Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2010, 17:04   #63
Yarot
 
Yarot's Avatar
 
Reputacja: 1 Yarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnieYarot jest jak niezastąpione światło przewodnie
Deszcz stukał o szyby i nie zamierzał przestać. Na kałużach robiły się wielkie bąble i spływały powoli w stronę kratek odpływowych. Cała grupka wyszła przed szpital. Listopadowa aura nie sprzyjała zarówno spacerom jak i nawet dość szybkim marszom. Podróż do niezbyt odległej Radości tylko na własnych nogach była nie lada przedsięwzięciem. Autobus podmiejski chodził jeden na godzinę, na samochód kręcił nosem Konrad, zatem pozostawał pociąg. Stacja kolejowa nie była daleko więc ten kawałek można było przejść piechotką uciekając przed kolejnymi falami deszczu.

Stefan patrzył na całe to towarzystwo i pod nosem powtarzał sobie tylko jedno: "Co ja tu robię?" Dobry uczynek już spełnił. Co prawda księdzu nie pomógł, ale jednemu z jego parafian tak. Nie sądził, że tak to się skończy. Usłyszał tutaj wiele dziwnych rzeczy, ale jakoś nie chciało mu się ich wiązać ze sobą. Ciekawe o czym rozmawiali będąc u księdza. Stefan ten czas przesiedział w poczekalni patrząc na wyścig kropel i na ładną buźkę dziewczyny z apteki szpitalnej. Blondynka, jasna cera, delikatny makijaż i drobny kolczyk w uchu. Uśmiechała się do każdego, kto tylko podszedł do lady. Stefan sam chciał już podejść, gdy zobaczył, że jego nowi "znajomi" wracają. Milczeli i byli smutni, co świadczyło o tym, że wizyta nie była udana. Nie chciał się o nic pytać, bo nie miał w tym interesu. Przyprowadził tu Władka i tyle.
Idąc teraz do stacji kolejowej i rozchlapując kolejne kałużę czarnymi glanami, miał szczerze dość tego dnia. Dobrze, że już wracali, bo jakoś dziwnie zatęskniło mu się za konsoletą, kiepskimi imitacjami głosów i jeszcze bardziej miernymi imitacjami zachodnich gwiazdek próbujących śpiewać. Dreszcz przeszedł mu po plecach. Dobrze, że już stację było widać, to teraz łatwiej będzie iść.


W poczekalni było cicho, śmierdziało moczem i było zimno. Dobrze, że na resztce rozkładu jazdy uchował się kawałek z bieżącą godziną. Pociąg miał przyjechać już za parę minut. Nikomu jakoś nie uśmiechało się czekanie tutaj kolejnych kwadransów. Stefan wyszedł przed budynek poczekalni i zapalił papierosa. I tak nikt nie zauważy jego zniknięcia. Tutaj też nikt nie spojrzy się na niego krzywo, za to że pali. Miał to w dupie i z lubością smakował cierpki smak nikotyny na języku. Od czasu do czasu wpadało mu w ucho słowo lub dwa z całego ich potoku, jaki płynął z poczekalni. Najwyraźniej wszyscy mieli problem ze spaniem i jakoś wiązało się to z księdzem. On na szczęście sen miał twardy i mocny. Miał też z kim spać więc i nawet czasami było przyjemnie. Stefan uśmiechnął się i zaciągnął się na samo wspomnienie. Nieopodal zaryczała syrena pociągu. Rzucił niedopałek do kałuży i ruszył na peron.

Podróż zabrała niecałe 10 minut. W końcu to tylko dwa przystanki, choć pociąg wlókł się jak żółw. Wreszcie żółty skład stanął na stacji Warszawa Miedzeszyn. Deszcz przestał padać. Można było mokrymi ulicami ruszyć do domu. I tak Stefan miał iść nieopodal kościoła, to ruszył w towarzystwie Władka i pozostałych. Szare drzewa, szare domy wielorodzinne i wilgoć w powietrzu. A tu przecież zima za pasem. Wszyscy przyspieszyli, jakby też czuli to samo i mieli dość marznięcia. Co prawda nie padało, ale kto wie, co będzie za parę minut. Dzięki temu w pobliże kościoła dostali się w kwadrans. Stefan pożegnał się z każdym i ruszył dalej. Widział jeszcze, jak cała grupa wchodzi na teren kościoła. Odwrócił się tylko raz, a potem ruszył do siebie. Czas na coś rozgrzewającego. Dość tych mglistych oparów jesieni, która nie może się zdecydować, czy odejść czy jeszcze posmęcić. Na Garncarskiej zapadła cisza przerywana przejeżdżającym samochodem albo pędzącym pociągiem. Sobotnie popołudnie zaczęło się niezbyt ciekawie.
 
__________________
...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._
Yarot jest offline