Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2010, 19:30   #131
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
Sen powoli zdawał się wypuszczać ją ze swych objęć, jednak Azrael bynajmniej nie miał takiego zamiaru, przynajmniej nie teraz. Jego towarzyszka, nie będąc jeszcze do końca wybudzona, jedyne co czuła to lekki uścisk na ramieniu i łaskotanie jego długich włosów na swym policzku. Mężczyzna chciał skorzystać z takiego jej stanu, stanu w którym już nie śpi się tak naprawdę, ale nie jest się jeszcze w stanie do końca wybudzić.

- Wiem, że obiecałem Ci dawno temu, że nie opuszczę nigdy Twego boku, siostro. – szepnął, mocniej zaciskając dłoń na jej szczupłym nadgarstku.- Wiesz, że nie mam w zwyczaju rzucać swych słów na wiatr, jednak... Doprowadziłem Cię tutaj, zapewniając Ci bezpieczeństwo w czasie Twej podróży. Tu jednak się z Tobą rozstanę...

Długo musiał bić się z myślami i własnymi uczuciami, nim wreszcie wstał od jej łózka i bezszelestnie podszedł do drzwi. Za oknem powoli wschodził świt, zalewając niewielki pokoik bladoróżowym światłem.

- Niech Cie Światło prowadzi, najdroższa...

Gdy parę chwil później Uriel, oddychając ciężko usiadła na łóżku, w pokoju nie było już nikogo prócz niej. Z przerażeniem w oczach rozejrzała się dookoła, jednak im bardziej kręciła głową, im bardziej starała się wmówić sobie, że to jakiś żart, tym bardziej jej dłonie drżały. Ze strachu.

- Azrael? – wyszeptała cicho, odrzucając cienkie przykrycie pod którym spała, wstała i podbiegła do drzwi, jednak korytarz za nimi również był pusty, a na domiar złego nieoświetlony i ciemny.- Azrael?! – krzyknęła, chociaż powoli zdawała sobie sprawę z tego, że krzyczenie donikąd ją nie zaprowadzi, a jedynie ściągnie tu kogoś poruszonego jej wrzaskiem. Na wpół skulona usadowiła się na podłodze, przyciskając mocno plecy do ściany nawet nie zauważyła jak przez szpary w zawilgotniałej podłodze zaczynają przedzierać się pojedyncze, zielone pędy trawy. Nienawidziła być sama, miała do tego dobre powody...

* * *

Z gospody wyszła o poranku, na brukowanej ulicy zalegała jeszcze gęsta, zimna mgła jednak nie przeszkadzała jej ona w ogóle. Wręcz przeciwnie, otoczona nią czuła się bezpieczniej, szybkim krokiem ruszyła przed siebie, dokładnie tą samą ścieżką, którą schodziła wczoraj z Azraelem, wchodziła teraz z powrotem do wyższych partii miasta. Zabudowania wokół niej stawały się czystsze i schludniejsze, jednak słońce nie zdawało się podzielać entuzjazmu tutejszych architektów, na każdą część miasta, czy to slumsy czy ogrody bogaczy świeciło tak samo. Lub raczej nie świeciło, bo pogoda tego ranka nie była nawet odrobinę lepsza od wczorajszej. Właściwie to pogrzmiewało już od samego rana, brakowało jeszcze tylko deszczu, ale tego wolała nie wypowiadać na głos. Złośliwość natury nie znała granic, w końcu to wiedziała, można by powiedzieć, z pierwszej ręki.

Gdy dotarła wreszcie do Grzmiącej Twierdzy usadowiła się wygodnie na kamiennym murku okalającym upstrzone białymi kwiatami klomby. Nie chciała na razie ryzykować ponownego spotkania z tutejszymi zbrojnymi, bo choć miała przy sobie wszelkie potrzebne papiery, bez Azraela u jej boku nie czuła się zbyt pewnie. Od paru dobrych dziesięcioleci podróżowali razem, zawsze nierozłączni, on zawsze w gotowości gdy dziać się miała jej jakaś krzywda, zawsze na miejscu gdy wspomnienia ostatnich stuleci wracały doń w najmniej odpowiednich momentach. Westchnęła cicho, czując przyjemny zapach kwiecia stała się nieco spokojniejsza, nico tylko, bo dziwaczna aura nieskończonego, którą wyczuła wczoraj, była tu jeszcze bardziej namacalna. Uniosła lekko głowę i zadarła nos, przyglądając się samemu czubkowi sławetnej twierdzy, a do głowy przyszło jej pewne bardzo stare przysłowie.

„Najciemniej jest pod pochodnią”

- Gdybym wierzyła w przeznaczenie, gdzie powinnam się teraz udać? – zapytała po cichu samą siebie, gładząc palcem rudą wiewiórkę, która nader przyjaźnie podbiegła do niej, całkowicie bez lęku jakby tresowana. Kobieta uśmiechnęła się lekko, kątem oka obserwując plac. Gdyby była Nieskończonym w świecie pełnym swych wrogów, najlepszą dlań pozycją byłaby ta na samym szczycie hierarchii społecznej...
 
Suryiel jest offline