, nie ma co. Chodźmy zanim się nie ściemniło. Weźmiemy ze sobą Thomasa, powiemy mu na czym sprawa stoi. Jeśli jest czysty powinien wiedzieć z czym ma do czynienia.

Derek: - Cyrus, ale to jest karabin Tomasa...

- A Patrick był synem tamtej kobiety - tylko tyle powiedział żołnierz po czym skierował się do drzwi a Jenny ruszyła za nim.


Jenny Watson, Cyrus Parker

Wyszliście na zewnątrz. Przed wejściem stał paląc papierosa, Tomas. Echo podniesionych głosów waszych towarzyszy dochodziło bez trudu do jego uszu.
- Na spacerek, żołnierzu ? – zapytał Cyrusa, a kiedy Jenny nie patrzyła puścił do niego oko i wykonał dłonią gest O.K.

Ruszyliście przed siebie nie mając specjalnie sprecyzowanych planów. Szukaliście wszystkiego, co mogłoby rzucić więcej światła na miejsce w którym się znaleźliście.
Pierwsze kroki skierowaliście w stronę jeziora. Plaża przed nim była piaszczysta, a woda ciemna i cicha. Unosił się nad nią charakterystyczny zapach gnijących wodorostów i rybich łusek. Omietliście wzrokiem oddalony o dobry kilometr drugi brzeg. Opady śniegu zmalały, teraz z nieba jedynie od czasu do czasu spadał drobny puszek. Nic. Żadnych zabudowań – tylko drzewa i nadbrzeżne zarośla. I cisza. Ponura, przytłaczająca cisza. Dla kogoś przyzwyczajonego do szumu miasta było to dość przerażające doświadczenie. Czujecie się tak, jakby ktoś obserwował was gdzieś niedaleko. Obserwował, czaił się i czekał, by zaatakować. Może faktycznie tak było?

Wróciliście w stronę ośrodka. Mijacie zniszczone, zdewastowane domki kempingowe z których pozostały tylko ruiny. W pewnym momencie, Cyrus, na jednym z nich dostrzegłeś coś ciekawego. Jakiś nie pasujący do wszystkiego element. podszedłeś zaciekawiony bliżej i ujrzałeś ... fragment żółtej taśmy policyjnej leżący nieopodal domku. I kolejny. i Kolejny. Miejsce zbrodni. Sądząc po ilości pasków walających się w trawie – dość dawnej ale i też dużej zbrodni.

Jenny, od kiedy wyszliście z ruin pensjonatu czujesz, ze twój ból głowy rośnie. Pulsuje w skroniach i pod nimi. Kiedy Cyrus pokazał ci żółte policyjne taśmy usłyszałaś niespodziewanie ... płacz dziecka dochodzący z ruin kempingu, przy którym stoicie.
Kiedy jednak zajrzałaś ostrożnie do środka po wyrwie, która niegdyś była oknem, ujrzałaś jedynie kawałki potłuczonych szkieł, przegniłych desek i gnijących liści. Jednak w uszach nadal pobrzmiewał ci głos płaczącego dziecka oraz inny, nowy dźwięk – indiańskie zawodzenie oraz .. odgłos spadającego ostrza i mlaszczące dźwięki ciętego nim ciała, rozrąbywanych kości. Dziecięcy płacz, te ciche kwilenie słyszalne jedynie gdzieś w głębi głowy, ucichło, a wraz z nim inne odgłosy. To było jednak tak realne, tak straszliwie realne, ze poczułaś, jak nagły strach chwyta cię za gardło.
Masz dziwne przeświadczenie, ze kiedyś wydarzyło się w tym miejscu coś niezwykle straszliwego. Jakaś ogromna, trudna do zrozumienia tragedia, jakiś akt niewyobrażalnego okrucieństwa! Czułaś też, że nie jesteście w tym miejscu bezpieczni! Że pozostając w tych zgliszczach skazujecie się na los gorszy od śmierci!
Twoje serce wybija dzikie rytmy! Krew pulsuje pod czaszką! Panika rodzi się w podbrzuszu i rozlewa mdlącą falą rozpaczliwej bezradności po reszcie ciała.
Musisz ostrzec innych!
I znów usłyszałaś w uszach indiańskie zawodzenia. tym razem nie wydawały się one straszne... Raczej dawały poczucie nadziei, jakieś ukojenie. Złudną obietnice ... bezpieczeństwa?

Poza tym na terenie ośrodka nie ma nic, co byłoby przydatne. Ot. Po prostu ruina w środku lasu. Tym dziwniejsze staje się w nim przebywanie tak dobrze zaopatrzonego Tomasa.

Reszta

Rozmowa trwała w najlepsze, kiedy Cyrus i Jenny udali się na swój mały rekonesans. Spierano się o różne plany. Część chciała uciekać w stronę osady Indian, znajdującej się ponoć jakieś 8 mil od was. Część optowała za tym, by pozostać. Część nie za bardzo wiedziała, co macie robić, czekając – jak owce na swojego pasterza – by ktoś pokazał im właściwy wybór. Padały argumenty, kontrargumenty, propozycje i kontrpropozycje. Żadna jednak ze stron nie zyskała przewagi, nie zdołała przekonać drugiej do swojego pomysłu.

Kiedy wszyscy zajęci byliście ustalaniem dalszego planu działania ty, Holy, dyskretnie zajęłaś się sprawdzaniem zapasów Tomasa. Sprawdziłaś po kolei pootwierane skrzynki – nic – tylko zapasy jedzenia, świece, baterie i inne przedmioty niezbędne do przetrwania na odludziu.
W pewnym momencie jednak odsunęłaś koc przykrywający jedną ze skrzynek i ujrzałaś coś, po czym głos zamarł ci w gardle

http://chce.to/content/grzesiek86/bi...DA9B729340.jpg

oraz

http://img25.imageshack.us/img25/5460/glock9.jpg

i

http://www.nocarz.pl/wp-content/uploads/mp5.gif

a do tego jeszcze

http://www.bron.waw.pl/img/amunicja.jpg

To zmienia wiele. Bardzo wiele.


- Musimy się, kurwa, szybko zdecydować – mówi John Adler. Jeśli mamy iść do Indiańców, musimy się szybko zdecydować, jeśli chcemy mieć szansę zdążyć przed zmrokiem.


W tym momencie wchodzi Cyrus i Jenny – ta druga bardzo blada.

Tomas jeszcze został na zewnątrz. Pali papierosa.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 12-04-2010 o 21:06.
Armiel jest offline